Hit dla Wisły! - relacja z meczu Wisła Can-Pack Kraków - Lotos Gdynia

Po długim i wyczerpującym starciu Wisła Kraków pokonała w szlagierowym meczu kolejki Lotos Gdynia 67:54. Krakowianki korzystny wynik zawdzięczają przede wszystkim dobrej grze w drugiej połowie, kiedy to zdominowały rywalki niemal pod każdym względem. Dzięki wygranej, aktualne mistrzynie Polski już po pierwszej kolejce mają na swoim koncie zwycięstwo nad odwiecznym przeciwnikiem.

Wiślaczki do spotkania z Lotosem podchodziły bardzo zmobilizowane. Ewentualne zwycięstwo oznaczało, bowiem nie tylko zdobycie kompletu punktów na inaugurację, ale też zdystansowanie jednego z głównych rywali do mistrzowskiego tytułu. Początkowo jednak, gospodynie mimo wielkich chęci nie potrafiły skutecznie wykończyć swoich akcji, pudłując nawet z czystych pozycji. Wynik dopiero po 2 minutach otworzyła doświadczona Anke DeMondt, która od samego momentu przyjścia do Wisły typowana była do gry w pierwszej piątce.

Lotos jednak nie zamierzał poddawać się już na wstępie i w połowie kwarty, po celnej "trójce" Ivany Jalcovej doprowadził do wyrównania. W gdyńskiej ekipie widać było łatwość znajdowania czystych pozycji przez poszczególne zawodniczki, co było znakiem ostrzegawczym dla krakowskiego zespołu. Podopieczne trenera Jose Ignacio Hernandeza zbyt często w tej części meczu gubiły krycie w decydujących momentach, przez co długo nie mogły wypracować sobie choćby minimalnej przewagi. W krakowskim teamie z pewnością brakowało efektywnego wsparcia ze strony Milki Bjelicy. Reprezentantka Czarnogóry, niezwykle skuteczna w sparingach tym razem nie mogła wstrzelić się w kosz, co oczywiście nie przynosiło pożytku całej drużynie. Efektem tego po pierwszej kwarcie to przyjezdne wygrywały 15:17, będąc tym samym w nieco lepszych nastrojach.

W drugiej "ćwiartce" Lotos od początku odważnie ruszył do ataku i wydawało się, że niebawem odskoczy miejscowym na kilka punktów. Wisła miała jednak w swoich szeregach Anę Dabović, która niemal w pojedynkę rozrywała defensywę gdynianek, trafiając zarówno z dystansu, jak i z bliższych odległości. Tyle, że starania Serbki wystarczyły jedynie na krótką metę. Wkrótce potem, bowiem to podopieczne Javiera Fort Puente znów doszły do głosu i na 7 minut przed końcem drugiej kwarty wygrywały 29:22, co było na ten moment ich najwyższym prowadzeniem. W małopolskiej drużynie wciąż zawodziła organizacja gry w polu trzech sekund. Element, w którym Wiślaczki powinny dominować, w pierwszej połowie okazał się być ich piętą achillesową. Przełamanie nadeszło dopiero w końcówce pierwszej połowy, kiedy to krakowianki odrobiły większą część strat i pokazały, że jeszcze nie przestały liczyć się w walce o końcowe zwycięstwo. W związku z tym wszyscy związani z małopolskim klubem liczyli, że jest to dobry zwiastun, bo wynik 33:35, jaki widniał na tablicy świetlnej po 20 minutach z pewnością nikogo pod Wawelem nie satysfakcjonował.

Aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, koszykarki Wisły w drugiej odsłonie musiały przede wszystkim bardziej skoncentrować się na akcjach ofensywnych. To właśnie błędy przy konstruowaniu ataków powodowały liczne straty, które świetnie na swoją korzyść wykorzystywał Lotos. Na szczęście dla Wisły podopieczne trenera Hernandeza wyciągnęły wnioski z popełnianych błędów i już niedługo po zmianie stron wysunęły się na minimalne prowadzenie, po celnych rzutach osobistych Eweliny Kobryn. Nastroje poprawiły się jeszcze bardziej po celnej próbie zza linii 6, 75 Pauliny Pawlak, która wyprowadziła Białą Gwiazdę na prowadzenie 42:37.

Warto jednak dodać, że oprócz lepszej gry pod koszem przeciwnika, Wiślaczki o wiele bardziej zaangażowały się także w obronę, efektem czego gdynianki nie miały już tyle swobody przy oddawaniu rzutów, co wcześniej. Zresztą trzecia kwarta w ogóle była popisowa w wykonaniu krakowianek, które dominowały na parkiecie jak za najlepszych lat i nie pozwalały przeciwniczkom dojść do słowa. W końcu też odblokowała się Bjelica, która zdobyła kilka ważnych punktów spod kosza. Apogeum szczęścia przy ulicy Reymonta nadeszło na kilkadziesiąt sekund przed końcem kwarty, kiedy to zupełnie niepilnowana pod koszem Petra Ujhelyi powiększyła przewagę Białej Gwiazdy do 9 "oczek" dzięki czemu to gospodynie przed decydującą batalią były w uprzywilejowanej sytuacji.

W ostatniej kwarcie spotkania, które bez wątpienia można uznać za ozdobę całej kolejki, od początku przeważały miejscowe, które z zadziwiającą pewnością siebie dążyły do upragnionego celu. W ich szeregach wyróżniać zaczęła się Nicole Powell. To właśnie po efektownych akcjach Amerykanki na 5 minut przed końcową syreną wynik na tablicy świetlnej brzmiał 56:47 i można było odnieść wrażenie, że Wiśle już nikt nie zabierze prowadzenia. Hiszpański opiekun Lotosu co prawda próbował wpłynąć na postawę swoich zawodniczek, prosząc o przerwę na żądanie, ale i to niewiele pomogło. Wkrótce potem, bowiem krakowianki przycisnęły jeszcze mocniej, co okazało się zabójcze dla zrezygnowanego już Lotosu. Ostatecznie pojedynek zakończył się okazałym zwycięstwem Wisły Can-Pack Kraków 67:54, która tym samym w najlepszy możliwy sposób wkroczyła w kolejny sezon ligowy.

Wisła Can-Pack Kraków - Lotos Gdynia 67:54 (15:17, 18:18, 17:6, 17:13)

Wisła Can-Pack: Kobryn 19, Powell 10, Bjelica 10, Dabović 9, Ujhelyi 7, Krężel 5, DeMondt 4, Pawlak 3, Czarnecka 0.

Lotos: Anderson 14, Jalcova 10, Knezević 8, Robert 7, Henry 5, Ajanović 4, Żurowska 4, Plumbi 2, Ziętara 0, Bandyk 0.

Źródło artykułu: