Wiślaczki zgodnie z oczekiwaniami już na początku spotkania zaznaczyły swoją przewagę. Dzięki skutecznym akcjom Taj McWilliams Franklin oraz Eweliny Kobryn po niespełna trzech minutach gry prowadziły 9:2, w związku z czym jasnym było, iż Akademiczkom tego popołudnia trudno będzie w ogóle powalczyć o coś więcej, niż zachowanie honoru. Obiektywnie trzeba przyznać, że przyjezdne miały ogromny kłopot z umieszczaniem piłki w koszu. Mimo licznych prób, w większości sytuacji zmuszone były uznać wyższość krakowskiej defensywy, co niekiedy doprowadzało je do frustracji. A gdy dwie "trójki" z rzędu trafiła jeszcze Nicole Powell, ich sytuacja zdawała się być dramatyczna.
Jednakże w końcówce kwarty losy pojedynku diametralnie się odwróciły. Gorzowianki za sprawą ogromnej ambicji oraz skutecznej postawy Agnieszki Kaczmarczyk rozpoczęły pościg, który nieomal zakończył się powodzeniem! Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że po pierwszej kwarcie przegrywały tylko 15:19, co wobec wcześniejszego wyniku mogło im dawać powody do optymizmu.
Niestety dla nich, sen o dalszym wyrównanym boju prysł tak szybko, jak się pojawił. Podrażnione zawodniczki spod Wawelu w pierwszych fragmentach drugiej odsłony maksymalnie skoncentrowały się na grze w obu formacjach i w dwie minuty zwiększyły prowadzenie do dwunastu "oczek". Ogromny udział miała w tym Anke DeMondt. Belgijka, podobnie jak podczas finałowego meczu o Puchar Polski nie myliła się z czystych pozycji i była prawdziwą zmorą dla przeciwniczek. In plus zaprezentowały się także Erin Phillips oraz Magdalena Leciejewska, które w czasie swojej obecności na parkiecie wykonały mnóstwo pożytecznej pracy.
Podopieczne Dariusza Maciejewskiego natomiast w tym czasie zanotowały kolejny przestój w ofensywie i przez kilka minut nie zdobyły choćby punktu. Wobec tego nie dziwiło, że cztery minuty przed końcem pierwszej połowy rezultat brzmiał 30:15 i to Biała Gwiazda mogła mówić o pełnym komforcie. Co prawda tuż przed zejściem na dłuższy odpoczynek w ekipie z Gorzowa "odpaliła" Lyndra Weaver, ale i tak trudno było mówić o jakimkolwiek zagrożeniu dla Wisły.
Po zmianie stron podopieczne Jose Ignacio Hernandeza nadal były stroną wiodącą i dominowały niemal w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Szczególnie podobać mogły się popisy Kobryn. Reprezentantka Polski w strefie podkoszowej nie miała sobie równych i potwierdziła, że jej ostatnie znakomite w jej wykonaniu spotkania nie były dziełem przypadku. Ku uciesze większości widowni próbkę swoich nieprzeciętnych umiejętności pokazała również wspominana Phillips. 26-letnia obrończyni korzystając ze świetnej motoryki w zasadzie sama wypracowywała sobie pozycje rzutowe, a defensorki przyjezdnych w żaden sposób nie potrafiły jej upilnować. Efektem tego, przed decydującą batalią jej drużyna wygrywała 66:36 i była w zasadzie pewna swego.
Ostatnia część, jak można się domyślać, okazała się jedynie formalnością. Wiślaczki do końca kontrolowały boiskowe wydarzenia i systematycznie powiększały różnicę punktową. Do stylu ich gry w zasadzie nie można było mieć żadnych zastrzeżeń, co może tylko napawać optymizmem przed nadchodzącą decydującą fazą sezonu. Wśród pozytywów znalazł się także występ Leciejewskiej, która w końcu miała okazję zagościć na parkiecie w dłuższym wymiarze czasowym.
W AZS-ie zaś oprócz Weaver, poprawić wizerunek zespołu próbowała Paris Johnson, ale niewielkie to było pocieszenie. Wszystko dlatego, że starcie zakończyło się pokaźnym zwycięstwem Białej Gwiazdy 84:47.
Wisła Can Pack Kraków - KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski 84:47 (19:15, 15:7, 32:14, 18:11)
Wisła: Kobryn 14, Phillips 13, McWilliams 13, Leciejewska 11, DeMondt 7, Krężel 7, Powell 6, Pawlak 5, Dabovic 2, Śnieżek 2, Ujhelyi 2, Czarnecka 2.
KSSSE: Weaver 15, Kaczmarczyk 11, Johnson 10, Skobel 7, Trębicka 4, Smalley 0, Chaliburda 0, Maruszczak 0, Jaworska 0.