Michał Fałkowski: Prawie cztery tygodnie w treningu. Jak układa się współpraca z trenerem i resztą zespołu?
Maciej Raczyński: Bezproblemowo. Jesteśmy po trzech sparingach, dwa z nich wygraliśmy. Szkoda, że tak wysoką porażką zakończyło się starcie z Rosą Radom, bo jeszcze na początku czwartej kwarty było tylko sześć-siedem punktów przewagi rywali, ale z drugiej strony wyniki nie są najważniejsze. Ogółem - cały czas uważam, że idziemy w dobrym kierunku, pracujemy mocno i w weekend sprawdzimy się silnymi rywalami na turnieju w Toruniu.
[ad=rectangle]
Jesteś zadowolony ze swojej roli w zespole? Sporo grałeś w trzech meczach sparingowych.
- Tak. Jestem pozytywnie nastawiony, bo rzeczywiście grałem troszeczkę więcej, niż się spodziewałem. Myślę jednak, że to wypadkowa treningów, na których pokazuję, że warto mi ufać. Trener powtarza mi bym, wychodząc z ławki, dawał impuls zespołowi, przede wszystkim w obronie i właśnie w ten sposób staram się działać na parkiecie.
Jesteś z Włocławka, czyli grasz w swoim macierzystym klubie. To dobrze, czy źle?
- Tylko dobrze, dlaczego miałoby być źle?
Zazdrość i zawiść to naturalne ludzkie cechy.
- Szczerze powiem: w oczy nikt mi nigdy nic nie powiedział negatywnego. A tym, co ewentualnie wypisywane jest w Internecie, kompletnie się nie przejmuję. Nie mam już 18 lat, a gdybym się wszystkim przejmował, to prawdopodobnie nie mógłbym spać w nocy. Każdy kto mnie zna, wie, że zawsze podchodziłem rzetelnie do swojej pracy.
Ale jest coś takiego, chyba taka utarta łatka, że Maciej Raczyński pasuje bardziej do 1. ligi, niż do ekstraklasy.
- Ciężko mi się do tego odnieść. Powiem tak: jestem graczem Anwilu, jestem w swoim rodzinnym mieście i liczę, że właśnie tutaj, nawet pomimo tego, że mam 30 lat, uda mi się udowodnić parę rzeczy.
Masz coś do udowodnienia?
- Mam, i to nie tylko sobie, ale również paru osobom. Wiem, że ilu jest kibiców, tyle będzie teraz opinii na temat moich słów, ale mam wrażenie, i wierzę, że stać mnie na to, by jeszcze zaistnieć w ekstraklasie i, nawiązując do tego, co powiedziałeś, również w inny sposób w świadomości kibiców.
A trenerzy? Co z nimi? Zaszufladkowali ciebie jako gracza do defensywy, jako gracza, który może być tylko zadaniowcem?
- (chwila zastanowienia) Trochę tak, ale z drugiej strony - miałem w swojej karierze sezony, na przykład w Zielonej Górze, gdzie grałem sporo.
Rozmawiałem z paroma osobami o tobie. Nikt nie powiedział mi o tobie złego słowa, a najwięcej pochwał zebrałeś za swoją etykę pracy na treningach.
- Nie chcę mówić o sobie w ten sposób, to zawsze brzmi trochę nie na miejscu. Po prostu robię to, co kocham, oddaję całego siebie zespołowi, trenerom, kolegom z drużyny i nigdy nie odpuszczam. Mam wrażenie, że to się ceni.
Ostatnio grałeś trochę więcej w AZS Koszalin, gdy trenerem został Igor Milicić. Wcześniej, pomimo obecności Milicicia w sztabie trenerskim koszalińskiej ekipy, grałeś nieporównywalnie mniej.
- To prawda. Tak naprawdę dzięki Igorowi Miliciciowi zagrałem trochę więcej w końcówce sezonu, gdy rywalizowaliśmy w dolnej ósemce. Być może wynikało to z tego, że znamy się z Igorem jeszcze z dawnych czasów i wspólnych występów w Anwilu przed dwunastoma laty i Igor wie, że może mi zaufać w większym wymiarze czasowym.
[nextpage]Jak będzie w Anwilu?
- Do tej pory jestem bardzo zadowolony i pozytywnie zaskoczony. Rozmawiałem z trenerem Mariuszem Niedbalskim przed okresem przygotowawczym, potem już w trakcie przygotowań rozmawiałem jeszcze raz i jestem zbudowany tym, co powiedział mi szkoleniowiec. Przede wszystkim utkwiło mi w pamięci to, że trener stwierdził, iż jestem potrzebny zespołowi. Po tych słowach moja pewność siebie momentalnie skoczyła w górę. Coach przekazał mi, że liczy na mnie w wielu aspektach i choć oczywiście niczego mi nie gwarantuje, to jednak widzę, że patrzymy w tym samym kierunku. Okazał mi zaufanie, teraz ja postaram się za nie odpłacić.
Trener Niedbalski mocno pracuje z każdym z nas i stara się wydobyć z każdego to, co najlepsze. Myślę, że dobrał sobie zawodników po dogłębnej analizie i dobrał w ten sposób, by Anwil był maksymalnie walecznym i charakternym zespołem. Praktycznie każdy z chłopaków ma coś do udowodnienia, łącznie ze mną.
Charakterem można dużo ugrać...
- Dokładnie. Nie da się rozegrać sezonu bez porażki, więc mam nadzieję, że ten charakter będzie tym, co pozwoli utożsamiać się z kibicom z nami, nawet w obliczu przegranych. Taką mam nadzieję.
Czujesz się na 30 lat?
- Odpowiem tak: na jednym z pierwszych treningów mieliśmy uzgodnić między sobą kto, o której godzinie przychodzi na masaż, ustalając to za pomocą hierarchii wieku. Wiadomo, starsi gracze mieli możliwość wyboru pory dla siebie najdogodniejszej. I gdy odezwałem się, że jestem w tej grupie, która będzie wybierała godziny, wówczas Deonta Vaughn popatrzył na mnie zdziwiony i zapytał: "To ile ty masz lat? Przecież wyglądasz jak junior!". I tak chyba jest. Moje ciało zdecydowanie nie ma 30 lat.
A głowa?
- Też, ale w sporcie, w tym kontekście, to właśnie ciało może stanowić przeszkodę. Ja mam to szczęście, że nigdy nie doznałem żadnej poważnej kontuzji, nie licząc skręconych kostek, ale tego typu urazy są wpisane w życiorys koszykarza. Myślę, że zawsze dobrze dbałem o siebie, mocno pracowałem w okresie przygotowawczym, a także w okresie po zakończeniu sezonów. Moje ciało jest odpowiednio przygotowane i okazuje się, że nawet jak kiedyś doznałem złamania kości nadgarstka, w Zielonej Górze, i przez trzy dni nie mogłem nawet kozłować, ale czwartego dnia nałożyłem jakieś usztywnienie i... zagrałem mecz. Notabene, przeciwko Anwilowi, i wygraliśmy (śmiech).
79:69, pamiętam tamto spotkanie. Kończąc powoli rozmowę, powiedz proszę, jak zapatrujesz się na przepis o sześciu Polakach w składzie? Przepis, który daje gwarant pracy 96 polskim graczom.
- Ciężko się wobec niego jednoznacznie ustosunkować. Myślę, że jest on problematyczny, ale na równi problematyczny z tym, że gdy kiedyś do Polski przyjeżdżał zawodnik z zagranicy, to musiał być dwa razy lepszy od Polaka i było wiadomo, że będzie gwiazdą, a w najgorszym razie - wartością dodaną. Dzisiaj natomiast często mamy do czynienia z graczami, którzy przyjeżdżają na testy i... nagle słuch o nich ginie, bo tak szybko, jak przyjechali, zdążyli już odjechać.
[b]
Przepis o Polakach daje ci pracę. Ale moim zdaniem nie jest to zdrowe, jeśli istnieje jakakolwiek gwarancja pracy na pewnej grupy ludzi.[/b]
- Na pewno jest tak, że przepis daje mi pracę. Ale jeśli pytasz o to, czy grałbym nadal w ekstraklasie, gdyby nie przepis, to nie wiem co odpowiedzieć, żeby nie zabrzmiało to ani nazbyt skromnie, biorąc pod uwagę, że większość swojej kariery spędziłem jednak w ekstraklasie, ani nazbyt przemądrzale.
To na koniec: jaki to będzie sezon dla Macieja Raczyńskiego?
- W zespole nie może być 12 gwiazd, 12 strzelców czy 12 obrońców. Musi być mieszanka, a rolą trenera jest to wszystko poukładać. Każdy powinien znaleźć swoje miejsce, a potem udowodnić, że na nie zasługuje. I ja zamierzam właśnie tak zrobić. Chcę udowodnić i sobie, i innym, że mogę być ważną postacią zespołu i... teraz mówię zupełnie szczerze: gdzie mam to zrobić, jak nie w swoim mieście, w swoim klubie i przy wsparciu nie tylko swoich kibiców, ale również przyjaciół i rodziny?