Adam Popek: Na początek, jeśli oczywiście nie jest to tajemnica, zapytam gdzie spędziłaś tegoroczne wakacje?
Paulina Pawlak: W tym roku wyjątkowo w rodzinnym gronie. W dużej mierze byłam w domu, w Łodzi wraz z najbliższymi. Odwiedziłam też Sopot i Gdynię, a w zasadzie przyjaciół, których w Trójmieście mam wciąż bardzo wielu. Będąc na wybrzeżu oczywiście spędziłam trochę czasu nad naszym polskim morzem. Tym razem nie wyjeżdżałam nigdzie dalej, chciałam po prostu odpocząć. Dzięki temu też mogłam przebywać z moją malutką bratanicą, która ma dopiero 9 miesięcy.
Trudny był powrót do codziennych obowiązków?
- Zawsze trudno jest po dłuższym okresie wypoczynku zmobilizować się do pracy, to normalne. Myślę jednak, że w tym co robimy jesteśmy profesjonalistkami i naszym obowiązkiem jest w takich chwilach nie poddawać się słabościom tylko starać się jak najlepiej wykonywać naszej obowiązki. Początki w każdej dziedzinie życia są ciężkie, fakt, ale myślę, że z każdym dniem będzie coraz lepiej, a my same będziemy się po prostu coraz lepiej czuły.
Jak wyglądają te pierwsze dni w obozie mistrza Polski? Obecnie trenujecie bardzo intensywnie i to dwa razy dziennie.
- Tak to prawda, teraz mamy zajęcia zarówno rano, jak i wieczorami. Podczas treningów skupiamy się przede wszystkim nad przygotowaniem motorycznym, przez co wiele czasu spędzamy na siłowni i ćwiczeniach lekkoatletycznych. Po południu z kolei doskonalimy technikę, skupiamy się na zajęciach takich już stricte koszykarskich. Wiadomo, że jesteśmy w pewien sposób ograniczeni, bo na chwilę obecną trenuje jedynie pięć zawodniczek, przez co trudno nawet zaaranżować jakąś gierkę treningową. Liczę jednak, że w najbliższym czasie ta sytuacja ulegnie poprawie, bowiem dołączą do nas cztery koszykarki z Europy, a wtedy wraz z naszym trenerem będziemy mogli już bardziej taktycznie przygotować się do nadchodzącego sezonu. Teraz natomiast pozostaje nam zająć się przede wszystkim motoryką.
To wydaje się być największy mankament tego okresu przygotowawczego. O ile jeszcze wspomniane przez Ciebie cztery zawodniczki pojawią się pod Wawelem na dniach, o tyle koszykarki występujące w WNBA przyjadą do Krakowa w zasadzie prosto na inauguracyjny mecz z Lotosem. Nie obawiasz się, że będzie to miało negatywne przełożenie na zespół i osiągane w wyniki w pierwszych meczach?
- Nie da się ukryć, że ten początek sezonu będzie bardzo ciężki, a nam będzie się trudno do niego przygotowywać. W tej chwili trenuje nas garstka, w pierwszych dniach września to się zmieni, ale nie na tyle by mówić o pełnej stabilności. Przecież już w połowie przyszłego miesiąca czeka nas turniej w czeskim Trutnovie i nawet jeśli każda z zawodniczek z Europy pojawi się na czas, to i tak nasz zespół nie będzie liczył nawet dziesięciu koszykarek, co ograniczy też pole manewru samemu szkoleniowcowi. W zasadzie do pierwszego października, czyli dnia pierwszego meczu w nowym sezonie Ford Germaz Ekstraklasy będziemy trenowały w dziewiątkę, co raczej nie napawa optymizmem. Pocieszające jest jednak to, że dziewczyny, które przyjadą zza oceanu nie będą musiały się specjalnie aklimatyzować, bowiem wszystkie doskonale znają tutejsze realia. O Ewelinie Kobryn już nawet nie muszę wspominać, bo przecież trudno by ją tu coś zaskoczyło. Nie wiem natomiast jaką taktykę trener Hernandez przygotuje na ten sezon. Z pewnością będzie chciał coś zmienić w porównaniu z poprzednim rokiem, więc będziemy musiały możliwie jak najszybciej to przyswoić. Nie ma co zważać na wszystkie trudności, bo pewnych rzeczy nie zmienimy. Trzeba wziąć na siebie pewien ciężar odpowiedzialności i odważnie iść do przodu. Przecież może zdarzyć się tak, że w jakimś spotkaniu zagramy bez którejś z czołowych zawodniczek i wtedy tak samo będziemy musiały walczyć o zwycięstwo. Już pierwszy mecz w lidze z Lotosem wystawia nas niejako na próbę, bo z pewnością nie będzie łatwo wygrać. Po to jednak ciężko pracujemy, by później osiągnąć zakładany pułap.
Czy mimo tych braków personalnych cały program treningowy zaplanowany na okres przygotowawczy zostanie zrealizowany?
- Myślę, że tak. Do startu rozgrywek mamy niemal równy miesiąc, a każda z nas już od jakiegoś czasu indywidualnie pracowała nad formą, więc na pewno nie jesteśmy "surowe". Trener Hernandez z pewnością przygotował dla nas jakiś mądry plan zajęć, który pozwoli nam należycie przygotować się do trudów, jakie niesie za sobą długi sezon. Obecnie czujemy się bardzo dobrze, w zespole nie ma kontuzji i idziemy krok po kroku do przodu. Z każdym dniem trenerzy dokładają nam obciążeń, co akurat uważam, że jest bardzo rozsądne i logiczne. Dzięki temu jestem spokojna o to, czy zdołamy się odpowiednio przygotować. Na pewno najważniejsza w tym wszystkim jest motoryka. Elementów taktycznych i takich typowo koszykarskich będzie przybywać dopiero w późniejszej fazie. Teraz musimy wypracować sobie odpowiedni poziom fizyczny, by móc potem skupić się na innych czynnikach. Jak wspomniałam wcześniej, przed sezonem mamy dwa turnieje, które powinniśmy wykorzystać do tego, by jak najlepiej zgrać się ze sobą i z nowymi zawodniczkami. Miejmy nadzieję, że to się uda.
Wspomniałaś o tym, że czekają Was dwa turnieje. Czy nie będzie to mimo wszystko zbyt mało, by wejść w odpowiedni rytm gry?
- Raczej nie. Obecnie jest nas w zespole niewiele i każda zawodniczka z pewnością będzie miała sporo możliwości gry w każdym ze sparingów. W ten sposób zaliczymy kilka spotkań i to powinno wystarczyć, do tego, by na mecz z Lotosem być w pełni gotowym. Niestety, układ naszej ligi i WNBA jest troszkę niekorzystny, bo gdy za oceanem kończy się sezon, u nas w zasadzie się rozpoczyna i nie ma choćby chwili wytchnienia. Nie ma jednak co rozpaczać z tego powodu. Naszymi liderkami są zawodniczki, które występują teraz właśnie w Stanach i trzeba się cieszyć, że właśnie takie mamy w swoim składzie. Zresztą one akurat na pewno przyjadą dobrze przygotowane do sezonu, więc o to nie trzeba się martwić. Tutaj największe wyzwanie czeka trenera Hernandeza, który będzie musiał to wszystko zespolić. Ja wierzę, że to się powiedzie.
Terminarz ligi w tym roku Was nie oszczędził. Już w pierwszym meczu spotkacie się z Lotosem Gdynia. Choć wielu narzeka na ten fakt, to jednak da się zauważyć i pozytywną stronę tego zdarzenia. Ewentualne zwycięstwo sprawi bowiem, że już na wstępie zrobicie spory krok do przodu.
- Ten mecz, podobnie jak cały początek ligi będzie bardzo trudny. Najpierw wspomniany przez Ciebie Lotos, potem wyjazd do Poznania, gdzie zmierzymy się z miejscową INEĄ, a następnie Toruń. Wszystkie te zespoły należą do czołówki i zdajemy sobie sprawę, że już na te mecze musimy być w pełni gotowe, choć problemy personalne nam tego nie ułatwią. Liczę jednak, że mimo to zdołamy wyjść z tych konfrontacji z tarczą.
Pocieszające jest to, że w październiku większość spotkań Wisła rozegra u siebie. Z tego akurat chyba możecie być zadowolone?
-Rzeczywiście, dzięki temu, że nie będziemy musiały godzinami podróżować i spróbujemy ten czas przeznaczyć na wspólne treningi, co wobec startującej Euroligi może mieć niebagatelne znaczenie. To akurat w tym wszystkim ułożyło się dość fortunnie i pozostaje nam z tego szczęścia skorzystać.
W zeszłym sezonie wysoko zawiesiłyście sobie poprzeczkę. Teraz wielu oczekuje przynajmniej powtórzenia sukcesów sprzed kilku miesięcy. Jak radzisz sobie z tą ciążącą na zespole presją?
- Do tej pory dobrze sobie z tym radziłyśmy i nie widzę powodu dlaczego miałoby się to zmienić. Myślę, że trzeba sobie stawiać wysokie cele, do których się dąży i my właśnie w ten sposób podchodzimy do sprawy. Priorytetem dla nas jest obrona tytułu mistrzowskiego. Euroliga jednak nie schodzi na drugi plan. W tych rozgrywkach planujemy awansować do upragnionego Top Eight. Uważam, że oba cele są w naszym zasięgu. Jesteśmy dobrą drużyną, zaszło kilka zmian i mam nadzieję, że będziemy grać jeszcze lepiej niż w minionym sezonie.
Gdzie zatem Paulina Pawlak doprowadzi zespół Białej Gwiazdy w nadchodzącej edycji rozgrywek?
- Ja? Oj, tego to nie wiem (śmiech). A poważnie rzecz biorąc to, mamy swoje cele, które za wszelką cenę będziemy chciały osiągnąć i w myśl tego będziemy starały wspiąć się jak najwyżej.