Fatalna sytuacja organizacyjna w łódzkim klubie jest powszechnie znana. Łodzianki przyjechały do Bydgoszczy w niepełnym składzie i pod wodzą trzeciego już w tym sezonie trenera. Na dodatek po kilku minutach gry kostkę skręciła Roksana Schmidt i sytuacja ŁKS stała się jeszcze dramatyczniejsza. W takich okolicznościach niewiadomą pozostały tylko rozmiary zwycięstwa gospodyń. Tak się przynajmniej wydawało.
Ale już od pierwszych minut środowego spotkania przyjezdne potwierdziły, że nie przyjechały do Bydgoszczy tylko po jeden punkt. Dość niespodziewane rywalki nieco ich zlekceważyły, bowiem w pierwszej i drugiej kwarcie grały jak z nut. W przerwie nieliczni kibice przecierali oczy ze zdumienia, bowiem Artego przegrywało z osłabionym ŁKS 39:51.
- Jestem zdruzgotany postawą naszych zawodniczek - tłumaczył po meczu trener Adam Ziemiński. Raczej nikt w naszym zespole nie może powiedzieć, że włożył w to spotkanie całe swoje serce. Przed meczem plany były zupełnie inne, bowiem bydgoszczanki miały nie tylko wygrać, ale również odrobić straty z pierwszego spotkania.
ŁKS dzielnie trzymał się jeszcze w trzeciej kwarcie, ale powoli gasł w ostatnich fragmentach. Ciekawie zaczęło się robić na pięć minut przed końcem. Bydgoszczanki z każdą akcją zmniejszały straty, odrabiając 23 punkty. Na osiem sekund przed końcem do dogrywki mogła doprowadzić Reene Taylor. Przy wyniku 83:85 amerykańska rozgrywająca jednak chybiła i dwa punkty pojechały do miasta włókniarzy.
Przypomnijmy, że przed trzema tygodniami Artego sensacyjnie pokonało na własnym parkiecie CCC Polkowice 86:84. Teraz bydgoszczanki muszą wygrać w sobotę w Poznaniu z MUKS, jeśli chcą się jeszcze liczyć w walce o play-off.
Artego Bydgoszcz - ŁKS Siemens AGD Łódź 83:85 (21:24, 18:27, 14:23, 30:11)
Artego: Taylor 28, Mowlik 18, Szott 17, Jimenez 7, Kułaga 6, Koc 4, Sissoko 4, Górzyńska-Szymczak 2, Kuras 0.
ŁKS: Urbanowicz 22 (10 zb), McIntyre 20, Dalembert 16 (11 zb), Jeziorna 11, Modelska 11, Schmidt 5.