W półfinałowej rywalizacji z PGE Turowem doświadczony koszykarz potwierdził swoją klasę - w każdym z trzech meczów zdobywał ponad 10 punktów, będąc jednym z najlepszych zawodników swojej drużyny. W środowym starciu wyróżnił się najbardziej, zapisując na swoim koncie 17 "oczek" (skuteczność 5/9 z gry, w tym 4/7 z dystansu) oraz zebrał 4 piłki. Kto wie, czy jego zdobycz nie byłaby jeszcze bardziej okazała, gdyby nie szybko złapane 3 faule, przez które musiał zostać zdjęty przez Wojciecha Kamińskiego.
[ad=rectangle]
Łukasz Majewski starał się bardzo mocno w pojedynku z wciąż aktualnym wicemistrzem Polski, ale w kilku sytuacjach był bezradny, co zresztą okazywał sugestywnymi gestami. - Nie było to może zdenerwowanie, ale bardziej dopadł nas taki moment kryzysowy, w którym odczuwaliśmy już spore zmęczenie tymi spotkaniami ćwierćfinałowymi - zaznaczył.
Rzeczywiście, radomianie mogli odczuwać trudy bardzo wyczerpującej batalii z Anwilem Włocławek, po której "z marszu" przystąpili do półfinałów. Nie ma się więc czemu dziwić. Nie samą ambicją i wolą walki da się przezwyciężyć zmęczenie, tym bardziej w rywalizacji z tak klasową drużyną jak Turów.
- Co tu dużo ukrywać - Turów był poza naszym zasięgiem, nie ma się co oszukiwać. Szkoda, bo zostawiliśmy dużo serca na boisku, a nie udało się wygrać tego meczu przed własną publicznością - żałował 31-latek.
To jednak nie koniec sezonu dla Rosy - w przyszłym tygodniu rozpocznie ona walkę o brązowy medal z przegranym z pary Trefl - Stelmet. - Trzeba wyciągnąć również pozytywy z tej rywalizacji półfinałowej. Graliśmy z najlepszą na obecną chwilę drużyną w Polsce i to rywal udowodnił - zakończył "Maja".