Po 7. dniu MŚ: Ćwierćfinały pełne emocji! Australijki i Rosjanki za burtą!

Ćwierćfinały dostarczyły kibicom ogromnej dawki emocji. Właściwie w każdym spotkaniu było na co popatrzeć. Amerykanki niemiłosiernie schłostały dogorywające Koreanki, Białorusinki w meczu wprawdzie nie najwyższych lotów ograły niepokonane dotąd Rosjanki, Australijki zostały rozbite przez rewelacyjne Czeszki, zaś Hiszpanki po kapitalnym finiszu wyeliminowały mistrzynie Europy!

W tym artykule dowiesz się o:

Sensacja sygnowana przez Leuczankę i spółkę...

Sześć meczów pokazały, że Rosjanki to zespół naprawdę unikatowy, choć w ocenach i tak pozostawały daleko w tyle za niebotycznymi Amerykankami. Wszak reprezentantki Sbornej przeszły przez dwie rundy bez rysy na szkle, wszystkie swoje rywalki niewdzięcznie ogrywała. Nawet fantastyczne Hiszpanki problemów miały co niemiara, koniec końców ugięły się, by złożyć hołd podopiecznym Borysa Sokołowskiego. Tymczasem w spotkaniu ćwierćfinałowym do sensacji wielkiej, nieliczni bowiem wierzyli, że Białoruś, która z trudem wdarła się do elity będzie w stanie choćby powalczyć, a udało się jej znokautować dotąd nietykalne wicemistrzynie świata z gracją nieczęsto spotykaną. Jelena Leuczanka i spółka zagrały wybornie, choć widowisko nie było porywające. Liderka naszych wschodnich sąsiadek znów dowiodła, że jest koszykarką z najwyższej półki, że szalenie trudno ją zatrzymać. W meczu tak ważnym zdobyła 17 punktów, zebrała 9 piłek i miała 4 przechwyty - to mówi samo za siebie, komentarz w tej sytuacji jest wręcz zbędny. Rosjanki zagrały tragicznie, w żaden sposób nie przypominały ekipy, która wcześniej ogrywała Hiszpanki czy chociażby Czeszki. Rażąca nieskuteczność, brak pomysłu na rozegranie tej partii, mnóstwo błędów i słaba gra zespołowa to tylko jedne z elementów, które złożyły się na taką klęskę. Bo przecież inaczej 17-punktowej porażki nazwać nie sposób. Tego dnia nawet rzuty osobiste Sbornej sprawiały nie lada problemy...Czytaj więcej o tym meczu: Białoruś - Rosja 70:53


Rosjanki przegrały dopiero po raz pierwszy na MŚ w Czechach,

ale odpadły z dalszej rywalizacji

Amerykanki na ustach wszystkich

Wydawać się mogło, że Amerykanki w dwóch rundach grupowych zaprezentowały już wszystko, co tylko mogły. Począwszy od zwycięstw nabierających gigantycznych rozmiarów, po poziom - rzecz jasna - nieosiągalny dla pozostałych reprezentacji, nawet dla broniących tytułu Australijek. Wprawdzie w ćwierćfinale spodziewano się kolejnego pogromu w wykonaniu koszykarek Geno Auriemmy, ale mimo wszystko nie aż takiego. To nie była wygrana, to nawet nie było spuszczenie łomotu, to była rzeź niewiniątek, masakra w swym czystym i brutalnym wydaniu. Dogorywające od pewnego czasu Koreanki, które dość niespodziewanie wbiły się do ósemki najlepszych drużyn, zostały stłamszone zanim jeszcze zdążyły coś pokazać, jeśli mieli jakąkolwiek nadzieję na sukces została nadwątlona już po kilku pierwszych zagraniach. Mistrzynie olimpijskie były bowiem nieziemskie, grały jakby były z innej planety, bez najmniejszych problemów ogrywały ambitnie walczące w poprzednich spotkaniach Azjatki. Pokazem siły teamu USA była trzecia odsłona, którą to aspirujące do złota koszykarki wygrały...35:7! Kolektyw to fantastyczny, apodyktyczny i szalenie wrażliwy na tym punkcie, nie pozostawiający złudzeń, konsumujący wygraną za wygraną, napęczniały od spektakularnych pogromów. Na wszystkie te określenia Amerykanki jednak mocno zapracowały - aż sześć zawodniczek przekroczyło w tym starciu barierę 10 oczek, one same mogły bez większych trudów ograć Koreanki. Nic więc dziwnego, że chciałoby się na ten temat napisać panegiryk, jego autor byłby bez wątpienia usprawiedliwiony. Czytaj więcej o tym meczu: USA - Korea 106:44

Broniące tytułu Australijki za burtą!

Broniące tytułu Australijki przez długi czas mogły być w dobrych nastrojach - przez pierwsze etap przemknęły niczym burza, w drugim ich siła została nadwątlona przez niebotyczne Amerykanki, ale pomimo tego i tak były w gronie głównych faworytek do złotego medalu. Pech chciał, że w ćwierćfinale trafiły na gospodynie czempionatu, którym skrzydeł dodaje publiczność. Podopieczne Lubora Blazka bynajmniej nie były poza zasięgiem innych ekip, wręcz przeciwnie - przegrały już kilkakrotnie, toteż tylko nieliczni - wybitni optymiści - liczyli na siurpryzę w tej konfrontacji. Tak słabych, nieodpornych i wrażliwych mistrzyń świata dotąd nie było. Spotkanie z Czeszkami można nazwać wybitną tragedią. Mnóstwo zmarnowanych okazji, katastrofalna dyspozycja rzutowa oraz ugięcie się monolitu pod wpływem i ogromnej presji, i pojawiającej się zagwozdce - kto by się spodziewał, że takie rzeczy przydadzą się wciąż przecież jeszcze najlepszej drużynie globu, choć jeszcze tylko przez dwa dni...Koszykarki Blazka wcale nie musiały wyciskać siódmych potów, bo od drugiej odsłony były wyraźnie lepsze, w ostatniej kwarcie przypieczętowały swój olbrzymi sukces, smakowitszy właśnie ze względu na zdetronizowanie zespołu fantastycznego. Tercet Eva Viteckova, Hana Horakova, Jana Vesela okazał się niebywale niebezpieczny, zdobył łącznie aż 60 punktów, doprowadził do kresu życia koszykarki z Antypodów. Czytaj więcej o tym meczu: Australia - Czechy 68:79

Finisz na wagę półfinału!

Francuzki nosiły się z zamiarem zanotowania niezłego wyniku w Czechach, Hiszpanki głodne sukcesów nie ukrywały, że chcą powalczyć o medal. Mistrzynie Europy przegrywały kilkakrotnie, wszak trafiały na wybitnie trudne rywalki, zaś koszykarki Jorge Hernandeza tylko raz z parkietu schodziły jako pokonane - musiały uznać wyższość reprezentacji Sbornej. Obie drużyny zdawały się mieć i podobny potencjał, i podobne cele. Zapowiadała się więc pasjonująca batalia. Zwłaszcza, że na tym etapie nie ma już drugiej szansy - każda porażka oznacza koniec marzeń o powrocie z krążkiem na szyi. Zawodniczki bynajmniej nie miały zamiaru psuć widowiska, wręcz przeciwnie - stworzyły spektakl wspaniały, napisały scenariusz spontaniczny, obfitujący w rewelacyjne zwroty akcji, trzymający w niepewności do samego końca. Wszyscy zgromadzeni Karlovych Varach mieli więc powody do zadowolenia. Po trzech kwartach zanosiło się na gładkie, choć ciężko wypracowane zwycięstwo Trójkolorowych. Czwarta kwarta to ogromny zastrzyk adrenaliny, rozpoczęła się bowiem szaleńcza, zarazem niezwykle odważna pogoń Hiszpanek za rywalkami. Ana Montantana i Amaya Valdemoro za wygraną dać nie chciały, ich fenomenalna postawa sprawiła, że przewaga Francuzek topniała z każdą minutą, dokładnie na sekundę przed końcem ta druga doprowadziła do remisu! Dogrywka także była frapująca, wszystko zmieniało się niej niczym w kalejdoskopie. Ostatecznie jednak udało się wyłonić zwycięzcę - Hiszpanki zagrały bardzo skutecznie, poszły za ciosem i awansowały do półfinału. Czytaj więcej o tym meczu: Francja - Hiszpania 71:74


Fantastyczny finisz Hiszpanek, które grają dalej!

***

MŚ Kobiet miejsca 9-12: Triumfy Japonek i Brazylijek

MŚ Kobiet: Program, wyniki, tabele

Komentarze (0)