Trudno zmieniać takiego fachowca - rozmowa z Szymonem Szewczykiem, reprezentantem Polski

Reprezentant Polski w rozmowie ze Sportowefakty.pl ocenił niedawny występ koszykarzy na mistrzostwach Europy. Nie zabrakło również pytań o przyszłość kontuzjowanego obecnie Szymona Szewczyka.

Patryk Neumann: Odwiedził pan mistrzostwa Polski samorządowców odbywające się w Stargardzie Szczecińskim. Jak podobał się panu turniej i ta inicjatywa?

Szymon Szewczyk: Zostałem zaproszony przez Wiktora Grudzińskiego. Jest moim przyjacielem. Wiem, że był współorganizatorem tej imprezy. Przez pewien krótki czas te zawody miały małą pauzę. Oni postarali się to wskrzesić. Jest to fajna inicjatywa. Ludzie, którzy się na koszykówce znają, kochają ją, trenowali i grali. Teraz działają w samorządach, kuluarach władzy i są odpowiedzialni za wszystko, co dzieje się w polskim sporcie, mogą się spotkać, wymienić uwagi i współzawodniczyć. Wiadomo, jak to jest. Miasto przeciwko miastu, województwo przeciwko województwu. Fajna impreza. Widziałem, że wszyscy są uśmiechnięci. Przyjechały zgrane paczki. Na tym to polega, piękno sportu.

Można było zobaczyć wielu polityków, ale też ludzi związanych z koszykówką, m. in. Ze Stargardu, czy Zielonej Góry tak, jak np. Paweł Szcześniak.

- Tak dokładnie. Ostatni raz widzieliśmy się grubo parę lat temu. Znalazłem też kilka innych twarzy, które gdzieś w życiu poznałem. Dzięki Wiktorowi Grudzińskiemu mogłem tutaj być, zobaczyć i poczuć w końcu jakąś koszykówkę, bo ostatnio zajmowałem się jedynie komentowaniem naszego niechlubnego występu na EuroBaskecie. Tak to niestety można nazwać. Przegraliśmy i to strasznie. Miało być ładnie, a skończyło się tak, jak się skończyło. A tutaj proszę bardzo, fajna impreza i fajni znajomi.

W ten sposób płynnie przeszliśmy do EuroBasketu. Jak z perspektywy kilku dni ocenia pan występ reprezentacji Polski?

- Oceniam go słabo, bo taki jest wynik. Mimo że wiem, że chłopacy walczyli i to bardzo. Była grupka osób, które starały się jak mogły, ale miały limit czasowy. Dobrze, że na sam koniec wygraliśmy mecz z gospodarzem, ale w pamięci pozostanie nieszczęsna połowa z Hiszpanią, ostatni celny rzut Czechów, totalna niemoc i dziwne straty z meczów z Chorwatami i Gruzinami. Szkoda, że nie mogłem być z nimi, bo z miłą chęcią wyszedłbym na parkiet i walczył jak równy z równym, jeżeli trener dałby mi szansę. Chciałbym być blisko nich, bo wiem, że niełatwo grać, starać się i przegrywać. Każdy powinien zrobić rachunek sumienia i spojrzeć sobie w lustro, odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zrobiłem wszystko, co mogłem, czy byłem w stanie, czy to wszystko, na co było mnie stać.

Z drugiej strony chyba mogliśmy mieć prawo do optymizmu, bo drużyna w turniejach pokazywała, że miała potencjał. Zawiodło przygotowanie fizyczne, czy mentalne?

- Fizyczne na pewno nie. Sam byłem z tą kadrą i widziałem, w jakim stopniu zaawansowania fizycznego są zawodnicy. Nie mogę powiedzieć, że koszykarze fizycznie nie wytrzymali turnieju, kiedy potrafiliśmy w pewnych kwartach np. wyskoczyć na Czechów w pierwszej odsłonie, w kolejnych grać słabiej i w ostatniej gonić punkt za punkt. Nie możemy też powiedzieć, że nagle wyszliśmy inaczej na mecz ze Słoweńcami. Wydaje mi się, że to wszystko było zakodowane gdzieś w głowie. Szkoda tego turnieju.

To, że zostaliśmy, czyli wy kibice przygotowani, że każdy myślał, że będzie super, bo tak pokazywały wyniki, to według mnie powinniśmy tam pojechać, jako drużyna bez marzeń. Nie mówię, że bez aspiracji, bo trzeba walczyć o coś, ale tak, żeby wszyscy myśleli, że jedziemy tam po prostu grać. Nie od razu myśleć, że w tym roku będziemy nie wiadomo gdzie. Okazało się boleśnie, że jesteśmy w strefie medalowej, ale tej na samym dole.

Cały turniej jest bardzo ciekawy, bo kilka drużyn pozytywnie zaskoczyło. Tak, jak Finlandia, czy Ukraina.

- Finowie zaskoczyli wszystkich eliminując takie potęgi jak Rosja, czy Turcja. Nie mogę teraz tego o nich powiedzieć w kontekście drugiej grupy. Belgowie, którzy również zaskoczyli podobnie, jak Finowie są już chyba wyautowani. Wśród drużyn, które awansowały widać bardzo dużą rotację. Włosi wyszli z pierwszego miejsca w grupie bez porażki, a teraz przegrali już ze Słowenią i Chorwacją. Jest walka do ostatniego meczu. Nie ma łatwych punktów.

W tej fazie chyba trudno wskazać, kto zostanie mistrzem, bo rywalizacja jest bardzo wyrównana.

- Jest bardzo ciężko. Hiszpania ma już dwie porażki. Sam widzisz, że nie ma pewniaków. Słowenia również przegrywa z mniej utytułowanymi drużynami. Wszystko może okazać się zgubne, jakieś kalkulowanie.

Po turnieju pojawiło się dużo różnych opinii odnośnie trenera Bauermanna. Pana zdaniem warto pozostawić tego szkoleniowca na stanowisku?

- Naprawdę warto. Jeżeli nie mamy na swoim podwórku polskiego trenera, który mógłby pociągnąć reprezentację to trudno zmieniać takiego fachowca, jakim jest Dirk Bauermann. Trener powinien trochę dłużej z nami być. Drużynę medalową buduje się przebywając z nią 2-3 lata. Nie oszukujmy się. Nie można przyjść i w 2 miesiące zrobić fantastycznego wyniku. Chyba, że wszyscy są skoncentrowani, chcą i dążymy do jednego celu. Bez ogromnego PR-u, który mieliśmy przed, a boisko pokazuje wszystko.

Był pan ekspertem stacji Polsat podczas meczów reprezentacji Polski. Jak podobała się panu nowa rola?

- Byłem Gościem. Nie czułem się w roli eksperta, jak to nazwałeś. Bardziej w roli gościa. Studio, które mieliśmy bardzo fajnie wyszło. Większość z trenerem Mirkiem Noculakiem, a raz z Robertem Witką. Potem z tak zwanej dziupli komentowaliśmy mecz Włochy - Grecja. Fajnie to wyglądało. To inicjatywa kilku znajomych, którzy mają możliwość podpowiedzenia. Sama telewizja Polsat się do mnie zgłosiła. Wydaje mi się też, że dzięki Karolinie Szostak, która w Polsacie Sport jest znaczącą postacią, a mojej rodziny bardzo dobrą znajomą. Cieszyło mnie to, że sama telewizja wyszła z propozycją. Na początku było trochę tremy, ale później człowiek się rozwijał. Bardzo mi się to spodobało. Szkoda, że nie mieliśmy za dużo pola do popisu, jeżeli chodzi o pochwały. Mimo, że widziałem, kto walczył, kto nie. Nie chciałbym operować nazwiskami, bo mógłby to ktoś źle odebrać, albo się obrazić. Każdy z nich wiedział doskonale, co zrobił źle. Mam natomiast nadzieję, że w telewizji Polsat będzie mnie można również zobaczyć w ten weekend na finałach, bo takie na początku były ustalenia. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

A w przyszłości, po zakończeniu kariery, chciałby pan komentować mecze?

- Dlaczego nie? Jeżeli wyszłaby taka inicjatywa, to naprawdę bardzo fajna rzecz. To nie tylko ode mnie zależy. Bardzo ważną rolę odgrywają też widzowie, bo to oni muszą deklarować chęć oglądania, musi ich to wciągać. Ja, jako ewentualny komentator muszę im dać to, czego on oczekuje, czyli rzetelnych informacji, nazwisk i dobrego, bezstronnego komentarza. We wspominanym meczu bardziej faworyzowałem Włochów. To było spowodowane faktem, że grałem tam przez 4 lata i mam przyjaciół, więc byłem trochę za nimi, choć trenera Greków również świetnie znam. Jeżeli w przyszłości uda się kontynuować tą pasję to chciałbym bardzo. Na razie jestem na przymusowym zwolnieniu. Muszę wyzdrowieć i wrócić do koszykówki.

Jak zatem wygląda pana sytuacja zdrowotna i kiedy można się spodziewać powrotu Szymona Szewczyka na parkiet?

- W przyszłym roku kalendarzowym, czyli na początku stycznia mam nadzieję, że już będę gotowy. Wolę tak powiedzieć niż składać jakieś deklaracje. Jeżeli uda się szybciej to dobrze. Nie mogę z marszu wejść do ciężkiego treningu, choć przed chwilą wykonana trójka mi wpadła jeden na jednego. Czyli jednak ręka jeszcze jest (śmiech).

Dopiero wtedy rozstrzygnie się, gdzie pan zagra?

- Są jakieś propozycje i rozmowy. To jeszcze daleka droga, bo sam muszę wiedzieć, na co mnie stać, na jakim szczeblu będę mógł rywalizować. Muszę wiedzieć, czy mój organizm sprosta nie tyle meczom, ale też wszystkim sytuacjom związanym z transportem. To kilku lub kilkunastogodzinne podróże, które bardzo męczą.

Jeszcze na koniec zapytam o szczecińską koszykówkę, która powoli się odradza. Wilki Morskie będą grały w I lidze z dużymi aspiracjami. Ściągnięto np. Pawła Mroza. Wierzy pan, że w przeciągu kilku lat uda się awansować do PLK?

- Dobrze, że powiedziałeś, że w ciągu kilku lat. Tego typu plan powinien być kilkuletni. Nie można zakładać, że to musi być już teraz. Presja oddziaływania na zawodników wcale dobrze nie wróży. Sami zawodnicy powinni dążyć do tego, żeby ten cel zdobyć. To się wiąże też z bardzo dużymi nakładami finansowymi. Nie może być tak, że jakiś jeden sponsor w to wejdzie. Musi być też samorząd tak, jak kiedyś Gdynia, czy obecnie Zielona Góra. Musi być współpraca na linii polityka, przedsiębiorcy i sportowcy. Wtedy można liczyć na sukces.

W Szczecinie powstaje nowa hala, więc może być to ważny czynnik w tworzeniu silnej koszykówki.

- W końcu mam nadzieję zostanie wybudowana. Już od roku widzę, że stoi i tak do końca nie wiem, co się z tą halą dzieje. Kto wie, może kiedyś Szymon Szewczyk by powrócił na stare śmieci, albo w ogóle do Polski? Trudno to określić. Chciałbym bardzo, bo zawsze, gdy wracam i gram dla reprezentacji to jednak mnie ciągnie.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.]

Źródło artykułu: