Dotychczas toruńscy koszykarze lwią część zwycięstw w tegorocznym sezonie odnieśli głównie we własnej hali przy ulicy Bema. Jedyny raz na wyjeździe beniaminek Tauron Basket Ligi triumfował trzy tygodnie temu w Kutnie. Do pełni szczęścia w pozostałych spotkaniach brakowało dobrze rozegranych końcówek oraz przede wszystkim doświadczenia w krajowej elicie, które cały czas zbiera ekipa prowadzona przez Miliję Bogicevicia.
[ad=rectangle]
Z czego wynika wyjazdowa niemoc torunian? - Nie wiem jaka może być tego przyczyna - odpowiada w rozmowie ze SportoweFakty.pl niski skrzydłowy Jarosław Zyskowski junior.- Wiadomo, że we własnej hali wszystko pomaga. Są miejscowi kibice, obrzucane kosze i parkiet. Ponadto w sali przy Bema trenujemy praktycznie codziennie, a na wyjazdach tego wszystkiego brakuje i jest znacznie ciężej - dodał Zyskowski.
Torunianie mają jeszcze teoretyczne szanse na awans do fazy play-off. Muszą jednak przede wszystkim zacząć zwyciężać na wyjeździe. W najbliższą sobotę (godz 17:00) będzie o to niezwykle trudno, gdyż ich rywalem będzie aktualny mistrz Polski i lider tabeli PGE Turów Zgorzelec. W pierwszej rundzie Tauron Basket Ligi torunianie przegrali z PGE Turowem tylko 70:80. Teraz także może spodziewać się wyrównanego pojedynku.
- Rzeczywiście, w sobotę szykuje się nam bardzo ciężki pojedynek. Do Zgorzelca nie pojedziemy tylko na wycieczkę, gdyż będziemy chcieli tam coś ugrać. Nasza forma idzie w górę, co pokazał nasz najlepszy mecz w sezonie z Polpharmą Starogard Gdański. Teraz jesteśmy w gazie i chcemy pójść za ciosem. Nie może być też gorących głów - podkreślił Zyskowski.
Co musi jeszcze poprawić Polski Cukier Toruń, żeby wygrywać poszczególne końcówki ligowych spotkań? - Niestety, przy każdym przegranym spotkaniu brakowało gdzieś wykonanej jednej lub dwóch akcji, celnego rzutu osobistego lub zbiórki. Naprawdę szkoda tych końcówek. Może jednak w drugiej fazie rozgrywek ta sytuacja się odmieni - zakończył Zyskowski.