Elite Eight Euroligi: Goście wyrównali

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Koszykarze Montepaschi Siena, który przed dwoma dniami doznali druzgocącej klęski w Pireusie, tym razem niespodziewanie okazali się lepsi od miejscowego Olympiacosu, pokonując gospodarzy 82:65. Dzięki temu podopieczni Simone Pianigianiego wyrównali stan ćwierćfinałowej rywalizacji, podobnie zresztą jak inne drużyny gości - Maccabi Tel Awiw, Panathinaikos Ateny i Power Electronics Walencja.

W tym artykule dowiesz się o:

Koszykarze Caji Laboral Baskonia prowadzili niemalże przez całe spotkanie z Maccabi Tel Awiw i długo wydawało się, że drugie zwycięstwo hiszpańskiego zespołu nad wicemistrzem Izraela jest nieuniknione. Jeszcze na minutę przed końcem meczu Mirza Teletović zwiększył prowadzenie gospodarzy do czterech punktów 81:77 i wszystko wskazywało na pewne zwycięstwo ekipy z Kraju Basków.

Wówczas błysnął jednak Lior Eliyahu, którego akcja dwa plus jeden dała nadzieję gościom. Po chwili zaś błąd popełnił Marcelinho Huertas i Jeremy Pargo rzutem wolnym doprowadził do remisu na 35 sekund przed końcem. Wygraną gospodarzy mógł dać jeszcze David Logan, ale jego rzut nie doszedł do celu. Na domiar złego, w finałowej akcji Amerykanin z polskim paszportem nie upilnował Pargo, który trafił z półdystansu równo z syreną.

Co ciekawe, najskuteczniejszym koszykarzem nie został amerykański obrońca, ale Sofoklis Schortsanitis. Grek zdobył 22 punkty. 18 oczek dorzucił David Blu, zaś po stronie miejscowych 17 punktów uzyskał Esteban Batista.

Caja Laboral Baskonia - Maccabi Tel Awiw 81:83 (22:19, 24:19, 20Ł27, 15:18)

(Batista 17, San Emeterio 17, Teletović 16, Huertas 13, Logan 12 - Schortsanitis 22, Blu 18, Perkins 10)

Stan rywalizacji: 1-1

Jeszcze po dwóch kwartach wszystko wskazywało na to, że Barcelona spokojnie i bez większych problemów, tak jak to było w pierwszym meczu obu drużyn, zapewni sobie zwycięstwo. Do przerwy Katalończycy prowadzili bowiem z Panathinaikosem Ateny różnicą dziesięciu punktów, 38:28, prezentując przy tym defensywę z najwyższej półki.

W trzeciej kwarcie wszystko się jednak posypało, a zwłaszcza wspomniana obrona. Ekipa z Grecji rzuciła w ciągu tej odsłony dokładnie tyle punktów, ile wcześniej w dwóch kwartach i praktycznie wyrównała stan meczu (57:56 dla Barcelony po trzech kwartach). Jednakże już po chwili, dzięki punktom niesamowitego Romaina Sato (18 oczek) to Panathinaikos wyszedł na prowadzenie 67:57!

Juan Carlos Navarro (19 punktów w całym meczu) okazał się tym koszykarzem, który podjął jeszcze walkę o uratowanie losów meczu dla Barcelony, lecz jego punkty, a zwłaszcza akcja dwa plus jeden, która zmniejszyła prowadzenie gości do stanu 71:72, nie były wystarczające. Ostatecznie Dimitris Diamantidis rzutami wolnymi przybył gwoździe do trumny miejscowych i wyrównał stan rywalizacji.

Regal FC Barcelona - Panathinaikos Ateny 71:75 (17:10, 21:18, 19:28, 14:19)

(Navarro 19, Anderson 11, Vazquez 11, N’Dong 10 - Sato 18, Diamantidis 17, Batiste 14, Nicholas 10)

Stan rywalizacji: 1-1

Sensacja w Madrycie! Chyba nikt nie spodziewał się, że stołeczny Real jest w stanie dopuścić do tego by Power Electronics wyrwało choć jedno zwycięstwo i tym samym zapewniło sobie przewagę parkietu przed kolejnymi dwoma pojedynkami w Walencji. Tak się jednak stało, gdyż podopieczni Svetislava Pesicia ograli gospodarzy 81:75.

Przyjezdnych do zwycięstwa poprowadził grający kapitalnie w drugiej połowie Omar Cook. Amerykanin raz po raz napędzał kontrataki swojej drużyny i albo zdobywał łatwe punkty, albo notował asysty. W całym meczu rzucił 20 oczek, a z jego podań korzystali głównie Jeremy Richardson (15) czy Dusko Savanović (14). Dzięki temu po trzydziestu minutach Power Electronics prowadziło 59:54, zaś w czwartej kwarcie, pilnując tylko rezultatu, postawiło kropkę nad i.

Warto dodać, że o ile w ekipie gości czterech koszykarzy przekroczyło barierę 10 oczek, o tyle dla Realu dwucyfrowy wynik uzyskał Sergio Llull (18). Zabrakło zwłaszcza punktów Claya Tuckera czy Ante Tomicia.

Real Madryt - Power Electronics Walencja 75:81 (19:17, 19:18, 16:24, 21:22)

(Llull 18 - Cook 20, Richardson 15, Savanović 14, Martinez 12)

Stan rywalizacji: 1-1

Niewiarygodne! To niemożliwe! To nieprawdopodobne! Takie komentarze towarzyszyły najczęściej fanom Olympiacosu Pireus, po tym, jak ich ulubieńcy najpierw we wtorek zmiażdżyli Montepaschi Sienę różnicą prawie 50 punktów, a w czwartek... pozwolili się ograć 65:82.

Takiego zwrotu akcji nie przewidział chyba nikt poza trenerem gości, Simone Pianigianim. Tylko on sam wie jak zdołał przekonać swoich podopiecznych, że są w stanie pokonać greckiego tytana choć dwa dni wcześniej zostali zmieceni z parkietu. Tym czasem w czwartek już po pierwszej kwarcie mieli osiem oczek przewagi, których to pilnowali w kolejnych partiach meczu by ostatecznie wywieźć z Hali Pokoju i Przyjaźni siedemnastopunktowe zwycięstwo.

Malik Hairtson rzucił 19 punktów i zebrał 11 piłek z tablic, będąc liderem swojego zespołu, lecz dzielnie wspierał go Rimantas Kaukenas - 14 oczek. Dla gospodarzy 16 punktów rzucił Loukas Mavrokefalidis.

Olympiacos Pireus - Montepaschi Siena 65:82 (12:20, 19:19, 20:22, 14:21)

(Mavrokefalidis 16, Spanoulis 12, Nesterović 10 - Hairston 19, Kaukenas 14, Raković 12)

Stan rywalizacji: 1-1

Źródło artykułu: