Mimo wszystko jestem zadowolony - rozmowa z Maciejem Milanem, trenerem Polonii Przemyśl

Minimalną porażką z Sokołem Łańcut zakończyła zmagania w pierwszej części sezonu przemyska Polonia. O dotychczasowych dokonaniach zespołu, a także przegranych derbach portalowi SportoweFakty.pl opowiada Maciej Milan, szkoleniowiec "Przemyskich Niedźwiadków".

Adam Popek: Choć w środowym starciu z Sokołem nie udało się odnieść zwycięstwa, to jednak wielkie słowa uznania należą wam się za ambitną walkę, dzięki której w zasadzie do ostatnich sekund liczyliście się w walce o komplet punktów.

Maciej Milan: Tak, to prawda, że mimo niekorzystnego położenia do końca staraliśmy się bić o satysfakcjonujący rezultat i jak można było się przekonać, byliśmy naprawdę blisko założonego celu. Moim zdaniem o zwycięstwie gospodarzy zadecydowały niuanse, takie pojedyncze akcje, które jak się okazało w kontekście ostatecznego wyniku miały spore znaczenie. My popełniliśmy kilka głupich strat, po których łańcucianie stworzyli sobie okazje do zdobycia punktów i ich nie zmarnowali. W tym względzie zdecydowanie za łatwo oddaliśmy im pole. Poza tym zabrakło troszkę szczęścia, bo za każdym razem gdy doganialiśmy rywala przytrafiał nam się jakiś błąd, albo zawodnicy Sokoła zaliczali celne próby mimo bliskiej asysty naszych defensorów i całe starania nie przynosiły zamierzonych efektów. Poza tym, mieliśmy też szansę doprowadzić do dogrywki, ale niestety w decydującym momencie nie udało się trafić. Niemniej jednak z końcówki tego roku jestem raczej zadowolony, bo w poprzednich kilkunastu dniach udało nam się wygrać cztery spotkania z rzędu, co bardzo pozytywnie wpłynęło na naszą pozycję w ligowej hierarchii. Sokoła, który jest w czołówce tabeli niestety nie udało się pokonać, ale uważam, że na tle tak silnej ekipy rozegraliśmy dobre zawody i stworzyliśmy ciekawe widowisko. Przy tej okazji chciałem też serdecznie podziękować kibicom, zarówno tym z Przemyśla, jak i Łańcuta, którzy licznie przybyli na to spotkanie i współtworzyli cały spektakl.

Nie da się ukryć, że po tej ostatniej bardzo dobrej serii w wykonaniu pana drużyny nadzieje na korzystny rezultat zostały mocno rozbudzone.

- Zdawaliśmy sobie z tego sprawę i myślę, że najlepszym dowodem na to była nasza boiskowa postawa. Przez cały czas staraliśmy się, bowiem grać na maksimum swoich możliwości i dzięki dobremu przygotowaniu motorycznemu znosiliśmy trudy całej rywalizacji. Nikt przecież nie zwiesił głowy w trakcie meczu i nie myślał o poddaniu się. Prawdą jest jednak, że naprawdę wiele nas to kosztowało. Pamiętajmy, że w ostatnich dziesięciu dniach rozegraliśmy aż cztery spotkania, a w międzyczasie przyszło nam jeszcze przejechać niemal całą Polskę, w związku z wyjazdowym starciem ze Spójnią, wobec czego koszykarzom na pewno dało się to we znaki. Poza tym sprawy nie ułatwiał też fakt, że był to nasz ostatni pojedynek przed świąteczną przerwą. W takich momentach bardzo trudno o pełną koncentrację. Niemniej jednak to wszystko już za nami. Teraz rozjeżdżamy się do domów na święta żeby trochę odpocząć, pobyć z rodzinami i po przerwie wracamy do ciężkiej pracy, by przygotować się możliwie jak najlepiej do rundy rewanżowej.

W środowym starciu mieliście jednak kilka szans na to, by objąć prowadzenie i można żałować, że żadnej z nich nie wykorzystaliście, bo losy rywalizacji mogły potoczyć się zupełnie inaczej.

- Owszem, jest czego żałować. Tym bardziej, że już w samej końcówce gdy Sokół wygrywał zaledwie trzema punktami mieliśmy dwie akcje, którymi mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, a przynajmniej doprowadzić do dogrywki. Oba rzuty jednak z naszej strony okazały się niecelne i to gospodarze dowieźli do końca skromną przewagę. Tak jest jednak w koszykówce. Jednym razem uda ci się zadać ostateczny cios i po końcowej syrenie szalejesz z radości, a innym razem musisz przełknąć gorycz porażki. Tego wieczoru to my znaleźliśmy się w tym mniej przyjemnym położeniu, ale wcale nie czujemy się gorsi z tego tytułu. Uważam, że rozegraliśmy dobre zawody i postawiliśmy drużynie z Łańcuta trudne warunki. Zresztą w kontekście mojego zespołu w ogóle śmiało można powiedzieć, że w porównaniu do pierwszej potyczki z Sokołem, która miała miejsce na inaugurację sezonu poczynił on wielki krok do przodu i obecnie prezentuje się znacznie lepiej niż choćby kilka tygodni temu. Cały czas idziemy do przodu i to jest niezwykle ważne w kontekście dalszej rywalizacji. A w Łańcucie poległo już wiele uznanych firm, więc minimalna porażka na pewno jakiegoś wielkiego wstydu nam nie przynosi.

Co jest zatem powodem tego progresu jaki zaliczyliście ostatnimi czasy?

- Przede wszystkim jest to efektem o wiele lepszego zgrania zespołu, który przecież przed sezonem był w zasadzie na nowo tworzony. W podobnych sytuacjach zwykle potrzebny jest czas zanim między graczami pojawi się chemia i trudno jest już na wejściu ich wszystkich scalić. Takich problemów nie miał na przykład Sokół, który z roku na rok utrzymuje trzon kolektywu, w związku z czym jego koszykarze doskonale znają się nawzajem i wiedzą, czego mogą się po sobie spodziewać. U nas natomiast, uległo zmianie prawie wszystko, włącznie ze sztabem szkoleniowym, więc cała układanka po prostu nie mogła tak dobrze funkcjonować od samego początku. Teraz na szczęście weszliśmy już w inny etap i po tamtych zmartwieniach nie ma śladu. Ponadto, dość mocno pracujemy nad przygotowaniem fizycznym i w końcu zaczynają być widoczne pozytywne tego skutki. Zresztą akurat ten aspekt doskonale można zaobserwować w trakcie meczów, kiedy to bez większej rotacji jesteśmy w stanie wytrzymać kondycyjnie kilkadziesiąt minut rywalizacji. Oprócz tego, sami zawodnicy nie uskarżają się na jakieś niedogodności czy zmęczenie, tylko twardo walczą o każdą piłkę i dzięki temu też pewnie nasza gra jest pozytywniej odbierana.

Dużym plusem dla samego zespołu powinno być to, że w jego szeregach znajduje się wielu doświadczonych graczy, którzy w przeszłości z powodzeniem rywalizowali również na parkietach ekstraklasy.

- Na pewno. Tacy zawodnicy o wiele łatwiej przyswajają pewne rzeczy, szybciej przyzwyczajają się do nowych warunków i co ważne, nie boją się brać na siebie odpowiedzialności w trakcie gry. Poza tym, bardzo dobrze rozumieją moją filozofię prowadzenia drużyny, więc ich obecność bez wątpienia jest bardzo cenna. Ja z kolei staram się wydobyć z nich wszystko co najlepsze i mam nadzieję, że nasza współpraca nadal będzie się tak dobrze rozwijać.

Ważne jest też, że w końcówce pierwszej rundy przełamaliście serię bez wygranej na wyjeździe.

- Nie ukrywam, że początkowo było to naszym problemem. Na własnym parkiecie potrafiliśmy grać na naprawdę dobrym poziomie, pokonywaliśmy wiele zespołów, a na wyjeździe przez długi czas uznawaliśmy wyższość kolejnych rywali. Oczywiście faktem jest, że nie były to wyraźne porażki, bo najczęściej do szczęścia brakowało nam bardzo niewiele, ale ta sytuacja zaczynała frustrować. Jedna strata za dużo, jeden zbyt pochopnie oddany rzut i cały nasz trud legał w gruzach. Z czasem jednak, gdy poprawiliśmy koncentracje i bardziej zgraliśmy się jako zespół było już znacznie lepiej i na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć nasze ostatnie triumfy w Siedlcach czy Stargardzie.

Bardzo pozytywnym zaskoczeniem może być dobra forma Michała Musijowskiego, który pierwotnie miał być jedynie zmiennikiem Pawła Pydycha, a tymczasem okazał się jednym z lepszych playmakerów w całej lidze.

- Na pewno Michała można traktować jako największe objawienie naszego teamu. Wskoczył do pierwszego składu wobec kontuzji Pawła, więc na pewno nie miał łatwego zadania, gdyż w zasadzie z marszu musiał pokierować całą drużyną. Jednakże jak się okazało, nie tylko doskonale wywiązał się z tego zadania, ale też stał się wiodącą postacią Polonii. Nie zmienia to oczywiści faktu, że nadal musi się dużo uczyć i stale czynić postępy, bo tego właśnie wymaga koszykówka. Pawła natomiast absolutnie nie odstawiam na boczny tor. Mam nadzieję, że niebawem powróci do swojej optymalnej dyspozycji i będę miał w drużynie dwóch równorzędnych rozgrywających. To oczywiście dałoby mi duży komfort, bo w momencie słabszej dyspozycji jednego z nich, od razu mogę wprowadzić do gry zmiennika i jakość gry kolektywu absolutnie na tym nie straci.

Zatem podsumowując, jest pan zadowolony z dotychczasowych dokonań Polonii?

- Myślę, że tak. Biorąc pod uwagę, iż jesteśmy beniaminkiem i jeszcze kilka miesięcy temu kompletowaliśmy skład właściwie od podstaw, można powiedzieć, że była to dla nas dobra runda. A szczególnie optymistycznie wobec kolejnych miesięcy nastraja jej końcówka, w której pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać właściwie z każdym. Mam zatem nadzieję, że już w nowym roku będziemy prezentować się co najmniej tak samo dobrze i przysporzymy jeszcze wielu powodów do radości.

Komentarze (0)