Mihailo Uvalin: Być może jeden rzut zadecydował o naszej porażce

- Nie chcę powiedzieć, że PGE Turów wygrał dzięki szczęściu, ale być może o zwycięstwie PGE Turowa i naszej porażce zadecydował tylko jeden rzut Filipa Dylewicza - powiedział trener Mihailo Uvalin.

Na zegarze pozostawało około 50 sekund do końca drugiego spotkania finałowego, gdy piłkę, przy stanie 75:72, mieli gospodarze. Pod naciskiem obrony koszykarzy Stelmetu Zielona Góra podanie otrzymał Filip Dylewicz, po czym obrócił się i przez ręce rywala oddał rzut. Celny, o tablicę. Stelmet już się nie podniósł.
[ad=rectangle]
- [i]Fakty są takie, że to szalone rzuty w ostatnich sekundach, a szczególnie ta trójka Dylewicza przesądziły o zwycięstwie gospodarzy. Nie chcę powiedzieć, że PGE Turów wygrał dzięki szczęściu, ale być może o zwycięstwie rywali i naszej porażce zadecydował właśnie tylko jeden rzut Filipa Dylewicza. Bardzo szczęśliwy rzut, ale taka jest właśnie koszykówka -[/i] powiedział Mihailo Uvalin, trener drużyny gości.

W pierwszym pojedynku w czwartek obie drużyny fantastycznie otworzyły pierwszą kwartę - od 49 punktów zdobytych ogółem. Wówczas jednym oczkiem prowadził PGE Turów. W sobotę starcie rozpoczęło się inaczej, wszak mistrz Polski zdecydowanie lepiej radził sobie w defensywie. Na tablicy wyników długo utrzymywał się bardzo niski rezultat i dopiero seria punktowa gospodarzy pod koniec odsłony dała im prowadzenie 23:12 po 10 minutach. Od tej pory wicemistrz Polski uciekał ile sił w nogach, a mistrz - gonił. I momentami był blisko, na wyciągnięcie ręki.

- Ten mecz było o wiele lepszym widowskiem, niż starcie numer jeden, choć oba zespoły nie rozpoczęły najlepiej. Popełniliśmy sporo błędów już na samym początku i później musieliśmy gonić wynik. I prawie ich złapaliśmy, ale wówczas wpadła ta trójka Filipa. Przez długie minuty graliśmy bardzo skutecznie i podnosiliśmy się w bardzo trudnych sytuacjach - mówił Uvalin.

PGE Turów prowadził już 28:14 i 50:39, ale po serii punktów zmienników Stelmetu, było tylko 61:60 pod koniec trzeciej odsłony i 69:68 w połowie czwartej. Na kluczowe przełamanie zabrakło... no właśnie? Czego zabrakło zielonogórzanom?

- Zabrakło nam drobnych rzeczy. Jednego celnego rzutu, jednej straty mniej. Zwłaszcza straty były naszym problemem od samego początku. Momentami też powinniśmy poszukać innych rozwiązań na parkiecie, ale nie zamierzam osądzać moich graczy. Nigdy tego nie robię, więc nie zrobię tego również teraz. Przegrywamy serię 0-2, ale jedziemy do Zielonej Góry i we wtorek oraz czwartek postaramy się być lepsi - zakończył serbski szkoleniowiec Stelmetu.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: