Mecz Francji z Libanem był wyrównany właściwie tylko w pierwszej kwarcie, którą podopieczni Vincenta Colleta wygrali tylko 22:20. Jedynie w tej części spotkania Libańczycy zagrali naprawdę skutecznie w ataku, lecz później do głosu doszli "Trójkolorowi". W ciągu pierwszych ośmiu minut drugiej kwarty rzucili aż 16 punktów, tracąc przy tym tylko dwa i z wyniku, który oscylował wokół remisu, nagle zrobiła się pokaźna przewaga Francuzów 38:22.
- Bez dwóch zdań to była defensywa na najwyższym poziomie. Kryliśmy każdy swego, ale nie broniliśmy indywidualnie, tylko zespołowo. Każdy, kto pojawiał się na parkiecie, był bardzo uważny i dokładnie obserwował zachowanie Libańczyków. Dokładnie wiedzieliśmy co mamy robić by uniemożliwić im trafianie do kosza. Wszystko było jak w zegarku - mówił po meczu Mickael Gelabale dla oficjalnej strony tureckiej imprezy.
27-letni skrzydłowy, na co dzień gracz mistrza kraju Cholet Basket, zaaplikował rywalom 18 punktów, czyli od dwa więcej niż dzień wcześniej, gdy Francja niespodziewanie pokonała Hiszpanię. Tym samym, pod nieobecność takich tuzów jak Tony Parker, Joakim Noah czy Ronny Turiaf, Gelabale wyrasta na lidera reprezentacji "Trójkolorowych" i jednego z najpewniejszych graczy Mistrzostw Świata w Turcji.
- Jestem niezmiernie szczęśliwy, że wiedzie mi się tak dobrze. Aż nie wiem co powiedzieć, by nie zapeszać. Wiem jedno - w meczach sparingowych było z moją grą raz lepiej, raz gorzej, ale teraz właściwie ustawiłem celownik i bardzo się cieszę, że ponownie trafiam do kosza - wyznał koszykarz, który po dwóch meczach ma średnią 17 punktów i 5,5 zbiórki. Ogółem trafił 7 z 11 rzutów za dwa (63,6 procent) i 6 z 8 za trzy (75 procent!) oraz dwa rzuty wolne. Dodatkowo przeciwko Hiszpanii i Libanowi zanotował tylko po jednej stracie.
- Teraz czeka nas trudny mecz z Kanadą, która po dwóch porażkach stoi pod ścianą i musi wygrać. Dlatego będzie to dla nas ciężka przeprawa, ale dwa zwycięstwa umocniły naszą wiarę w siebie. Jeśli zagramy tak, jak dotychczas, będę spokojny o wynik końcowy - uznał na koniec Gelabale.