Mecz PGE Turowa z Anwilem miał być hitem 10. kolejki Tauron Basket Ligi. Tymczasem już pierwsze 10 minut pokazało, że będzie to teatr jednych aktorów - gospodarzy ze Zgorzelca.
Aktualni wicemistrzowie Polski wręcz rzucili się na włocławian, grali szybko, agresywnie i bardzo skutecznie. Po czterech minutach gry i rzucie rozgrywającego kapitalny mecz Giedriusa Gustasa (trafił wszystkie 10 oddanych rzutów, w tym cztery osobiste) PGE Turów wygrywał 11:3. Trener Emir Mutapcić poprosił o czas dla swojego zespołu, ale na niewiele to się zdało. Gospodarze, kierowani w tym czasie przez Konrada Wysockiego, rozkręcali się z każdą kolejną akcją. Po sześciu minutach i rzucie Michała Gabińskiego było już 17:3 dla gospodarzy. Zespół trenera Jacka Winnickiego bez kłopotów oszukiwał obronę włocławian i po pierwszej kwarcie wygrywał 24:12.
- Byliśmy zdeterminowani, żeby dzisiaj wygrać. Walczyliśmy od samego początku i bardzo cieszę się, że walka oraz pełne zaangażowanie przyniosły oczekiwane rezultaty - komentował po meczu trener PGE Turowa Jacek Winnicki.
Niesiony dopingiem kompletu publiczności zespół ze Zgorzelca nie zwalniał tempa w drugiej kwarcie. Na pozycji rozgrywającego szalał Giedrius Gustas, a pod koszem ochotę do gry liderowi Anwilu Corsleyowi Edwardsowi odbierali na zmianę Dallas Lauderdale i Daniel Kickert. W 15. minucie spotkania PGE Turów wygrywał już 38:21, a do przerwy 51:25. - Przegraliśmy to spotkanie już w pierwszej połowie. Jestem zawiedziony postawą swoich graczy. Nie potrafiliśmy przeciwstawić się rywalowi. Oczekuję od swojej drużyny większego zaangażowania. Jeśli po sezonie zasadniczym chcemy znaleźć się w czołowej czwórce, musimy grać dużo lepiej - powiedział trener Anwilu Emir Mutapcić.
Wysokie prowadzenie nie uśpiło gospodarzy w trzeciej kwarcie. Zgorzelczanie w dalszym ciągu z łatwością rozbijali defensywę gości, którym zaczęły puszczać nerwy. Ucierpiała na tym m.in. kilkudziesięciokilogramowa banda, która znajdowała się przed ławką rezerwowych włocławian. Po jednej z udanych akcji PGE Turowa runęła z impetem na parkiet. - Musimy o tym meczu jak najszybciej zapomnieć. Zagraliśmy bardzo źle w defensywie - narzekał po spotkaniu środkowy Anwilu Seid Hairić. W ataku nie błyszczeli też czołowi strzelcy gości. Choćby sam Dardan Berisha trafił tylko jeden rzut z dystansu, a Corsley Edwards w całym meczu zdobył tylko 10 punktów.
W 29. minucie gospodarze wygrywali już różnicą 34 punktów (67:33), a miejscowi kibice zaczęli celebrować zwycięstwo. Ich humory uległy pogorszeniu na niewiele ponad dwie minuty przed końcem meczu. Wówczas po udanej akcji Michał Chyliński upadł na parkiet i przy pomocy kolegów z drużyny został odprowadzony na ławkę rezerwowych. - Obecnie trzymam kostkę w lodzie. Mam nadzieję, że to nic poważnego i będę mógł pomóc drużynie już w najbliższym meczu w Sopocie - powiedział obrońca PGE Turowa. Ostatecznie po rzucie z dystansu Artura Mielczarka PGE Turów zwyciężył Anwil 87:60. - Wykonaliśmy bardzo dobrą pracę. Trener zawsze uczula, by być skoncentrowanym i agresywnym od początku do końca. W meczu z Anwilem to nam się udało - podsumował rozgrywający PGE Turowa Ronald Moore. Wygrana nad włocławianami była dla PGE Turowa dziewiątą z rzędu w sezonie.
PGE Turów Zgorzelec - Anwil Włocławek 87:60 (24:12, 27:13, 16:14, 20:21)
PGE Turów: Gustas 17 (1), Wysocki 14 (1), Kickert 13, Chyliński 13 (3), Moore 7 (1), Jackson 6, Gabiński 5 (1), Cel 5 (1), Mielczarek 3 (1), Edwards 2, Lauderdale 2, Jankowski 0.
Anwil: Szubarga 12 (1), Edwards 10, Lewis 8, Wołoszyn 8, Hajrić 6, Allen 6 (1), Pietrzak 5 (1), Berisha 5 (1), Majewski 0, Nowakowski 0.