Mecz ze Stelmetem byłby wisienką na torcie - rozmowa z Filipem Dylewiczem, graczem PGE Turowa Zgorzelec

- Jezioro udowodniło, że potrafi pokonywać najlepszych. Naprawdę należy im się szacunek za to, że pokonali Stelmet Zielona Góra - podkreśla Filip Dylewicz, gracz PGE Turowa Zgorzelec.

Karol Wasiek: Można powiedzieć, że w ostatnim czasie niczym lokomotywa rozjeżdżacie kolejnych rywali...

Filip Dylewicz: (śmiech) Może nie do końca, bo z Rosą Radom mieliśmy trochę kłopotów, ale trzeba przyznać, że goście zagrali naprawdę dobre zawody. Spodziewaliśmy się jednak takiego meczu. Najważniejsze jednak, że się udało się wygrać. Wierzymy, że będziemy kontynuować swoją passę w kolejnych meczach. Panują bardzo dobre nastroje w zespole. Mam nadzieję, że w niedzielny wieczór będzie podobnie.

Ten styczeń był po prostu rewelacyjny w waszym wykonaniu...

- Nie da się ukryć. Wygraliśmy osiem meczów z rzędu. Gramy naprawdę bardzo dobrą koszykówkę mimo że nadal nie ma Michała Chylińskiego, jak i Nemanji Jaramaza. Nie da się ukryć, że powrót tych zawodników jeszcze bardziej wzmocni nasz skład. Mieliśmy naprawdę wyśmienity początek nowego roku kalendarzowego. Miejmy nadzieję, że ta passa będzie trwała jak najdłużej.

Kiedy oni powinni wrócić do gry?

- Michał wskoczył na inny poziom treningów indywidualnych i wszystko idzie w dobrym kierunku. Lada chwila powinien wrócić do normalnych treningów z drużyną. Kontuzja mięśnia dwugłowego są długotrwałe w leczeniu, dlatego na Jaramaza tyle czekamy. Dopóki nie będzie gotowy na 100 procent to na pewno nie wznowi treningów.

Ale znacznie lepiej radzi sobie z kolei Mike Taylor...

- Mike potrzebował trochę czasu, żeby znów wejść w ten odpowiedni rytm, ponieważ przez jakiś czas odpoczywał od koszykówki. Bardzo intensywnie trenuje i w meczu z Rosą Radom pokazał, że umie poprowadzić zespół w tych najważniejszych momentach. Gra bardzo agresywnie w obronie. Wydaje mi się, że z każdym meczem jego pewność siebie będzie rosła.

PGE Turów to bezsprzeczny faworyt finałowego turnieju we Wrocławiu?

- Kibice mają prawo tak to oceniać, ale my ze strony zawodowej zdajemy sobie sprawę z tego, że żadna z tych drużyn, które wystąpią w finałowym turnieju, nie pojawiły się tutaj z przypadku. Nikt na pewno się nie podłoży, ponieważ każdy przyjechał tutaj w wiadomym celu. Czekają nas trudne spotkania, szczególnie w sobotę, ponieważ Jezioro udowodniło, że potrafi pokonywać najlepszych. Naprawdę należy im się szacunek za to, że pokonali Stelmet Zielona Góra. Pokazała charakter mimo że była skazywana na pożarcie przed samym meczem. Mam nadzieję, że podejdziemy do tego spotkania bardziej skoncentrowani niż drużyna z Zielonej Góry i to my będziemy cieszyć się z awansu do finału.

Nie wierzę, że tak po cichu nie liczyliście właśnie na starcie ze Stelmetem w tym półfinale...

- Mecz ze Stelmetem byłby taką wisienką na torcie. Z pewnością byłyby to fajne zawody dla kibiców. Zielonogórzanie z pewnością chcieliby się zrewanżować za grudniową porażkę w Zgorzelcu. My jednak nie mamy na to wpływu, że Stelmetu nie będzie we Wrocławiu, nie kalkulowaliśmy. Podchodzimy do każdego rywala tak samo skoncentrowani.

Może mało kto o tym pamięta, ale jest szansa, że po raz trzeci z rzędu będziesz cieszył się z Pucharu Polski.

- To prawda, bo dwa poprzednie trofea zdobyłem jeszcze w szeregach Trefla Sopot. Miło byłoby, gdybym kontynuował tę dobrą passę. To byłby taki mały kroczek ku temu, żeby ten sezon był przełomowy w historii klubu, który jeszcze nigdy nie zdobył ani Pucharu Polski ani mistrzostwa Polski. Tego sobie życzę, jak i kibicom. Wszystko jest w naszych rękach.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: