W międzyczasie Wojskowi spisywali się na miarę swoich możliwości - zdominowali sezon zasadniczy, notując niebywałą serię 25 wygranych z rzędu, walcząc jak równy z równym z Anwilem Włocławek w meczach Pucharu Polski. Faza play-off też przebiegała po ich myśli, aż do wyjazdu do Torunia.
Po tym, jak w spotkaniu numer dwa Śląsk Wrocław wygrał pierwszą połowę meczu z SIDEnem Toruń 63:18 nikomu nawet nie przeszło przez myśl, że zespołu z miasta Mikołaja Kopernika może zagrozić wrocławianom. A jednak, przyjdzie nam obejrzeć mecz numer 5, który zweryfikuje całą legendę, jaka powstała wokół tego zespołu.
Cel podczas budowania WKS-u był jasny - awans do ekstraklasy. Już w II Lidze klub wprowadził ekstraklasowe standardy, kontynuując je w tym roku. Presja ze strony zarządu jest niewątpliwie obecna - ta drużyna musi awansować. Tym bardziej zaskakują dwie porażki w Toruniu, które nie powinny się przydarzyć.
Co więcej, trudno powiedzieć, który obraz obu zespołów jest prawdziwy. Czy ten z meczu numer jeden, w którym podopieczni Grzegorza Sowińskiego mogą grać na równi z równym ze Śląskiem w jego hali? A może ten z meczu numer dwa, gdzie obie drużyny dzieli kolosalna różnica? Czy ostatecznie prawdziwy obraz to nieporadny Śląsk rzucający na siłę z dystansu, nie mogąc przebić się przez obronę SIDEnu? Naprawdę, trudno tu o jednoznaczny, spójny obraz bądź przywidywania.
Wyświechtane powiedzenie "Wiem, że nic nie wiem", które dało początek filozofii, byłoby tu jak najbardziej na miejscu. Mecz numer pięć to jedna wielka zagadka.
Śląskowi nie wypadało przegrać dwukrotnie na wyjeździe. Nie drużynie, która w taki, a nie inny sposób zdominowała ligę. Teraz wszystkie te rekordy pójdą w niepamięć, jeżeli Wojskowi nie staną na wysokości zadania w środę. Natomiast SIDEnem nie będzie miał nic do stracenia - i tak zrobił już wszystko, co mógł.
Według informacji portalu SportoweFakty.pl, wszystkie bilety na mecz zostały już sprzedane. Początek decydującego starcia numer 5 w środę, 1 maja 2013, o godzinie 19:15 w Hali Kosynierka we Wrocławiu.