Odbudowuję swoją samoocenę - wywiad z Bartłomiejem Wołoszynem, graczem Anwilu Włocławek

Anwil Włocławek gładko pokonał AZS Politechnikę Warszawską 91:76 a jednym z jasnych punktów zespołu z Kujaw okazał się Bartłomiej Wołoszyn. Polski skrzydłowy, który stracił cały zeszły sezon z powodu kontuzji, stara się obecnie odbudować swoją pozycję w zespole i wrócić do dawnej formy. W niedzielę, notując 10 punktów i sześć zbiórek, zrobił kolejny krok w tym kierunku, a o szczegółach opowiada portalowi SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: To był naprawdę dobry mecz z twojej strony...

Bartłomiej Wołoszyn: Co mogę powiedzieć. Na pewno musiałem grać trochę dłużej dzisiaj, ze względu na fakt, że kontuzji podczas meczu doznał Dardan Berisha i cóż, chyba wykorzystałem ten czas, kiedy przebywałem na parkiecie.

Abstrahując od tego, że grałeś dłużej, bo kontuzji doznał Dardan Berisha, to chyba wreszcie można powiedzieć, że dałeś dobrą zmianę?

- Rzeczywiście tak można powiedzieć. Od jakiegoś czasu czuję, że moja forma idzie w górę i wiedzie mi się na parkiecie coraz lepiej. Z dobrej strony pokazałem się już w meczu z AZS Koszalin, ostatnio mi co prawda nie wyszło w Tarnobrzegu, ale dzisiaj znowu było nieźle, więc chyba mogę mieć powody do optymizmu. Wracam do formy, którą prezentowałem przed kontuzją.

Kibice w Hali Mistrzów zadrżeli, gdy w trzeciej kwarcie złapałeś się za, sam dokładnie nie wiem, bo z mojego miejsca nie mogłem tego dostrzec, za kolano, mięsień uda? Co się stało?

- Akurat dzisiaj sporo razy zostałem uderzony a to gdzieś w rękę, a to w plecy, nogę, także jestem trochę poobijany. Jednakże to są drobne urazy i nie sądzę, żeby był z tym jakikolwiek problem. To nie było nic poważnego.

Poza skutecznością, z meczu na mecz wraca ci także pewność w grze. Na początku sezonu bałeś podjąć się jakiekolwiek ryzyko, mam tutaj na myśli odważniejszy atak na kosz czy rzut z daleka. Teraz nie ma już z tym problemu?

- O kontuzji już nie pamiętam i w mojej głowie nie rodzą się już żadne bojaźliwe myśli, że coś może pójść nie tak. Wytłumaczyłem sobie, że kontuzje to nieodłączny element sportu, ale przecież nie musi być tak, że jak raz doznałem urazu, to doznam go znowu. Także nie mam z tym problemu, a dodatkowo, pozytywne mecze w ostatnim czasie, dzisiaj kolejny, odbudowują moją samoocenę i zamierzam pokazywać się z dobrej strony w kolejnych spotkaniach.

A powiedz, gdzie czujesz jeszcze braki w porównaniu z tym, jak grałeś przed dwoma laty?

- Na pewno brakuje mi właśnie takiej całkowitej, totalnej pewności siebie w kontekście podejmowania decyzji. Rzeczywiście jest już z tym lepiej w porównaniu z początkiem sezonu, ale nadal mam takie chwile, że niepotrzebnie się waham, podczas gdy dwa lata temu już dawno oddałbym rzut, albo minął swojego rywala i wszedł na kosz. Wiem jednak, że to wszystko przyjdzie z czasem. Po prostu pewnego dnia, w jakimś meczu poczuję się na tyle pewnie, że wszystko będzie działo się automatycznie. Oczywiście mówię o pewności psychicznej, bo fizycznie nie ma żadnego problemu.

A jak postrzegasz siebie w defensywie? Przed kontuzją bardzo często wymuszałeś faule rywali w ataku...

- To też przyjdzie samo. Tak jak mówiłem wcześniej, czuję się naprawdę dobrze, ale jeszcze muszę poczekać, żeby te wszystkie trybiki w moim organizmie zaczęły pracować płynnie. Przeciwko AZS Politechnice kilka razy udało mi się zagrać skutecznie w obronie, efektywnie włączyłem się w walkę na tablicach z czego się bardzo cieszę i ogólnie uważam, że pomimo błędów, zagrałem nieźle.

A sam mecz? To było spotkanie z serii tych, które po prostu trzeba było wygrać.

- Wszyscy wiedzą, że tydzień temu przegraliśmy z Siarką Jezioro, na początku rozgrywek doznaliśmy porażki w Łodzi i mam nadzieję, że limit wpadek na ten sezon został wyczerpany. Z takimi zespołami jak AZS Politechnika czy ŁKS, który przyjeżdża do nas za moment, po prostu musimy wygrywać ponieważ na koniec rundy zasadniczej chcemy być jak najwyżej w tabeli.

Ciężko zmobilizować się na mecz z takim rywalem, jakim jest AZS Politechnika? Przy całym szacunku dla tego zespołu, mam tu na myśli tylko kwestię aktualnej pozycji warszawskiej drużyny w tabeli.

- Może i ciężko, ale akurat dzisiaj bardzo mocno chcieliśmy nie dopuścić do tego, by powtórzyła się sytuacja sprzed tygodnia, kiedy ograła nas wspominana Siarka Jezioro. Może nie do końca weszliśmy w ten mecz tak płynnie, jakbyśmy chcieli, to jednak z upływem czasu było coraz lepiej i generalnie nie mieliśmy żadnych problemów z koncentracją. Nadal graliśmy co prawda falami, pozwalaliśmy oddawać Politechnice jakieś dziwne rzuty z dystansu, które im wpadały, ale ogółem nie było żadnej paniki o wynik.

"Gramy falami" - to zdanie słyszę od początku sezonu...

- Myślę, że to wszystko jest wynikiem ciągłych perturbacji w składzie. A może chodzi o to, że gubimy gdzieś rytm po zmianach? Mam wrażenie, że cały czas odbija się na nas kwestia zmian. Kilku zawodników od nas odeszło, ostatnio np. Marcin Nowakowski, tuż przed sezonem dołączył Nick Lewis, za chwilę dojdą dwaj inni gracze. Niemniej jednak uważam, że nic nas nie tłumaczy, bo jako zespół klasowy, a takim chcemy być i za taki się uważamy, powinniśmy grać w każdym meczu, jak to mówi trener Emir Mutapcić, constans. Zwłaszcza jeśli chodzi o obronę.

O to właśnie chciałem zapytać - w ataku radzicie sobie bardzo dobrze. 99 punktów rzuconych koszalinianom, 104 w Tarnobrzegu, dzisiaj 91. W ofensywie Anwil wie jak wykorzystywać swój potencjał, ale defensywa pozostawia wiele do życzenia...

- I znowu trzeba wrócić do tematu gry falami. W pierwszej kwarcie zagraliśmy tylko na 15 punktów straconych, ale za to w drugiej rywale zdobyli ich już aż 25. I to jest właśnie nasza bolączka. O atak rzeczywiście się nie martwimy - jest Corsley (Edwards - przyp. M.F.), są inni gracze, i w tym elemencie mamy pewność, że damy radę, ale nad obroną rzeczywiście musimy się jeszcze mocno skupić.

Źródło artykułu: