Karol Wasiek: Czy Łukasz Koszarek jest Panem Koszykarzem na warunki polskiej ligi?
Łukasz Koszarek: (śmiech) Nie wiem. W sumie Pan Koszykarz to tak trochę dziwnie brzmi. Koszarek - koszykarz, po prostu.
Wiesz co mam na myśli?
- Staram się o tym nie myśleć. Wiem, co mam tutaj do zrobienia. Pełnię jedną z ważniejszych ról w swojej karierze i staram się to wykorzystywać. Chcę pomagać temu zespołowi.
[ad=rectangle]
To są najlepsze lata w karierze Łukasza Koszarka?
- Staram się nie myśleć o tym, co było kiedyś. Na pewno dobrze czuję się w tej roli, którą mi tutaj powierzono. Mam kilka lat doświadczeń na różnym poziomie i na pewno jestem gotowy, żeby grać na najwyższym poziomie w karierze.
A to nie jest tak, że jak wskoczysz na ten inny poziom, to jesteś w Polsce nie do zatrzymania?
- Nie do końca się z tym zgodzę. Znam tylko jednego człowieka, który w Polsce robił to, co chciał. To Qyntel Woods, który kilka lat temu grał w Asseco. On mógł grać przeciwko całej obronie i to przynosiło efekty dla drużyny, jak i dla siebie. Nawet Q. Hosley nie był takim graczem.
A Prince z PGE Turowa?
- On nie jest takim graczem, który zagra sam przeciwko pięciu obrońcom. Ja tym bardziej nie jestem takim zawodnikiem. Korzystam po prostu z tego, że taktyka jest ustawiana pode mnie. Koledzy lubią ze mną grać, stawiają zasłony i jest dużo miejsca.
Widać, że jesteś bardzo zmotywowany w tych meczach play-off. Czym jest to spowodowane?
- To są po prostu bardzo ważne spotkania. Jestem jednym z liderów tego zespołu i muszę pierwszy pokazać to, że mi zależy. Chcę, żeby inni zawodnicy szli za mną. Tak było we wtorkowym spotkaniu i tego potrzebujemy, bo koszykówka to sport drużynowy.
Wykonałeś nawet we wtorkowy wieczór gest Marcina Sroki po jednej z "trójek".
- (śmiech). Przed meczem powiedziałem Marcinowi, że jak trafię to wykonam ten gest. Byłem chyba jednak tak skoncentrowany na spotkaniu, że po dwóch pierwszych trójkach zapomniałem o tym geście i przypomniałem sobie dopiero w końcówce trzeciej kwarty.
Jak to jest z Vladimirem Dragiceviciem? To prawda, że odbyłeś z nim rozmowę?
- Dementuję to (śmiech). Nie jestem żadnym nauczycielem, żeby karcić, czy chwalić. Z Vlado czasami jest taki problem, że gdy w ataku nie zafunkcjonuje, nie trafi dwóch, trzech rzutów, to wścieka się, irytuje i przez to staje się nieskuteczny gdzie indziej. Potrzebujemy jego skutecznych akcji, dlatego nawet jak nie trafi tych rzutów, to dalej będziemy kreujemy mu pozycje.
Przechodząc do meczu z Treflem Sopot. Można powiedzieć, że ich zmiażdżyliście we wtorek. Co o tym zaważyło?
- Wydaje mi się, że kluczowy był początek tego spotkania. Zaczęliśmy mecz bardzo mocno, czego nieco zabrakło nam w drugim pojedynku. Powiedzieliśmy sobie, że trzeba to zmienić. Chcieliśmy pokazać niektórym, że za szybko nas skreślili. Udowodniliśmy, że w tych trudnych chwilach potrafimy sobie radzić. Z drugiej jednak strony trzeba sobie powiedzieć, że jest to tylko jeden mecz. W play-offach nie ma znaczenia iloma punktami się wygrywa - najważniejsze jest to, że zwyciężasz, bez względu na styl.
Potrzebujecie "noża na gardle", żeby lepiej grać?
- Tak naprawdę nie mieliśmy jeszcze "noża na gardle". To bardziej taka sytuacja podbramkowa i dobrze na nią zareagowaliśmy. To na pewno cieszy, że pod tą presją dobrze funkcjonujemy.
A w czwartek znów się rozluźnicie?
- Jesteśmy blisko skończenia tej serii i absolutnie nie możemy dać Treflowi takiego poczucia, że mogą jeszcze powalczyć. Wydaje mi się, że po ostatnim spotkaniu mają różne myśli na temat tego spotkania. Na pewno w ich głowach jest coś takiego, że ten Stelmet jest groźny.