Biała Gwiazda nieposkromiona - relacja z meczu Wisła Can Pack Kraków - Energa Toruń

Mistrzynie Polski w pojedynku na szczycie okazały się lepsze od toruńskiej Energi. Starciu towarzyszyły ogromne emocje, a pełną pulę zgarnęły faworytki większej części publiczności.

Torunianki przyjechały do stolicy Małopolski bardzo zmotywowane. Chciały dobrze wypaść na tle mistrza i przede wszystkim grały niezwykle swobodnie. Ten luz przełożył się na skuteczność. Zawodniczki trafiały prawie każdy rzut, szczególnie z dystansu. Sygnał do boju dała liderka teamu Maurita Reid. Za moment uwidoczniła się Małgorzata Misiuk i gospodynie zaczęły odstawać. One akurat nie zaskakiwały niczym specjalnym. Popełniły także kilka prostych błędów. Oczywiście Jantel Lavender wypełniała normę. Wspierała ją Justyna Żurowska - Cegielska, aczkolwiek to było za mało, by objąć prowadzenie. Mocne wejście z ławki zaliczyła bowiem Agnieszka Makowska dokładając m in. następną "trójkę" i jej ekipa mogła mówić o niezłym położeniu. Po pierwszej kwarcie wygrywała 24:20.
[ad=rectangle]
Obraz zmienił się w drugiej partii. Akcję "2+1" wykonała Gintare Petronyte, dzięki czemu Biała Gwiazda z nawiązką odrobiła straty. Zarazem zastosowała twardszą obronę własnego kosza uniemożliwiając rywalkom tak łatwe zdobywanie punktów jak wcześniej. Energa ewidentnie gubiła się przy poszczególnych zagraniach. Chwilami przypominały one wręcz improwizację. Jeżeli nie dawały rady przymierzyć zza łuku wówczas przychodziły problemy.

Jednak słabszą serię przełamała Katarzyna Suknarowska. Wkrótce potem uaktywniła się Rebecca Harris i w krakowskim obozie znów zagościła niepewność. Zwłaszcza, że zanim nastała długa przerwa przewinienie techniczne złapała Allie Quigley, co nie pomogło w przebiegu rywalizacji. Faworytki publiczności przegrywały 37:39.

W trzeciej "ćwiartce" obserwowano mnóstwo fizycznej walki. Drużyna gości wiedziała, że jeśli kiedykolwiek ma ograć krajowego czempiona to właśnie teraz. Przypuszczalnie nadal pamiętał on ostatnią porażkę w Eurolidze i odpadnięcie z tych rozgrywek, a ponadto kontuzja wykluczyła Farhiyę Abdi. Niemniej podopieczne Stefana Svitka nie poddawały się. Wręcz przeciwnie. Obudziły w sobie ogromną wolę zwycięstwa. Zrozumiały, że inaczej upragniony triumf zostanie jedynie marzeniem.

Świetnie zachowała się Żurowska Cegielska. Doświadczona skrzydłowa wymusiła faul na Małgorzacie Misiuk, która od razu kwestionując decyzję sędziego otrzymała jeszcze popularny "dach". Koszykarka Wisły wykorzystała każdą okazję, poprawiając ogólny bilans. Nie zawodziła też Lavender. Amerykanka może wyglądała jakby była nieco zmęczona, lecz w ważnych sytuacjach należycie wypełniała swoje zadania.

Nadzieje Katarzynkom znów przywróciła Suknarowska umieszczając piłkę w obręczy z dużej odległości. Tyle, że część jej koleżanek preferowała zbyt indywidualny styl, co niosło liczne pomyłki. Przed decydującą batalią rezultat brzmiał 57:51. Zespół w czarnych strojach wciąż posiadała szanse, by zgarnąć pełną pulę, ale złote medalistki TBLK również znały stawkę pojedynku.

W czwartej odsłonie techniczne przewinienie zanotowała Amanda Jackson, doskonale pokazując ile tego wieczoru znaczyły emocje. Przyjezdne starały się wszelkimi sposobami zaskoczyć małopolski kolektyw. Nie brakowało wręcz ekwilibrystycznych "strzałów". Tu pomysłowością wykazywała się choćby Reid.

Finalnie wojnę nerwów pomyślnie zakończyły dziewczyny spod Wawelu. Nawet straty i faule, które zdarzyły się parę sekund przed syreną nie zniweczyły trudu. Tym samym pokonały głównego ligowego konkurenta umacniając swoją pozycję w tabeli.

Wisła Can Pack Kraków - Energa Toruń 70:66 (20:24, 17:15, 20:12, 13:15)

Wisła: Lavender 20, Żurowska-Cegielska 15, Quigley 11, Vandersloot 6, Ouvina 5, Petronyte 5, Skobel 5, Ziętara 3.

Energa:
Reid 18, Suknarowska 12, Jackson 8, Makowska 7, R. Harris 7, Misiuk 6, Fikiel 4, Walich 2, A. Harris 2, Pawlak 0, Ajduković 0.

Źródło artykułu: