Spotkania obu zespołów od lat są bardzo emocjonujące i wynik konfrontacji jest trudny do przewidzenia. Wystarczy przypomnieć, że słupszczanom w sezonie zasadniczym w ostatnich latach udało się wygrać w Zgorzelcu trzy razy. Emocji w rywalizacji obu drużyn nie brakowało zwłaszcza w sezonie 2008/09 kiedy zgorzelczanie świętowali zdobycie ostatniego wicemistrzostwa kraju. W półfinale PGE Turów wygrał z drużyną ze Słupska 4:2, ale na sukces musiał się sporo napracować. Tym razem wielkiej dramaturgii nie było, bo zgorzelczanie przeważali na parkiecie praktycznie od początku do końca meczu.
Trener Jacek Winnicki zaskoczył rywali roszadami w wyjściowym składzie. Od początku na parkiecie pojawili się nieprzewidywalny Ivan Koljević i Robert Tomaszek. Jak się okazało postawienie zwłaszcza na tego pierwszego było dla gospodarzy strzałem w dziesiątkę. Czarnogórzec zdobył 21 pkt. i miał sześć asyst. Wracając do meczu tylko jego pierwsze fragmenty były wyrównane. Wówczas zgorzelczanie zostawiali rywalom sporo miejsca do rzutów za co kilka razy zostali skarceni. Mimo tego jeszcze w pierwszych 10. minutach gospodarze uspokoili grę i dzięki twardej obronie oraz skutecznej postawie w ofensywie wyszli na prowadzenie 25:18. W drugiej kwarcie PGE Turów dorzucił do swojego prowadzenia kolejne siedem punktów (43:29) i mógł kontrolować tempo gry. Świetnie pozycje do rzutów kreował partnerom z zespołu Koljević a pod koszem skuteczny był Tomaszek i Ivan Zigeranović. Ten ostatni w całym meczu zanotował aż 10 zbiórek.
Bezpieczne prowadzenie uśpiło miejscowych, którzy dali się zbliżyć słupszczanom na dystans sześciu punktów (46:40). Kibice gospodarzy bali się powtórki z meczu z Treflem Sopot kiedy zespół z Dolnego Śląska stracił inicjatywę i ostatecznie przegrał po dogrywce. Tym razem tak się nie stało. Grę gości prowadzili Mantas Cesnausis oraz Jerel Blassingame. Słabiej niż dotychczas spisywali się z kolei znani z występów w Zgorzelcu Wojciech Szawarski i Paweł Leończyk.
Zawodnicy trenera Jacka Winnickiego od początku trzeciej kwarty grali koncertowo i wygrywali nawet różnicą 22. pkt. (73:51). Wciąż błyszczał Koljević, którego w kreowaniu gry wspierał Torey Thomas, który w całym meczu zanotował osiem asyst. Zgorzelczanie trzecią kwartę wygrali aż 24:9 i stało się jasne, że meczu z liderem nie przegrają. W ostatniej kwarcie świętowanie w Zgorzelcu trwało w najlepsze. Miejscowi dominowali w walce pod tablicami i ani na moment nie dali rywalom, w składzie których zabrakło chorego Krzysztofa Roszyka, nadziei na dobry wynik. - Mówiłem swoim graczom, że będzie to bardzo ciężki mecz z dwóch powodów. Pierwszym powodem był fakt, że był to dla nas mecz po przerwie. Jeśli chcieliśmy wygrać w Zgorzelcu to nie atakiem. Co postanowiliśmy przed meczem, nad czym pracowaliśmy na treningach - tego nie zrealizowaliśmy. Turów wykorzystał nasze błędy a ponadto grał bardzo skutecznie - powiedział trener zespołu ze Słupska Dainius Adomaitis. - Zespół ze Słupska to wymagający rywal. Pokazał to w pierwszej części sezonu. Dlatego bardzo cieszymy się ze zwycięstwa. Kluczem do sukcesu była świetna postawa całego zespołu. Pokazali charakter i wolę walki. Zrealizowaliśmy niemal wszystkie założenia, które pozwoliły nam zniwelować atuty rywali - przyznał po meczu trener gospodarzy Jacek Winnicki. Ostatecznie PGE Turów zwyciężył 95:78. - Zaczęliśmy słabo ten mecz. Zespół ze Zgorzelca nam odskoczył i później nie mogliśmy odrobić strat. Mam nadzieję, że porażka będzie dla nas dobrą lekcją i wyciągniemy z niej właściwe wnioski - powiedział środkowy Energii Czarnych Bryan Davis.
PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk 95:78 (25:18, 24:24, 24:9, 22:27)
PGE Turów: Koljević 21 (4), Tomaszek 12, Jackson 12 (1), Thomas 11 (1), Wysocki 10 (2), Zigeranović 9, Brkić 9 (2), Gabiński 8, Bochno 3 (1), Jarmakowicz 0, Bukowiecki 0.
Energa Czarni: Blassingame 22 (1), Cesnauskis 15 (2), Davis 13, Białek 10 (2), Bennerman 8, Leończyk 5, Szawarski 5 (1), Przyborowski 0, Oakes 0.