Hakuna matata i niech Bóg ma mnie w swojej opiece - rozmowa z Adrianne Ross, zawodniczką Energi Toruń

Dla Adrianne Ross gra w Ford Germaz Ekstraklasie to nie nowość. Energa Toruń jest jej trzecim klubem w karierze. Jak się czuje wśród Katarzynek, jakim mottem życiowym się kieruje?

Krzysztof Kaczmarczyk: Wasz ostatni mecz przeciwko Wiśle Can Pack Kraków był nieco dziwny. Pierwsza połowa była koszmarna, natomiast w drugiej było już zdecydowanie lepiej i nawet były szanse na zwycięstwo.

Adrianne Ross: Nasz ostatni mecz był zdecydowanie czymś w rodzaju rollercoastera! W mojej opinii zdecydowanie wynik tego meczu byłby lepszy, gdybyśmy przyszły na niego... przed przerwą. W pierwszej połowie nie potrafiłyśmy trafić, z kolei Wisła nie potrafiła chybić. Wydaje mi się, że wiele klubów przegrywając różnicą 26 punktów poddałoby się. My jednak wiedziałyśmy, że jesteśmy zdecydowanie lepszą drużyną w porównaniu z tym, co pokazałyśmy w pierwszej połowie i musiałyśmy to udowodnić.

Problemem nie był fakt, że rywalki pojawiły się w Toruniu już z Tiną Charles w składzie, a to nieco mogło podłamać wasze morale? Jak wielki wpływ miała jej obecność na waszą motywację w walce z mistrzyniami?

- Wiedziałyśmy, że Tina zagra w tym meczu. Ona jest jedną z najlepszych koszykarek na świecie i zespół, który ma ją w swoim składzie, zawsze musi się wyróżniać. Mentalnie byłyśmy przygotowane dobrze do tego meczu. Po prostu pudłowałyśmy, a to przeszkodziło w możliwości rywalizowania z takim zespołem, jakim jest Wisła.
Jak oceniasz sytuację, że takie koszykarki, jaki Tina Charles, decydują się na grę w polskiej lidze? To wielkie wyróżnienie nie tylko dla teamu z Krakowa, ale i całej Ford Germaz Ekstraklasy.

- To wielka sprawa, że zawodniczka kalibru Tiny Charles gra tutaj w Polsce. Ona powinna przynieść większe zainteresowanie, to w końcu MVP ligi WNBA i złota medalistka ostatnich Igrzysk Olimpijskich. Teraz mogę powiedzieć mojej rodzinie, przyjaciołom i fanom, że gram w tej samej lidze co ona! Znam Tinę osobiście i jest to bardzo skromna osoba, która nie ma mentalności "gwiazdorzenia", dlatego ma tak duży szacunek wśród innych. Można śmiało powiedzieć, że jej kontrakt jest strzałem w dziesiątkę dla Wisły. To bardzo dobra drużyna, której podobnie jak Tinie, życzę jak najlepiej... ale nie wtedy, kiedy my gramy przeciwko! (śmiech)


Jedno z najlepszych spotkań w barwach Energi, Andrianne Ross rozegrała w Rybniku
Skupmy się jednak na Tobie oraz Energi Toruń. Początek sezonu to pięć zwycięstw i dwie porażki - obie, poniosłyście we własnej hali. Można powiedzieć, że rozpoczęłyście rozgrywki udanie?

- Wydaje mi się, że dużo klubów byłoby zadowolonych z takiego bilansu, ale ja osobiście zadowolona nie jestem. Po prostu nie lubię przegrywać! Nigdy nie lubiłam i nigdy lubić nie będę. Bez względu na to, czy grałybyśmy z "Lakersami", to oczekiwałabym zwycięstwa. Dorastałam w domu, gdzie zawsze była rywalizacja i nigdy nie usatysfakcjonuje mnie porażka. Wracając do naszego bilansu to trzeba jednak powiedzieć, że jest on dobry pomimo, że nie pokazałyśmy jeszcze wszystkiego, na co nas stać. W drużynie jest dobra chemia i jestem pewna, że będziemy jeszcze groźniejsze, w porównaniu z chwilą obecną.
Przed wami trzy bardzo trudne i zarazem bardzo ważne mecze. W twojej opinii jesteście gotowe na to wyzwanie? Druga połowa meczu z Wisłą Can Pack pokazała, że drzemie w waszym zespole spory potencjał i potraficie walczyć z najsilniejszymi.

- Przed nami seria ciężkich meczów, ale fani kochają oglądać dobre mecze. Osobiście wątpię, żeby ktoś przychodził na koszykówkę i oczekiwał 40-punktowych pogromów, tylko ciekawych widowisk. Miejmy zatem nadzieję, że dostarczymy naszym fanom wielu emocjonujących chwil, a oni sami będą nas dzielnie dopingować. Ja aktualnie skupiam się na meczu z CCC. Jest to silny, dobrze zbudowany zespół, z dobrym sztabem trenerskim.
Co w twojej opinii jest najsilniejszą bronią Katarzynek? Gracie bardzo szybki i ofensywny basket - tak musicie grać, żeby odnosić dobre wyniki? To wasza główna siła?

- Myślę, że jedną z naszych najsilniejszych broni jest fakt, że mamy kilka zawodniczek, które są w stanie punktować na poziomie 20 punktów. Zespół jest też bardzo dojrzały i doświadczony, a to również bardzo pomaga. Jesteśmy w stanie komunikować się na parkiecie bez okrzyków czy nawet słów, a do teraz nie wierzyłam, że to jest możliwe w żeńskiej koszykówce! (śmiech) Wszystkie chcemy wygrywać jako zespół nie dbając o indywidualne statystyki.

Przed rokiem twój obecny zespół zakończył rozgrywki na trzecim miejscu. Myślisz, że i w tym sezonie stać was na medale mistrzostw Polski?

- Zdecydowanie wierzę w to, że jesteśmy w stanie sięgnąć po kolejny medal. Musimy dbać o to, żeby utrzymać pełną koncentrację, motywację i najważniejsze... żeby wszyscy byli zdrowi! Jest jeszcze bardzo dużo meczów do rozegrania i musiałabym być szalona, żeby powiedzieć za dużo, za szybko.
Nie wszystko jednak jest takie kolorowe... przed kilkoma tygodniami trener Omanic ogłosił, że klub ma problemy finansowe i m.in. z ich powodu zabrakło Ciebie w składzie na mecz przeciwko Akademiczkom z Rzeszowa. Czy ta sytuacja zmieniła się, bowiem jesteś ponownie w grze?

- Jako profesjonaliści oczekujemy, że klub wywiązuje się z wszystkiego, co jest zapisane w naszych kontraktach - to nasza praca. Zatem w momencie, kiedy my wywiązujemy się z wszystkiego, a niekiedy robimy nawet więcej, to i druga strona jest zobowiązana do tego samego. Tak się nie stało i niestety w tamtym meczu nie zagrałam. Mam jednak dobry kontakt z trenerem, a to było pomocne w tej sytuacji. Nie znam aktualnej sytuacji finansowej klubu, ale swoje pieniądze dostałam. Jednocześnie mam nadzieję, że włodarze klubu pracują tak mocno, jak my na parkiecie, aby taka sytuacja się już nie powtórzyła.
W polskiej lidze spędziłaś już kilka sezonów. Byłaś w klubach z Poznania i Pruszkowa. Teraz jesteś w Toruniu. Czy to najlepszy polski klub, w jakim miałaś okazję grać?

- Do Poznania przyjechałam po roku przerwy od koszykówki, dlatego była to znakomita okazja do pokazania się. Byłam jedyną Amerykanką w klubie, a niewiele dziewczyn rozmawiało po angielsku, dlatego też podjęłam naukę języka polskiego. Wtedy też poznałam kulturę tego kraju i bardzo mi się ona spodobała. To wszystko sprawiło, że podjęcie decyzji o powrocie do Polski przyszło mi bardzo łatwo. Pokochałam Poznań, ale nie miałam tam takiego kontaktu z fanami, jak w Pruszkowie. Gra w Pruszkowie była wielkim doświadczeniem i miałyśmy znakomity sezon. Wydaje mi się, że dwa lata temu liga była silniejsza i nie potrafię porównać Energi właśnie z Liderem. Natomiast co do fanów w Toruniu, to są bardzo gościnni i mocno nas wpierają.

Jak zatem ocenisz poziom polskiej ligi na przestrzeni ostatnich lat, skoro dwa lata temu był według ciebie wyższy? 

- Zasada jest taka, że im większe pieniądze, tym poziom ligi jest wyższy. Ciężko jest przewidzieć, jaka będzie przyszłość patrząc na kryzys finansowy. Wydaje mi się jednak, że Polska znajdzie drogę, żeby utrzymać PLKK na dobrym, wysokim poziomie. Zawsze tak było!
Co sprawia, że chętnie wracasz do Polski? Lubisz nasz kraj, ludzi, kulturę? 

- Naprawdę lubię Polskę! Nawet zdołałam się już przystosować do pogody, a to było chyba najtrudniejsze. Polska to kraj, który stale się rozwija i fajnie być jego częścią. Ludzie tutaj są znakomici, a ja osobiście poznałam wielu przyjaciół, z którymi jestem w kontakcie nawet, gdy jestem w USA. Największym zaskoczeniem zawsze jest moment, w którym zaczynam mówić po polsku! Oczywiście spotkałam również ludzi, którzy niekoniecznie byli w porządku, ale na takich natykam się i w ojczyźnie, więc nie jest to wielkie zaskoczenie.
Jakim kierujesz się życiowym motto? Co lub kto jest najważniejszy dla Ciebie w życiu?

- Hakuna matata! Życie jest zbyt krótkie, żeby nie być szczęśliwym i nie myśleć pozytywnie! Modlę się i niech Bóg martwi się o mnie i ma mnie w swojej opiece. (śmiech)

Adrianne Ross w Ford Germaz Ekstraklasie debiutowała jako koszykarka INEI AZS Poznań
Adrianne Ross w Ford Germaz Ekstraklasie debiutowała jako koszykarka INEI AZS Poznań
Źródło artykułu: