Niesmak po finale FGE: Wysokie "krakowskie" standardy

Na wstępie poczynię osobiste wyznanie. Kraków był jednym z moich ulubionych polskich miast. Darzyłem go dużym sentymentem, między innymi, dlatego że uchodził w moich oczach za ostoję polskiej kultury.

Odwiedzałem gród Kraka wielokrotnie, w czasach studenckich odbyłem tam nawet miesięczną praktykę w jednym z tygodników. Dlatego osobiście z powodu zachowań kibiców koszykarskiej Wisły Can-Pack, których byłem świadkiem podczas poniedziałkowego meczu decydującego o mistrzostwie Polski, który krakowianki rozegrały z CCC Polkowice było mi przykro. Bo teraz już mniej lubię Kraków.

Oczywiście wiem, że z zachowań garstki małolatów, którym wydaje się, że bycie fanem drużyny polega na obrażaniu i wyzywaniu rywali, nie można wyciągać daleko idących wniosków. Wisła ma też wspaniałych fanów, szanujących rywali, potrafiących docenić trud i wysiłek zawodniczek nie tylko swoich, ale także tych z drużyn przeciwnych. Nie zmienia to jednak faktu, że wizerunek zasłużonego dla polskiego sportu klubu jakim jest Wisła, a co za tym idzie i całego Krakowa w moich oczach trochę wyblakł właśnie wskutek zachowań owej grupki wyzywającej nie tylko koszykarki CCC, ale także karzących "spi...ać" swoim zawodniczkom. Co ciekawe, akurat tym, które w przekroju całej rywalizacji finałowej dały temu zespołowi najwięcej.

Jeszcze większy dyskomfort odczuwam w wyniku zachowań włodarzy krakowskiego klubu, którzy niestety wykazali się brakiem taktu i klasy. Słynny już Generalny Menedżer, Piotr Dunin-Suligostowski nie pojawił się na ceremonii wręczania medali, ani na pomeczowej konferencji prasowej, choć te ostatnie zwykle odwiedza bardzo chętnie. O przebiegu samej ceremonii szkoda nawet pisać. Już samo użycie tego słowa w odniesieniu do tego, co miało miejsce w hali sportowej przy ulicy Reymonta to spore nadużycie. Taka oprawa pasowałaby do meczu decydującego o awansie do piłkarskiej A klasy. Wydarzeniu o randze mistrzostwa Polski nie przystoi i wystawia organizatorom jak najgorsze świadectwo.

W Polkowicach potrafiono godnie uczcić mistrzostwo Polski wywalczone przez Wisłę przed rokiem. W Krakowie niestety nie. Nie zadbano nawet o to, by z głośników poleciało słynne "We are the champions". Szkoda, bo przecież w istotę sportu wpisane są zarówno zwycięstwa, jak i porażki. Wygrywać z klasą jest łatwo, o niebo trudniej przyjąć z klasą porażkę. Dopóki w krakowskim klubie będą tolerowane takie zachowania, jak podczas poniedziałkowego meczu o przegrywanie z klasą będzie trudno. Skoro nie szanuje się własnych zawodniczek, to trudno o szacunek do rywalek. Zwłaszcza wówczas, gdy ten na parkiecie jest zdecydowanie lepszy.

Konrad Kaptur

Źródło artykułu: