Gospodarze sobotni mecz rozpoczęli z dużym animuszem. Rosa nie mogła się wstrzelić w obręcz, co wykorzystywała agresywnie broniąca Spójnia. Stargardzianie walczyli pod obiema tablicami, co skutkowało miażdżącą przewagą w zbiórkach i mimo średniej skuteczności przekładało się na rezultat. Pierwsze siedem punktów zdobywali wysocy: Wiktor Grudziński i Łukasz Bodych, co było bardzo ważne wobec słabszej dyspozycji rzutowej najlepszego strzelca Spójni, Adama Parzycha. Tymczasem trener Aleksandrowicz dokonywał szybkich zmian, co pozwalało gospodarzom utrzymać intensywność w grze i wygrać premierową odsłonę 15:4.
Wydawało się, że obraz gry musi ulec zmianie. Nic takiego nie nastąpiło jednak w drugiej kwarcie. Miejscowym bardzo pomagali Koszykarze Rosy, którzy nie trafiali nawet z dość łatwych pozycji. Starał się ostatni nabytek radomskiej ekipy, Iwo Kitzinger, lecz i on nie miał najlepszego dnia, a co najważniejsze brakowało mu zgrania z drużyną. Tymczasem stargardzianie zaczęli również trafiać z dystansu, w czym dobrze radzili sobie Hubert Pabian, Mariusz Wójcik oraz Jarosław Kalinowski. Ich skuteczność nie porażała, lecz były to kluczowe trafienia odbierające rywalom ochotę do gry. Promyk nadziei dla Rosy pojawił się wraz z syreną oznajmiającą długą przerwę. W tym właśnie momencie z dystansu przymierzył doświadczony Piotr Kardaś zmniejszając stratę swojej drużyny poniżej granicy dwudziestu punktów.
To, co goście zbudowali na koniec drugiej odsłony roztrwonili na początku trzeciej. Za dyskusję z sędziami przewinieniem technicznym ukarany został trener Rosy, Piotr Ignatowicz, czego po meczu bardzo żałował. - Zawaliłem trochę tym technicznym, bo był to dla nas dobry moment. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej decyzji - przyznał szkoleniowiec gości. Stargardzianie wykorzystali to perfekcyjnie zdobywając cztery oczka. Rozbita Rosa pozwoliła jeszcze na rzuty Bodycha oraz Parzycha i Spójnia prowadziła 48:21. To jednak szczyt możliwości zachodniopomorskiego teamu. Później było już tylko gorzej. Do końca tej odsłony gospodarze zdobyli zaledwie dwa punkty, a goście czternaście. Rosa lepiej broniła i choć nie wszystko udawało się jej w ataku nadrabiała to większą walecznością, co pozwoliło na kilka ponowionych akcji. Swoje odrobili też arbitrzy, którzy tym razem kilkakrotnie mylili się w drugą stronę.
W szeregi miejscowych wkradła się jeszcze większa nerwowość, gdy na początku czwartej kwarty z za łuku przymierzył Jakub Zalewski niwelując stratę do dwunastu punktów. Szybko odpowiedział jednak Wójcik i zagrożenie, przynajmniej na chwilę, minęło. Stargardzianie popełniali, co raz więcej błędów w obronie, co skrzętnie wykorzystywała Rosa stopniowo odrabiając stratę. Wtedy ciężar gry na siebie wziął Tomasz Ochońko, co szybko uspokoiło sytuację. To goście się spieszyli i agresywna obrona Spójni znacznie utrudniała im sytuację. Nawet, jeśli radomianie trafiali do kosza czynili to z trudem i po upływie wielu cennych sekund. Gospodarze natomiast rzadko znajdowali receptę na defensywę rywala, lecz ich poważnym atutem okazała się przemyślana gra. Długie, często ponawiane akcje, choć irytowały niektórych fanów zgromadzonych na trybunach okazały się właśnie środkiem prowadzącym do upragnionego celu, czyli zwycięstwa. Ostatecznie podopieczni Piotra Ignatowicza nie zdołali już nic zdziałać i wychowanek Spójni po raz pierwszy w swej trenerskiej karierze musiał uznać wyższość macierzystego klubu. Stargardzianie zaprezentowali się bardzo dobrze na tle wymagającego rywala praktycznie demolując go w pierwszej połowie. Rosa, którą po letnich wzmocnieniach wymienia się wśród faworytów do awansu do TBL przekonała się natomiast o swoich mankamentach. Przed radomskim zespołem jeszcze sporo pracy, lecz czas powinien działać na ich korzyść.
Spójnia Stargard Szczeciński - Rosa Radom 61:49 (15:4, 22:15, 13:16, 11:14)
Spójnia: Bodych 11, Wójcik 10, Stępień 9, Grudziński 7, Parzych 6, Soczewski 6, Pabian 5, Ochońko 4, Kalinowski 3, Dylik 0, Ulchurski 0, Ważny 0.
Rosa: Zalewski 13, Kitzinger 9, Donigiewicz 7, Pisarczyk 4, Glapiński 4, Radke 4, Kardaś 3, Maj 3, Nikiel 2, Cetnar 0, Podkowiński 0, Wiekiera 0.