Karol Wasiek: Za wami pierwsza runda w Tauron Basket Lidze. Jak ją pan ocenia?
Paweł Turkiewicz: Na pewno nieco inaczej sobie ją wyobrażałem. Chciałem, żeby tych zwycięstw było więcej. To by zawodnikom dało taką pewność siebie, że mogą grać na poziomie ekstraklasy, zwłaszcza tym, którzy są z pierwszej ligi. Trzeba sobie powiedzieć, że rzeczywistość bardzo mocno ich zweryfikowała, ale nie poddajemy się. Cały czas dajemy im ten pozytywny impuls do walki. W pierwszym roku chcemy, aby ci zawodnicy zrozumieli, jak ciężko trzeba pracować, aby grać na takim poziomie.
Pierwsza połowa w Sopocie pokazała, że jednak mogą grać na takim poziomie...
- To prawda. Zawodnicy uwierzyli, że mogą grać jak równy z równym z Treflem Sopot. Aczkolwiek na przestrzeni całego meczu trudno jest rywalizować z drużyną, która trafia 17 trójek! Coś niewiarygodnego. Dawno czegoś takiego nie widziałem.
[ad=rectangle]
Może po pierwszej połowie zawodnicy za bardzo uwierzyli w siebie?
- Może tak. Aczkolwiek uważam, że miło było popatrzeć na naszą grę, zaangażowanie, chęci, charakter. Wynik nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Zawodnicy mocno walczyli i jestem zadowolony z ich postawy. Wierzę w to, że w drugiej rundzie zaprezentujemy się z jeszcze lepszej strony. Mam nadzieję, że tych zwycięstw będzie więcej, niż w pierwszej rundzie.
Nadal największym mankamentem jest defensywa?
- Cały czas próbujemy nowych rozwiązań, ale trzeba sobie powiedzieć, że trudno jest grać w defensywie, kiedy czterech graczy grozi rzutem z dystansu.
Jest wakat na pozycji rozgrywającego po tym jak odszedł Vance Cooksey, a kontuzji nabawił się Sebastian Szymański?
- Jest wakat, ale wszystko uzależnione jest od naszych środków. Zobaczymy co będzie dalej...
Jak trener skomentuje postawę Cookseya w tych czterech meczach?
- W ogóle nam nie pomógł. Nie jesteśmy klubem, który szasta pieniędzmi. Miał być zawodnikiem, który zrobi różnicę, ale niestety tak się nie stało. Nie był skuteczny, nie kreował gry, nie pomagał nam w organizacji systemu. My nie jesteśmy przechowalnią dla zawodników zagranicznych. Wolę postawić na młodych Polaków, m.in. Piotra Śmigielskiego.
Słyszałem, że Cooksey w ogóle nie przykładał się do obowiązków...
- Nie chcę już tego komentować. Powiem tak - niektórzy gracze amerykańscy nie do końca rozumieją powagę sytuacji. Myślą, że przyjeżdżają jako gwiazdy i wszystko im się należy. A tak nie jest. Mają przyjechać i pomóc drużynie.
Co z Robertem Lewandowskim? Dalej chce pan z nim współpracować?
- Wierzę w ludzi. Jeżeli komuś daję szansę, to chcę ją dać do samego końca. Jeżeli ktoś jej nie wykorzystuje, to wówczas się żegnamy.