Pierwszą akcję wyprowadzili torunianie, ale była ona nieudana, lecz był to znak, że przyjechali do Dąbrowy walczyć i nie "położą się na parkiecie". Jednak po 3 minutach gospodarze prowadzili 5:0. Pierwsze punkty dla PC SIDEn zdobył Łukasz Kwiatkowski, po czym przyjezdnych dopadła niemoc rzutowa, a w ich poczynaniach było widać nerwowość. Po 2 minutach ruszyli z miejsca i utrzymywali 6 punktów straty, ale własne błędy pozwoliły rywalom odskoczyć. W ataku szalał Łukasz Grzegorzewski, który raz po raz podwyższał prowadzenie MKS-u (20:7). Dąbrowianie rzucali na 100 proc. skuteczności za trzy, co dobitnie obrazowało różnicę w postawie obu ekip. Ta odsłona zakończyła się rezultatem 29:8.
Gdy na początku drugiej kwarty Artur Gliszczyński trafił za dwa, pozwolił utrzymać swojemu zespołowi 21 punktów straty. Gra torunian wołała o pomstę do nieba, z nadzieja na lepszą postawę wydawała się tlić jedynie w głowie trenera. Przekazanie jej podopiecznym okazało się kwestią czasu, błędy dopadły bowiem Zagłębiaków, a przyjezdni bardzo dobrze je wykorzystali, choć trochę niwelując ogromną różnicę w wyniku (33:17). Na parkiecie trwała zacięta walka, która działała na korzyść MKS-u. Na 17 sekund przed końcem odsłony trener PC SIDEnu poprosił o czas, po którym jego zawodnicy kontynuowali dobrą passę trafień i po dwóch wolnych w wykonaniu Przemysława Lewandowskiego na tablicy widniał wynik 40:29. Tuż przed syreną rzucał jeszcze Marcin Piechowicz, ale nie trafił, lecz rzuty wolne Łukasza Szczypki ustaliły wynik na 42:29. Do szatni torunianie schodzili więc w dobrych nastrojach, gdyż te kwartę rozegrali dobrze i doprowadzenie do remisu było bardzo realne.
Dąbrowianie chcieli udowodnić wsadem Rafała Kulikowskiego z samego początku odsłony, że ich przewaga ma się dobrze, gdyż nie zagraża jej słaba postawa drużyny. Jednak akcja, gdy Piechowicz zebrał piłkę w obronie, a Grzegorzewski ją stracił mówiła co innego. Efektem była przerwa na żądanie Wojciecha Wieczorka (47:34). Po wolnych Gliszczyńskiego straty zmalały do 10 punktów, co mogło być przełomowym momentem meczu, po pogromie w pierwszej kwarcie przyjezdni powracali bowiem do gry o zwycięstwo. Gospodarze odskakiwali na 13 punktów, by szybko ich przewaga zmalała "zaledwie" do 9. Ta kwarta była wyjątkowo zacięta, a MKS wygrał ją jednym "oczkiem".
Torunianie rozpoczęli ostatnią odsłonę bardzo pewnie, w ciągu dwóch minut tylko oni trafiali i ponownie zniwelowali straty do 10 punktów. Jednak taka gra nie zapewniała im wygranej, a utrzymywała się bardzo długo. O czas poprosił trener PC SIDEn, po którym jego zawodnicy zachowali się fatalnie, co zmusiło go do wzięcia drugiej przerwy po niespełna 1,5 minuty. Głównym problemem gości było to, że mimo licznych starań nie byli w stanie przełamać swoich rywali. Zagłębiacy kontrolowali przebieg meczu, lecz nie mogli być spokojni o wygraną - jeden błąd mógł bowiem zaprzepaścić cały wysiłek. W miarę upływu czasu scenariusz gry obu zespołów pozostawał taki sam, a MKS w pewnym momencie zaczął powiększać swoją przewagę, na co torunianie odpowiedzieli zwątpieniem i poddaniem się. Końcowy wynik to 82:61, czyli MKS odzyskał 21 punktów prowadzenia, które wypracował sobie w trakcie trwania pojedynku.
82:61(29:8, 13:21, 18:17, 22:15)
MKS: Łukasz Grzegorzewski 21, Michał Wołoszyn 20, Rafał Kulikowski 16, Łukasz Szczypka 8, Paweł Zmarlak 7, Marcin Piechowicz 5, Grzegorz Grochowski 3, Piotr Zieliński 2, Krzysztof Morawiec 0, Daniel Kubista 0, Mateusz Zawadzki 0.
PC SIDEn: Łukasz Kwiatkowski 14, Przemysław Lewandowski 13, Artur Gliszczyński 11, Arkadiusz Kobus 9, Tomasz Lipiński 7, Bartosz Królikowski 4, Tomasz Tlałka 3, Dawid Wójcik 0, Wojciech Pagacz 0, Maciej Piechota 0.