Piotr Dobrowolski: Tydzień po sensacyjnej wygranej z Czarnymi Słupsk przyszła dotkliwa porażka z Rosą. Dlaczego?
Paweł Kikowski: Rosa zagrała dobre spotkanie, wykorzystała każdy nasz błąd, a było ich dość sporo, dlatego taki wynik, a nie inny. Zabrakło nam woli zwycięstwa i za to możemy mieć do siebie największe pretensje. Nie mogliśmy sobie poradzić z prostą grą, a Rosa trafiała dużo.
Na początku sezonu prezentujecie nierówną dyspozycję...
- Gramy w kratkę. Potrafimy zagrać bardzo dobre spotkanie, by za kilka dni zagrać słabe, tak jak w piątek z Rosą. Spisaliśmy się słabo jako zespół, nie byliśmy jednością, nie walczyliśmy na całego. Tak nie może być.
Co trzeba zrobić, aby zmienić ten stan rzeczy, ustabilizować dyspozycję?
- Nie mamy nie wiadomo jakiego budżetu i nie wiadomo jakich zawodników, którzy mogą przejść obok meczu i go wygrać. Musimy dawać z siebie maksa.
Poprzednie rozgrywki spędziłeś w pierwszej lidze. Jakie dostrzegasz różnice pomiędzy ekstraklasą a jej zapleczem?
- W Tauron Basket Lidze gra jest bardziej atletyczna, jest więcej zagranicznych zawodników, są oni wyżsi. To są główne różnice. Drużyny są również bardziej poukładane taktycznie, w pierwszej lidze zdarzają się zespoły, które tej taktyki praktycznie nie opracowują. Również skauting jest na wyższym poziomie.
O tym aspekcie w Śląsku w poprzednim sezonie nie można jednak powiedzieć złego słowa...
- Nie chodzi mi o naszą drużynę, bo akurat w zeszłym sezonie mieliśmy go na naprawdę dobrym poziomie, ale w innych zespołach przygotowanie do meczu wyglądało zupełnie inaczej. Co mogę jeszcze dodać, to więcej wygrywaliśmy (uśmiech).
Przed rozpoczęciem bieżących rozgrywek w waszych szeregach doszło do wielu zmian kadrowych, zakontraktowani zostali zawodnicy zagraniczni. Jak się odnajdujesz pośród nich?
- Zawsze w ekstraklasie są zawodnicy zagraniczni i zawsze trzeba z nimi grać. To nic nowego dla mnie, bo i tak zdecydowanie więcej sezonów spędziłem w ekstraklasie niż w pierwszej lidze. To dla mnie nie jest jakaś niespodziewana sytuacja. Pomimo różnych narodowości, trzeba trzymać się razem.
W meczach wyjazdowych prezentujecie się zdecydowanie gorzej niż we własnej hali. Bardzo brakuje wam wsparcia fantastycznej, wrocławskiej publiczności?
- Na pewno nasi kibice dają nam dodatkowego "kopa", dużo energii, a to od razu przekłada się na nas, zawodników, bo każdy wie, że musi zapierdzielać. Na wyjazdach powinno działać to podobnie, bo jesteśmy profesjonalistami, a nie chłopakami z podwórka.
Już we wtorek rozegracie kolejne spotkanie, tym razem w ramach Intermarche Basket Cup. Co trzeba zrobić, aby pokonać AZS Koszalin?
- Musimy wziąć się w garść i, tak jak mówiłem, nie grać w kratkę, bo gramy jeden mecz dobrze, a za chwilę drugi słabiej. Na pewno dużo pracy przed nami. Musimy cały czas nad sobą pracować.