Karol Wasiek: W ostatnich meczach przyglądałeś się kolegom z ławki rezerwowych. Z jakim urazem się zmagałeś?
Robert Witka: Miałem zapalenie mięśnia piszczelowego. Nie jest to nic poważnego, ale musiałem odczekać swoje, żeby na parkiet wrócić.
W Gdyni zagrałeś na własne ryzyko?
- Niekoniecznie. Trenowałem co prawda trzy dni, ale byłem gotowy do gry. W drugiej połowie już kompletnie siadłem, moje nogi były jak z waty. Ale ten głód koszykówki był naprawdę duży.
Widziałem, że w drugiej połowie taki trochę zniesmaczony szedłeś w kierunku ławki rezerwowych. To była irytacja słabą postawą drużyny w tym meczu?
- Nie. Po prostu byłem bardzo zmęczony. Być może właśnie stąd te różne gesty. W czwartej kwarcie widać było moje nieprzygotowanie. Przez dwa tygodnie nie mogłem nic kompletnie robić.
Mimo wszystko długo przebywałeś na parkiecie...
- To z racji tego, że trener wiedział, iż dobrze im idzie w ofensywie, a poza tym pilnowałem Dmitrieva.
Widziałem, że prowadziliście nawet słowne pojedynki podczas spotkania.Taki powrót do przeszłości?
- Tak (śmiech). Znamy się dobrze, to było w formie żartu. Na pewno nie było to złośliwe. Fajnie było z nim znów rywalizować.
Co stało się z waszą drużyną w tym meczu? Prowadziliście dziewięcioma punktami w trzeciej kwarcie, by ostatecznie przegrać sześcioma oczkami. Uszło powietrze z waszej drużyny?
- Trzeba zacząć od początku, bo nie weszliśmy w ten mecz tak jak to sobie założyliśmy. Nie było takiej motywacji jaka powinna być. Graliśmy za miękko i ponieśliśmy największą z możliwych kar - po prostu przegraliśmy to spotkanie.
Zlekceważyliście Asseco?
- Być może tak. Jeżeli nie jesteś odpowiednio zmotywowany to pewnie gdzieś w podświadomości masz taką myśl, że to będzie łatwy mecz. Nie ma co ukrywać, że ta porażka mocno komplikuje nam życie, ponieważ moglibyśmy w spokoju przygotowywać się do kolejnych meczów, które łatwe na pewno nie będą. Gramy teraz z czołówką tabeli.
Z czego wynika to zlekceważenie?
- Głowa i jeszcze raz głowa. Ona jest naprawdę nieobliczalna. Ma duże rezerwy, ale potrafi także zaskakiwać...
Amerykanie dość frywolnie podeszli do tego spotkania...
- Nie mówię, że tylko oni. Wszyscy zagraliśmy źle jako drużyna w obronie. To nie jest wina jednego zawodnika, ale całego zespołu.