Artur Mielczarek: W końcówce zabrakło zimnej głowy

AZS Koszalin w niedzielny wieczór mógł znacznie poprawić swoją sytuację w tabeli. Akademicy przegrali jednak z Rosą Radom i teraz potrzebują dwóch zwycięstw, aby wejść do górnej "szóstki".

Już pierwsza kwarta spotkania AZS-u Koszalin z Rosą Radom ustawiła nieco przebieg tego meczu. Gospodarze słabo weszli w ten pojedynek, co goście skrzętnie wykorzystali. Po skutecznej grze prowadzili 27:18.

- Myślę, że w takich spotkaniach bardzo ważne są szczegóły. Ta pierwsza kwarta sprawiła, że już musieliśmy gonić rywali i na to potrzebowaliśmy bardzo dużo sił. De facto udało się nam to zrobić, ale w końcówce... - ocenia Artur Mielczarek, który w niedzielnym spotkaniu rzucił sześć punktów i miał pięć zbiórek.

Akademicy jeszcze w drugiej kwarcie po rzucie Darrella Harrisa doprowadzili do remisu po 31 i wydawało się, że pójdą za ciosem. Jednak znów do głosu doszli goście, którzy na przerwę z pięciopunktowym prowadzeniem. Radomianie utrzymywali swoją przewagę w dalszej części spotkania.

Nieco więcej emocji pojawiło się na dwie minut przed końcem meczu, kiedy to po rzucie Krzysztofa Szubargi zrobiło się 67:70 i wszystko było tak naprawdę było możliwe. Na dodatek goście w dwóch kolejnych akcjach nie zdobyli punktów i gospodarze mieli piłkę do swojej dyspozycji. Jednakże ani Szubarga ani dwukrotnie Jeff Robinson nie potrafili celnie przymierzyć do kosza...

- W końcówce zabrakło zimnej głowy, skutecznej jednej akcji. Szwankowała nasza skuteczność rzutów z dystansu. Nie może być tak, że rzucamy z taką skutecznością w meczach domowych - zaznacza Mielczarek.

W niedzielę Akademicy zagrają mecz ostatniej szansy w kontekście gry o pierwszą "szóstkę". Rywalem AZS-u będzie Energa Czarni Słupsk.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: