Co się dzieje z Aaronem Celem?

Aaron Cel przeniósł się do Stelmetu Zielona Góra po to, by wygrać mistrzostwo Polski. Jego zespół przegrywa jednak po dwóch pierwszych meczach finałowych, a on sam gra bardzo słabo.

W pierwszym spotkaniu półfinału z Treflem Sopot Aaron Cel zagrał tak, że po 40 minutach walki mógł spojrzeć w lustro i być zadowolonym ze swojego występu. Rzucił wówczas 10 punktów i zebrał pięć piłek w 24 minuty. Po tym spotkaniu jednak forma polskiego skrzydłowego zdecydowanie zaczęła pikować w dół, by w wielkim finale osiągnąć absolutnie najsłabszy moment w sezonie.
[ad=rectangle]
W sobotę Cel zagrał 15 i pół minuty i w tym czasie nie trafił żadnej z sześciu prób z gry, reperując - ale tylko nieznacznie - swój dorobek czterema zbiórkami. Na domiar złego, w czwartek, dwa dni wcześniej, nie było znacznie lepiej - tylko dwa punkty w 12 minut, 1/5 z gry i brak jakiejkolwiek zbiórki.

- Na pewno nie pomagam zespołowi swoją grą. Jestem daleki od jakiejkolwiek dobrej formy i muszę to maksymalnie szybko poprawić. W sobotę przeszedłem totalnie obok meczu, wcześniej nie było lepiej... - mówił zawodnik po starciu numer dwa rywalizacji.

Aaron Cel miał być wzmocnieniem drużyny Stelmetu w finałowej batalii z PGE Turowem również ze względu na fakt, że zna dobrze trenera Miodraga Rajkovicia i jego system gry. Przecież cały poprzedni sezon spędził pod skrzydłami serbskiego szkoleniowca w Turowie.

- Przede wszystkim myślę, że przez dwa lata spędzone w Zgorzelcu dałem z siebie wszystko i chciałem zacząć coś nowego. Od razu po sezonie trener Uvalin skontaktował się ze mną by mi powiedzieć, że chciałby mnie mieć w swojej drużynie na przyszły sezon - mówił przed sezonem 27-latek, doskonale zdając sobie sprawę, że jego transfer nie był przypadkiem. Wzmocnienie drużyny zawodnikiem z zespołu największego rywala to również osłabienie personalne tegoż rywala.

Problem w tym, że w finale Cel wyraźnie nie jest sobą. Być może wpływ na jego grę ma liczba minut - podczas gdy jego średnia z sezonu oscyluje wokół 20, w finale grał najpierw niespełna 12, a potem 15 i pół. Z drugiej jednak strony - sześć pudeł w sobotnim spotkaniu to zdecydowanie za dużo, jak na potencjał zawodnika i wagę meczów.

- Brakuje mi skuteczności w ataku. Nie mogę się odnaleźć na parkiecie i wiem, że nie pomagam drużynie. Teraz jesteśmy w takiej sytuacji, że nie mamy wyjścia. Musimy wygrać dwa mecze u nas i wierzę, że jesteśmy w stanie to zrobić. Sytuacja jest trudna, ale nie zła. Szkoda, że nie wyrwaliśmy tego drugiego meczu, było blisko, ale cieszy to, że zagraliśmy lepiej niż w czwartek - dodawał koszykarz.

W finale zwycięży niekoniecznie ten zespół, który ma większą głębię składu, ale ten, który tę głębię będzie umiał wykorzystać. Stelmet z pewnością nie jest bez szans w realizacji najbliższego celu, a więc wygrania dwóch meczów u siebie. Żeby jednak to osiągnąć, gracze drugiego planu, często niedoceniani, ale bardzo ważni, muszą zagrać tak, jak predestynują ich do tego ich umiejętności i potencjał. Bo do faktu, że Aaron Cel może być bardzo skutecznym i istotnym graczem dla Stelmetu w tym finale, nie trzeba nikogo przekonywać.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: