Pierwsza wygrana Dominikany
To nie był mecz, który wzbudzał spore zainteresowanie. Wprost przeciwnie - niewielkie. Ani Dominikana, ani też Nowa Zelandia nie są zaliczane do mocnych drużyn. Mimo wszystko zobaczyliśmy nie najgorsze starcie, w którym nie brakowało emocji oraz kapitalnych popisów.
Właściwie można napisać, że był to pojedynek dwóch zawodników - Francisco Garcia z Thomasem Abercrombie. Obaj byli zdecydowanymi liderami swoich drużyn i stanowili ogromne zagrożenie dla przeciwnika. W ostatecznym rozrachunku lepiej wypadł ten pierwszy. Nie tylko dlatego, że zdobył więcej punktów (aż 29!), lecz przede wszystkim z powodu zwycięstwa. Miał on ogromny wkład w wygraną Dominikany.
[ad=rectangle]
Zespół Nenada Vucinicia zagrał znacznie słabiej niż w meczu z wicemistrzami świata. Wówczas ekipa z Oceanii pokazała charakter i prezentowała się przyzwoicie w ofensywie. Tym razem Nowozelandczycy byli mniej wydajni - ich skuteczność, zwłaszcza w rzutach z dystansu, pozostawiała wiele do życzenia. Poza tym zdecydowanie przegrali walkę o zbiórki. Niewiele do gry wnieśli też zmiennicy.
Dominikana przedłużyła szanse na awans do kolejnej rundy mistrzostw. Natomiast gracze Vunicia doznali już drugiej porażki podczas turnieju w Hiszpanii.
Dominikana - Nowa Zelandia 76:63 (14:16, 20:11, 17:23, 25:13)
Dominikana: Garcia 29, Martinez 12, Feldeine 9, Baez 8, Liz 7, Coronado 5, Vargas 2, Sosa 2, Sanchez 2.
Nowa Zelandia: Abercrombie 22, Penney 16, Vukona 11, C. Webster 7, Loe 3, Fotu 2, T. Webster 2, Lait 0, Bartlett 0, Anthony 0, Frank 0.
Przebudzenie Finów
Z pewnością po upokarzającej klęsce Finowie chcieli się pokazać z dobrej strony. Zwłaszcza że przeciwnik był w ich zasięgu. Kolejna porażka mogłaby pokrzyżować im plany, jeśli chodzi walkę o awans do kolejnej rundy mistrzostw świata.
Podopieczni Henrika Dettmanna tym razem spisali się zdecydowanie lepiej. Przede wszystkim różnica była w ofensywie, która funkcjonowała całkiem sprawnie. O ich zwycięstwie zadecydowała niezła postawa w trzeciej kwarcie. Wówczas to Finowie zdołali znacząco odskoczyć. Trzeba jednak przyznać, że przez większość meczu to oni dyktowali warunki.
Ukraińcy mieli fragmenty udanej gry, ale to było zdecydowanie za mało. Poza tym w zbyt dużym stopniu oparli swoją grę o rzuty z dystansu. Zawodnicy Mike'a Fratella oddali ich aż trzydzieści, ale tylko co trzeci znalazł drogę do kosza. To może i nie jest najgorsza skuteczność, ale jeśli od tego uzależnia się swoje zwycięstwo, to... zdecydowanie za mało.
Po raz kolejny liderem naszych wschodnich sąsiadów był Eugene Jeter, który tym razem zapisał na swoje konto 24 punkty, 9 asyst i 5 zbiórek. Trzeba przyznać, iż takie statystyki robią spore wrażenie. W ekipie Finów blisko double-double był Shawn Huff, który uzbierał 23 "oczka" i 8 zbiórek. Nieźle wypadł też Petteri Koponen, autor 14 punktów i 9 asyst.
Finlandia - Ukraina 81:76 (20:22, 15:15, 22:15, 24:24)
Finlandia: Huff 23, Koponen 14, Murphy 12, Salin 9, Lee 7, Koivisto 6, Rannikko 6, Mottola 4, Muurinen 0, Kotti 0, Lehto 0.
Ukraina: Jeter 24, Pustozwonow 15, Miszula 8, Gladyr 6, Natiażko 6, Zajcew 6, Myhailiuk 4, Lipowy 3, Zabirczenko 2, Kornienko 2, Krawcow 2.
Rozpędzeni Amerykanie
Mistrzowie świata w hicie kolejki wygrali z Turcją, czyli aktualnym wicemistrzem globu. Amerykanie rozkręcili się w drugiej połowie i nie pozostawili żadnych złudzeń przeciwnikowi. Więcej o tym meczu tutaj.
Turcja - USA 77:98 (16:16, 24:19, 20:31, 17:32)
Turcja: Akyol 12, Guler 9, Preldzic 9, Savas 9, Arslan 8, Hersek 8, Asik 6, Ermis 5, Gonlum 4, Tunceri 3, Osman 0.
USA: Farier 22, Davis 19, Harden 14, Irving 13, Cousins 11, Curry 9, Thompson 6, Rose 2, Derozan 2, Plumlee 0, Gay 0.