Gdynianie to bodaj mistrzowie marnowania okazji, wszak wymknęła im się niezwykle cenna wygrana w Eurolidze. Na porażkę przed własną publicznością nie wskazywał w żadnym wypadku początek spotkania. Ratko Varda od razu pokazał, że ten mecz będzie należał do niego. W drużynie brakowało jednak konkretnego zamysłu, zbyt wiele opierało się na indywidualnych popisach. Zdawało to egzamin tylko do czasu, kiedy goście zaczęli seryjnie trafiać, misterny plan legł w gruzach, choć wniosków z niego nie wyciągnął. Podopieczni Aco Petrovicia odskoczyli gospodarzom, premierową odsłonę wygrali 20:13.
Niezawodny tego dnia duet wziął się ostro do pracy tuż po krótkiej przerwie. Varda i Daniel Ewing doprowadzili do wyrównania, swoje trzy grosze, choć właściwsze będzie określenie, że trzy oczka, dołożył JR Giddens i Asseco Prokom po okresie posuchy znów wygrywał. Radość nie trwała jednak długo, przebudzenie Pauliusa Jankunasa oraz solidna postawa Travisa Watsona odwróciła role. Gracze Tomasa Pacesasa po raz kolejny musieli gonić klub z Kowna. Tuż przed końcem pierwszej połowy mistrzowie Polski zdobyli się na mocniejszy podryg, w którym o dziwo Varda nie wziął udziału. Ewing, Giddens i Mike Wilks nie zmarnowali okazji, w efekcie gdynianie schodzili do szatni prowadząc 34:33.
Żalgiris zaatakował niemal natychmiast po powrocie na parkiet. Litewski klub wykorzystał słabszą dyspozycję po obu stronach parkietu gospodarzy. Skutek? Goście odrobili straty z nawiązką, po celnym rzucie Martynasa Pociusa mieli już siedem punktów zaliczki. Asseco Prokom nie zamierzał jednak tanio sprzedawać skóry, znów dobrze finiszował. Oczywiście przed szereg wyszedł Ewing, któremu w sukurs poszli Adam Łapeta i Ronnie Burrell. Po trzydziestu minutach spotkaniach był więc remis 49:49 i zanosiło się na niezwykle interesującą końcówkę.
Można śmiało powiedzieć, że takowej się doczekaliśmy, choć niestety bez happy-endu. Niby zaczęło się po myśli mistrza Polski, ale chwilę później to Żalgiris wykorzystał nieuwagę gdynian, po wsadzie Watsona i celnym osobistym DeJuana Collinsa ekipa z Kowna wygrywała 58:51. Wtedy jednak z cienia wyszedł Varda, który kontynuował swój festiwal strzelecki. Środkowy gdyńskiego klubu wspierany przez Ewinga i Filipa Widenowa doprowadził do emocjonującej końcówki, wszak wynik oscylował w granicach remisu, każdy punkt był na wagę złota. Kiedy amerykański rozgrywający po raz kolejny trafił do kosza i doprowadził do stanu 69:68 dla miejscowego teamu, zanosiło się na wielkie zwycięstwo. Trener gości Petrović poprosił jednak o czas, a po powrocie na boisko Żalgiris nie zmarnował dwóch okazji, w efekcie wygrał w Gdyni 72:69!
Mistrzowie Polski w tej konfrontacji mieli zbyt mało opcji w ofensywie, wszystko opierało się bowiem na Ewingu i Vardzie, pozostali gracze mieli niewiele do powiedzenia, wszak nie dostali okazji do zaprezentowania się z dobrej strony. Choćby najlepszym przykładem Widenow, który tylko kilkakrotnie zdobył się na indywidualne, dodajmy skuteczne, szarże. Nie tylko to się złożyło na trzecią w tym sezonie porażkę z Żalgirisem (wcześniej w Kownie w Eurolidze i w Gdyni w Zjednoczonej Lidze VTB). Litewski team agresywnie bronił na całym boisku, zmuszał tym samym gdynian do błędów. Żadnych korzyści z wygrania walki pod tablicami nie było. Warto dodać, że goście wygrali w Trójmieście pomimo tragicznej skuteczności w rzutach za trzy - zaledwie 15,3 procent!
Była to już szósta porażka najlepszej drużyny nad Wisłą, ale pierwsza od trzech spotkań. W tej sytuacji nadzieje na awans do Top16 niemal kompletnie zgasły, pozostały już tylko czysto matematyczne szanse, w wielkie odrodzenie gdynian trudno uwierzyć. Żalgiris wygrał natomiast piąty mecz w Eurolidze, praktycznie zapewnił sobie awans do kolejnego etapu zmagań.
69:72
(13:20, 21:13, 15:16, 20:23)
Asseco Prokom: Ratko Varda 25, Daniel Ewing 20, Filip Widenow 7, Ronnie Burrell 6, JR Giddens 5, Mike Wilks 4, Adam Łapeta 2, Courtney Eldridge 0, Piotr Szczotka 0.
Żalgiris: Martynas Pocius 16, Travis Watson 16, Paulius Jankunas 9, Mirza Begic 7, DeJuan Collins 7, Dainius Salenga 6, Mantas Kalnietis 4, Tomas Delininkaitis 4, Tadas Klimavicius 2, Arturas Milaknis 1.