A.J. Slaughter w kadrze? Mam mieszane uczucia - rozmowa z Robertem Skibniewskim, reprezentantem Polski

- Z jednej strony chciałbym, żeby to polscy gracze decydowali o obliczu reprezentacji i prowadzili ją do sukcesów. Z drugiej jednak strony to jest biznes - mówi nam Robert Skibniewski, gracz Śląska.

Karol Wasiek: Wracając jeszcze do tematów reprezentacyjnych - taki wynik, jaki osiągnęliście, chyba wziąłbyś w ciemno przed eliminacjami - pierwsze miejsce, dwa zwycięstwa z Niemcami...

Robert Skibniewski: Na pewno. Brałbym w ciemno taki wynik, ale niekoniecznie w takim układzie meczów. Chodzi mi tutaj o porażkę w Austrii. Generalnie jednak końcowy bilans wszystkich spotkań wyszedł jak najbardziej w porządku.

Były obawy przed samymi eliminacjami?

- Jedyną moją obawą był fakt, czy podołam fizycznie w tych wszystkich meczach. To było moje jedyne zmartwienie. Wiem, że zabrzmiało to trochę egoistycznie, ale takie miałem odczucia. Od pierwszego treningu trener Mike Taylor pokazał, jak wielkim jest fachowcem. Razem z całym sztabem szkoleniowym czyli Pawłem Turkiewiczem, Wojtkiem Kamińskim, Krzysiem Szablowskim i Markiem Popiołkiem wykonali kawał naprawdę świetnej roboty. Mieliśmy odpowiedzi na wszystkie nasze pytania. Wystarczyło jedynie dobrze egzekwować ustalone założenia. W pewnym momencie to zaskoczyło.

[ad=rectangle]

Dałeś radę fizycznie - jak to oceniasz z własnej perspektywy?

- Oczywiście, że dałem radę. Jestem z tego powodu bardzo dumny. Chciałem z tego miejsca bardzo podziękować Arkowi Markiewiczowi oraz Dominikowi Narojczykowi, którzy zrobili wspaniałą robotę. Pierwszego dnia usłyszałem od nich, żebym im zaufał, niczym się nie przejmował. Początki były trudne, ale później było już tylko z góry... Na tej współpracy wyszedłem naprawdę dobrze.

Jak ci się podobała ta pozytywna filozofia trenera Taylora?

- To jest nowa szkoła dla nas. Dużo ostatnio się o niej mówi. Ludzie się kształcą w tym kierunku, przeglądają internet, czytają różne książki. Cała zabawa polega na tym, żeby wdrożyć tę filozofię w życie. Trenerowi Taylorowi się to udało. Ja osobiście jestem dużym fanem tej filozofii. Myślę, że większość kadrowiczów było pod dużym wrażeniem. Bardzo cieszę się, że te eliminacje zakończyły się dla nas udanie. Jestem zadowolony z faktu, że drugi rok z rzędu będziemy mieli tego samego trenera.

Robert Skibniewski: Dzisiejsza gra przypomina szachy
Robert Skibniewski: Dzisiejsza gra przypomina szachy

Można powiedzieć, że idealnie wpasowałeś się w taktykę trenera Taylora...

- Tak, bardzo. Dla trenera Taylora zawodnik musi czuć się komfortowo w każdej sytuacji. Dlatego pokazuje mu nie jedną a kilka opcji w ataku i obronie. Kilka lat temu jak zaczęli pojawiać się zagraniczni trenerzy w naszym kraju, to oni uczyli nas koszykówki. Nauczali nas wszystkiego od podstaw, czasami grało się jak po sznurku, z "klapkami na oczach". Trener mówił "idź w lewo" to ty bez względu na to czy widziałeś w tym sens czy nie, miałeś iść w lewo. Zawodnicy są jednak coraz bardziej świadomi swoich zagrań czy założeń taktycznych dlatego coraz bardziej zaczynają kombinować, czytają grę. Dzisiejsza koszykówka przypomina mi w pewnym sensie szachy. Musisz odpowiednio reagować na wydarzenia na boisku i starać się przewidywać zamiary przeciwnika.

Szkoda, że nie przyznano nam organizacji mistrzostw. Wówczas byłaby to taka wisienka na torcie...

- Oczywiście. Dobrze to ująłeś - wisienka na torcie, ale nie można mieć wszystkiego od zaraz. Argument był taki, że Polska w 2009 roku organizowała mistrzostwa Europy. To był za krótki okres przerwy. Trzeba jednak oddać, że zarząd bardzo mocno się starał. Nie udało się - trudno. Teraz trzeba zbudować mocną reprezentację, tak aby godnie zaprezentować się na EuroBaskecie.

Co masz na myśli "mocną reprezentację"?

- Myślę, że ktoś na pewno dołączy do tego zespołu, aczkolwiek ciężko powiedzieć, kto to będzie. To są moje prywatne odczucia.

Może A.J. Slaughter dołączy do kadry. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

- Mam mieszane uczucia. Z jednej strony chciałbym żeby to polscy gracze decydowali o obliczu reprezentacji i prowadzili ją do sukcesów. Z drugiej jednak strony to jest biznes. Teraz pojawiła się myśl o naturalizacji gracza, bo ktoś uznał że taki gracz sprawi, że reprezentacja Polski zacznie grać lepiej. Jeżeli ma być to obcokrajowiec,który w jakiś sposób będzie identyfikował się z Polską, sprawi ogromną różnicę na parkiecie i spowoduje, że polska reprezentacja powalczy o pierwszą ósemkę na Mistrzostwach Europy, znacząco poprawi jakość naszej gry i co najważniejsze będzie lojalny wobec tej reprezentacji, to mógłbym to w jakiś sposób zrozumieć. Dawać jednak pierwszemu lepszemu z brzegu - to nie ma kompletnie sensu. Ważne jest to, żeby się identyfikował z naszym krajem - miał np. żonę, dziecko. Coś pokoju Olisadebe, czy Thomasa Kelatiego. Zawodnik ten powinien być lojalny wobec Polski.

Źródło artykułu: