- Przede wszystkim gratuluję zespołowi Turowa Zgorzelec, który zwyciężył w tym spotkaniu. Wystarczy spojrzeć na wyniki poszczególnych kwart, by stwierdzić, że mimo iż Turów momentami uzyskiwał kilkupunktową przewagę, wracaliśmy do gry. Niestety, nie udało nam się tego przełamać. Turów to bardzo dobra ekipa, która będzie walczyć o medale. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że gdybyśmy z taką determinacją zagrali w Warszawie, teraz bylibyśmy w zdecydowanie lepszych nastrojach. Jesteśmy jednak młodą i niedoświadczoną drużyną, która musi jeszcze zbierać doświadczenie - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej trener Zastalu, Tomasz Herkt.
Szkoleniowiec drużyny z Zielonej Góry bardzo szczegółowo przeanalizował statystyki niedzielnej potyczki. - Kolejny zespół udało nam się zatrzymać na granicy 73 punktów. Myślę, że jest to znakomite osiągnięcie, jak na tak "strzelny" zespół, jak Turów. Jeśli chodzi o naszą obronę, to jest ok. Natomiast we własnej hali powinniśmy rzucić trochę więcej punktów. 69 "oczek" nie zawsze daje zwycięstwo. Przewaga w niedzielnym meczu ekipy ze Zgorzelca jest co prawda czteropunktowa, ale na dwie i pół sekundy przed końcem ta przewaga była tylko dwupunktowa. To my mieliśmy piłkę w ostatniej akcji, mogliśmy zagrać trochę dłużej. Zabrakło może cierpliwości i prawidłowej decyzji. Gdybyśmy zagrali penetrację, może zmusilibyśmy do faulu. A tak rzut rozpaczy okazał się niecelny. Chciałbym podkreślić, że jeżeli chodzi o statystyki, to widać świetny procent drużyny przeciwnej w rzutach za dwa punkty: 73 procent. Jednocześnie proszę zwrócić uwagę na małą liczbę oddanych rzutów, bo tylko 30. Myślę, że było to wynikiem tego, że nie dochodzili do łatwych pozycji rzutowych. W tym spotkaniu nie trafiliśmy dziewięciu rzutów osobistych, co w końcowym rozrachunku mogło zadecydować o naszej czteropunktowej porażce. Jeśli na tym poziomie chcemy myśleć o zwycięstwie, musimy w takich elementach być bardzo solidni. Na linii rzutów osobistych nikt przecież nam nie przeszkadza. Dziewięć nieudanych prób to zdecydowanie za dużo. W pozostałych elementach zagraliśmy jak równy z równym. Jeśli chodzi o zbiórki, piłki na tablicy, to ok. Sporo asyst, mało strat. Mieliśmy też parę przechwytów. Myślę, że to były dobre zawody z naszej strony, ale niesatysfakcjonujące do końca, bo to nie nam dopisuje się dwa punkty po tym spotkaniu - stwierdził.
Zastal mógł wygrać w niedzielę, bo na 28 sekund przed końcem spotkania przegrywał tylko dwoma punktami i był w posiadaniu piłki. - Mieliśmy trzy opcje do zrealizowania. Dwie na rzut za trzy punkty i zwycięstwo oraz jedną na trafienie za dwa i dogrywkę. W zależności od tego, gdzie przeciwnik popełni błąd, mieliśmy grać taką akcję - relacjonował Herkt.
Trener PGE Turowa, Jacek Winnicki, stwierdził, że jego zespół wygrał, bo koszykarzom ze Zgorzelca udało się wyeliminować z gry gwiazdę Zastalu, Chrisa Burgessa. - Mieli wszelkie atuty, żeby to zrobić, bo w ich składzie jest dwóch solidnych, silnych i wysokich graczy podkoszowych. Zresztą my również pracowaliśmy nad tym, żeby wyeliminować tych zawodników Turowa i też nam się udało. Chris jednak, siłą rzeczy poprzez absencję Tomka Kęsickiego, gra kolejny mecz 37 albo i 40 minut. Nie ulega więc żadnej wątpliwości, że tych sił mu będzie brakować. Nie ma przecież kiedy się zregenerować. Teraz dużo jeździmy. W tym tygodniu przejedziemy dwa tysiące kilometrów i to rzeczywiście jest dla nas problem. Akurat tak się złożyło, że wypadł nam gracz podkoszowy. Czy wpływ na to miały zatrucie i absencja na treningu? Nie da się ukryć, że Chris nie był w niedzielę tak pewny w ataku, jak był dotychczas, więc może i miało. Uważam natomiast, że ciężko gra się z jednym wysokim zawodnikiem. Łatwo jest wtedy przyjąć koncepcję, żeby go wyeliminować. Nam udało się również wyeliminować wysokich zawodników zespołu przeciwnego, bo rzucili niewiele punktów, a potrafią je przecież zdobywać. Turów jest silny w ataku. Dobry mecz zagrał Jackson, zagrał na świetnym procencie, a bardzo groźny na penetracji jest Thomas. Zagrożenie jest więc wszędzie. To nie jest taka prosta sprawa w obronie, więc możemy być zadowoleni, że utrzymaliśmy rywala na takim poziomie punktowym - zaznaczył opiekun beniaminka Tauron Basket Ligi.
Burgess na kilka dni przed niedzielnym meczem miał problemy żołądkowe. Podczas meczu widać było, jak bardzo center Zastalu był zmęczony. - Trudno mi jest wypowiadać się za zawodnika. Chris na pewno był w gorszej dyspozycji punktowej. Nie da się jednak grać w każdym meczu po 40 minut. Gdybyśmy przegrywali różnicą 20 punktów, gralibyśmy na rotacji. A w takiej sytuacji, z Rafałem Rajewiczem, który nie jest jeszcze tak doświadczonym graczem, gdybym podjął decyzję o odpoczynku Burgessa, a drużyna by przegrała, wyszłoby na to, że zmarnowałem wysiłek całego zespołu. Umówiłem się więc z Chrisem, że jak tylko przekroczy granicę niemocy, pokaże, że chce zmianę. Rafał był przygotowany, żeby wejść na parkiet. Zmieniliśmy go trochę przed końcem drugiej kwarty. Potem Burgess chciał dograć ten mecz do końca i to wszystko - zakończył szkoleniowiec klubu z Zielonej Góry.