Cztery z pięciu pierwszych spotkań Anwilu Włocławek w fazie szóstek Paul Graham z pewnością chciałby wykreślić ze swojego koszykarskiego życiorysu. Średnie 7 punktów, 2,8 zbiórki i 2,5 asysty nie były na miarę ambicji ani klubu oraz trenerów, ani samego koszykarza.
Do tego dochodziła dramatyczna wręcz dyspozycja rzutowa Amerkanina, który w starciach z Energą Czarnymi, PGE Turowem, Treflem i Rosą trafił zaledwie osiem z 33 rzutów z gry (24 procent), w tym pięć na 22 za dwa (22 procent), dokładając do tego aż 13 strat, czyli ponad cztery w meczu.
[i]
- Grałem bardzo źle w tych spotkaniach i zdaję sobie z tego sprawę. Byłem całkowicie bezproduktywny, nie czułem piłki, nie miałem pewności siebie, a niecelne rzuty i straty potęgowały frustrację -[/i] tłumaczy amerykański rzucający.
Ostatnie spotkanie z Rosą Radom przyniosło jednak diametralną zmianę. Graham bardzo dobrze rozpoczął starcie, od dwóch celnych rzutów z daleka oraz dwóch asyst i choć ostatecznie zanotował skuteczność na poziomie 6/14, to jednak zdecydowanie bardziej pomagał drużynie, niż jej przeszkadzał.
- Nareszcie przebudzenie! Czuję się teraz trochę, jakbym przebudził się ze snu i jednocześnie czuję się bardzo dobrze. Jestem bardzo szczęśliwy, że po serii słabych meczów, w końcu zagrałem tak, że mogę spojrzeć w lustro i nie wstydzić się - mówi Graham, który ostatecznie zdobył 18 punktów, wymusił pięć fauli, miał cztery zbiórki, trzy asysty, ale także trzy straty. Anwil pokonał Rosę 81:75 po dogrywce, w której rzucający zdobył trzy oczka.
- Na pewno pomogło mi to, że jestem doświadczonym graczem. Pomimo słabych spotkań starałem się nie panikować, bo wiedziałem, że w końcu karta musi się odmienić. Pomogli mi też koledzy z zespołu i trenerzy, którzy powtarzali mi cały czas, żebym nie zamartwiał się tym, co już było, tylko koncentrował się na każdym kolejnym meczu - dodaje zawodnik.