Trzy spotkania PGE Turowa z Rosą udowodniły różnicę, jaka dzieli obie drużyny. We wszystkich meczach zgorzelczanie od początku dyktowali warunki gry, odnosząc pewne zwycięstwa. - Po tej serii chyba nikt nie ma wątpliwości, że Turów jest drużyną lepszą od nas. Za to słowa uznania dla zawodników i trenera Rajkovicia - przyznał po zakończeniu środowego starcia Wojciech Kamiński.
[ad=rectangle]
Niemniej jednak, w kilku momentach ostatniej potyczki półfinału Tauron Basket Ligi radomian stać było na zrywy i częściowe odrabianie strat w ostatniej kwarcie. - Dziękuję moim graczom za walkę. Może nie wyglądało to tak, jak sobie zakładaliśmy - zaznaczył trener gospodarzy.
Turów rozpoczynał zarówno fazę szóstek, jak i play-offy z pierwszej pozycji w tabeli. Rosa, która przystąpiła do najważniejszej części sezonu z piątej lokaty, okazała się dość łatwym przeciwnikiem dla wciąż aktualnego wicemistrza Polski. - Na dzień dzisiejszy to były trochę, a nawet dużo za wysokie progi dla nas. Szkoda, bo w formie z przełomu marca i kwietnia bylibyśmy w stanie nawiązać bardziej wyrównaną walkę - podkreślił "Kamyk".
Półfinał to i tak dużo ponad to, co założyli sobie przed rozpoczęciem bieżących rozgrywek działacze, zawodnicy i sztab szkoleniowy klubu z Mazowsza. - Nasze cele były trochę inne i ta forma przyszła trochę wcześniej niż u innych. Chyba wszyscy wiedzą, z jakich powodów - najpierw chcieliśmy awansować do "szóstki", potem ta forma się utrzymywała, a później, po kontuzji Kirka, trochę ją zgubiliśmy i do końca już nie odnaleźliśmy - skomentował opiekun.
To jednak nie koniec sezonu dla Rosy. Już w przyszłym tygodniu rozpocznie ona walkę o trzecie miejsce z przegranym z pary Trefl-Stelmet. Radomianie przystąpią do tej rywalizacji po ośmiu starciach w fazie play-off, w tym wyczerpujących bojach z Anwilem. - Może na te mecze o brąz te pokłady sił i resztek energii jeszcze znajdziemy - wyraził nadzieję Kamiński.