Zabrakło zaangażowania - wywiad z D.J. Thompsonem, rozgrywającym Anwilu Włocławek

Anwil Włocławek przegrał we własnej hali z Treflem Sopot, choć drużyna gości miała spore problemy z kontuzjami kluczowych koszykarzy. Gospodarze wypadli słabo, a jednym z niewielu jasnych punktów był rozgrywający D.J. Thompson, który w drugiej połowie próbował odmienić losy spotkania indywidualnymi akcjami. O tym, dlaczego jego wysiłek poszedł na marne, a także o tym, dlaczego Trefl wygrał piątkowy mecz, Amerykanin mówi specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Gdzie się podział ten Anwil, który tydzień temu pokonał w bardzo dobrym stylu PBG Basket Poznań?

D.J. Thompson: Niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ale wydaje się, że dużo się zmieniło od tamtego czasu. Wygląda na to, że Anwil sprzed tygodnia i ten z dzisiaj to dwie różne drużyny i to jest nasz wielki problem. Nie umiemy zagrać w każdym spotkaniu na równym poziomie.

W waszej grze widać było zmęczenie. To efekt wielogodzinnej podróży do Rosji?

- Być może. Na pewno podróż do Samary nie była niczym przyjemnym, zwłaszcza ta podróż powrotna, która opóźniła nasze przybycie do Włocławka o dobre kilkanaście godzin, no ale co my mogliśmy z tym zrobić? Mimo wszystko, staraliśmy się przygotować do meczu z Treflem jak tylko najlepiej się dało.

Brakowało wam energii, brakowało wam również zaangażowania i pasji. Trefl z kolei od początku wyszedł na parkiet żądny wygranej...

- Dobrze powiedziane. Oni od początku sprawiali wrażenie nastawionych na zwycięstwo i grali z wielkim poświęceniem. My z kolei nie wyszliśmy na parkiet rywalizować w tym meczu o wygraną, nie wyszliśmy grać w koszykówkę na najwyższym poziomie... Trefl zasłużył na to zwycięstwo bez dwóch zdań.

Przegraliście walkę o zbiórki, co podkreślał trener Igor Griszczuk na konferencji prasowej, choć Trefl dysponował praktycznie tylko jednym środkowym. Jak to wytłumaczyć?

- Bardzo prosto - tym, że nie zagraliśmy na sto procent swoich możliwości. Nie może być tak, a już na pewno nie w meczach w Hali Mistrzów, ze nie gramy z takim zaangażowaniem, z jakim powinniśmy. Musimy grać o wiele twardziej, przede wszystkim w defensywie, wtedy może uda się poprawić sytuację. Inaczej będziemy mieć problemy, tak jak dzisiaj z grą na tablicach, choć teoretycznie ten element powinien przemawiać na naszą korzyść.

Wiedzieliście przed meczem, że sopocianie zagrają tylko z jednym centrem w składzie?

- Nie, dopiero w trakcie meczu zorientowaliśmy się, że oni mają tylko jednego środkowego oraz dwóch silnych skrzydłowych. Wcześniej nic nie wiedzieliśmy na temat ich braków kadrowych.

Slobodan Ljubotina, bo o nim mowa, już do przerwy miał na swoim koncie trzy faule. Teraz to tylko gdybanie, ale zabrakło również prób wyeliminowanie tego koszykarza poprzez granie więcej akcji pod kosz. Może wtedy byłoby łatwiej?

- Niestety rozmawiasz z nie tą osobą, co trzeba. Co ja mam powiedzieć? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

W trzeciej i czwartej kwarcie wielokrotnie doganialiście rywala, dwukrotnie nawet na dystans tylko jednego punktu, jednakże nie byliście w stanie przełamać ich prowadzenia. Dlaczego?

- Oni byli bardzo zdeterminowani. Grali z wielkim poświęceniem, z wielkim sercem i w dodatku każdy z nich był w rytmie meczowym. Nie robili zbyt dużo zmian, bo nie mogli. Przecież w trakcie meczu, jakoś na początku, kontuzji doznał ich podstawowy skrzydłowy. Choć to paradoks, takie sytuacje nie odbijają się wcale źle na drużynie. Wtedy bowiem każdy gracz ma świadomość tego, jak ważna jest jego postawa, wyzwala w sobie dodatkową motywację i stara się podwójnie. Tak też było z Treflem. A ponadto, jeśli gra się tylko siódemką zawodników to każdy jest w gazie meczowym, bo spędza na parkiecie sporo czasu.

W pewnym momencie drugiej połowy wziąłeś na siebie ciężar zdobywania punktów, trafiłeś m.in. dwie trójki, lecz ostatecznie twój wysiłek okazał się bezowocny...

- Tak, niestety, ale taki jest sport, że czasami dajesz dużo z siebie, a efektu nie ma. Daleki jestem jednak od tego, by kogokolwiek winić. Mam bowiem świadomość tego, że wcale nie zagrałem tak dobrze, a co więcej - mogłem zagrać o wiele lepiej, bo przecież skoro moja drużyna przegrała mecz, to znaczy, że coś poszło nie tak. Wychodzę z założenia, że nawet po wygranych meczach znajdzie się kilka rzeczy, które wymagają poprawki, a co dopiero po przegranych...

Trefl Sopot jest lepszym zespołem od Anwilu?

- Nie sądzę. Myślę, że oni po prostu zagrali dzisiaj z większym sercem. Bardziej chcieli wygrać ten mecz.

W starym roku rozegracie jeszcze tylko jedno ligowe spotkanie - z liderem Energą Czarnymi Słupsk. To będzie prawdopodobnie jeszcze trudniejszy mecz, niż dzisiejszy...

- Na pewno, w końcu Czarni to obecnie najlepszy zespół w Polsce, który nie doznał jeszcze żadnej porażki. To wiele o nich mówi, ale ja myślę, że jesteśmy w stanie z nimi rywalizować. Oni mają świetny bilans, ale przecież kiedyś muszą przegrać, bo niemożliwe jest by byli niepokonani przez cały sezon regularny. Będziemy musieli wyjść na to spotkanie bardzo mocno skoncentrowani.

A bardziej konkretnie? Które elementy musicie poprawić przed pojedynkiem z liderem tabeli?

- Na pewno obronę. Tutaj mamy spore problemy, bo tracimy w każdym spotkaniu zbyt dużą liczbę punktów. W ataku idzie nam lepiej, ale mam wrażenie, że tutaj też moglibyśmy grać lepiej. Ponadto jest wiele rzeczy, które wymagają korekty - zbiórki, straty, koncentracja, motywacja, zaangażowanie. Cały czas musimy pracować nad sobą.

Bilans 5-4 jest zdecydowanie poniżej oczekiwań. Kiedy nadejdą lepsze dni dla Anwilu?

- Chciałbym, aby już z kolejnym meczem. Na pewno będziemy robić wszystko, by tak też się stało.

Komentarze (0)