Michał Żurawski: Za wami bardzo trudne spotkanie. Chyba spodziewaliście się takiej przeprawy, bo mecze w Słupsku nigdy do łatwych nie należą?
Przemysław Zamojski: Było bardzo ciężko, ale nasza postawa bardzo mnie martwi. Wyszliśmy dobrze w trzeciej kwarcie i uzyskaliśmy dość komfortowe prowadzenie. W czwartej kwarcie udało nam się je utrzymywać, ale na sześć czy siedem minut do końca utraciliśmy całkowicie swój rytm. Nie możemy tak grać. Straciliśmy skuteczność, wszyscy zawodnicy zawiedli i w konsekwencji tego przegraliśmy.
Co się dokładnie stało w czwartej kwarcie? Czarni was przycisnęli, a wy kompletnie się pogubiliście. Przegraliście tę część gry 28:11, a to jest prawdziwa przepaść.
- Czarni trafili kilka trudnych, ale bardzo ważnych rzutów, które nieco podcięły nam skrzydła. Nasza postawa, kiedy gospodarze zaczynali nas gonić była nieodpowiednia. Forsowaliśmy zbyt szybki atak, a powinniśmy grać spokojniej i wykorzystać czas, który wtedy jeszcze płynął na naszą korzyść. Ten pośpiech w konsekwencji obrócił się przeciwko nam.
W drugiej kwarcie nabawiłeś się urazu głowy. Co tam się dokładnie stało?
- Podczas próby wejścia pod kosz dostałem łokciem w głowę i odczułem to uderzenie dosyć mocno. Oczywiście faulu nie było, a krew się polała i teraz czeka mnie szycie głowy.
Czy fakt, że jesteście mistrzem Polski wpływa twoim zdaniem na mobilizację na was waszych przeciwników?
- Oczywiście, że tak. Każdy chce pokonać mistrza i to jest zasada, której hołdują chyba wszystkie drużyny, które zajmują się profesjonalnym sportem. Musimy być na to przygotowani i utrzymywać pełną koncentrację. Wiadomo, że wszyscy będą się na nas rzucać i wyjdą z podwójną motywacją. My musimy na to odpowiedzieć ogromną walką i przezwyciężyć to. Niestety dzisiaj nie udało nam się tego zrobić.
To już wasze trzecie ligowe spotkanie, które jest bardzo zacięte. Uważasz, że te zacięte końcówki budują w jakiś sposób wasz zespół?
- Budują, ale tak naprawdę do tych końcówek nie powinno dochodzić. Choćby dzisiaj powinniśmy po prostu to spotkanie wygrać i utrzymać przewagę, którą sobie wypracowaliśmy. Nie zrobiliśmy tego i to się obróciło przeciwko nam.
Te wasze spotkania w polskiej lidze nie napawają specjalny optymizmem, a jeszcze gorzej wygląda to w rozgrywkach Euroligi. Z czego twoim zdaniem to wynika?
- Ciężko powiedzieć. Kilku zawodników w naszych szeregach jest już ogranych na europejskich parkietach. Wydaje mi się, że niektórych zjada trema czy może oni po prostu boją się tej rywalizacji, a z takim nastawieniem niczego tam nie ugramy. Jeżeli mamy jakościowo słabszy zespół, to musimy to nadrobić podwójną walką na boisku. Kiedy nasi przeciwnicy nas mocno naciskają, gubimy się i nie wiemy, co robić. Musimy znaleźć na to jakiś złoty środek i poprawić się w kolejnych spotkaniach.
Ta wielka rywalizacja, która niewątpliwie panuje w waszym zespole, działa twoim zdaniem na waszą korzyść czy niekorzyść?
- Rywalizacja jest spora, ale każdy powinien znać swoje miejsce i wiedzieć, dlaczego został sprowadzony do drużyny. Im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej będziemy wyglądać na parkiecie. Na razie postawa każdego z zawodników jest żenująca i trzeba sobie to powiedzieć wprost. Jeżeli ktoś myśli inaczej, to niech lepiej się spakuje i jedzie do domu.
Czy uważasz, że każdy kolejny dzień będzie działał na korzyść Stelmetu czy wręcz przeciwnie?
- Myślę, że czas powinien działać na naszą korzyść. Musimy teraz się zjednoczyć i pokazać z dobrej strony podczas piątkowego spotkania z Montepaschi Siena na własnym parkiecie. Teraz właściwie przez niemal dwa tygodnie gramy wyłącznie mecze we własnej hali i musimy ten czas jak najlepiej wykorzystać. Powinniśmy odbić się od dna i zmierzać w jak najlepszym kierunku.