Biało-czerwoni po ogromnym zawodzie sprawionym swoim kibicom w Portugalii rozpoczęli poniedziałkowe spotkanie z dużą nerwowością. Najlepszym tego przykładem były dwa pierwsze trafienia Nikołaja Warbanowa, który pod koszem z dziecinną łatwością ograł Marcina Gortata. Najszybciej z letargu obudził się Maciej Lampe, odpowiadając tym samym pod koszem Bułgarów. A chwilę później dołączył do niego Gortat i Polacy wyszli na prowadzenie 8:5. Rywale złapali jednak drugi oddech, za trzy trafił Earl Calloway, spod kosza nie spudłował Czawdar Kostow i szala znów przechyliła się na stronę Bułgarii (12:14). W całej pierwszej kwarcie gra Polaków opierała się, można by rzec tradycyjnie, na duecie Gortat - Lampe. Dopiero w ostatniej minucie tej części gry dla odmiany celnie rzucił Dardan Berisha, wyprowadzając "biało-czerwonych" na minimalne prowadzenie.
Ożywienie w szeregach gospodarzy wniosło pojawienie się na parkiecie po przerwie Kamila Chanasa. Rezerwowy rzucający w ciągu kilku chwil rzucił 5 punktów i miał ważny przechwyt, zakończony trafieniem Łukasza Majewskiego. Polska odskoczyła na prowadzenie 25:18, a dwie minuty później, po 4 "oczkach" Łukasza Koszarka, było już 32:22. Przed dłuższą przerwą gościom udało się tylko minimalnie zniwelować straty.
Sytuacja nieco odmieniła się w trzeciej części gry - po dwóch bardzo niemrawych minutach z obu stron do roboty wzięli się bracia Iwanow. W 36. minucie po trafieniu Dejana Iwanowa było tylko 44:40, a minutę później po "trójcie" Kalojana Iwanowa 46:43. "Biało-czerwoni" długo nie mogli pozbierać się po przerwie. Z 15 punktów zdobytych w tej kwarcie przez Polskę aż 11 było autorstwa Gortata.
Dzielnie wsparł go na początku ostatniej odsłony Majewski, trafiając dwa rzuty trzypunktowe pod rząd, po których Polacy prowadzili już 59:48. Wtedy też przypomniał o sobie bohater meczu w Sofii - Filip Widenow, który niemal w pojedynkę zmniejszył dystans do zaledwie 4 punktów (61:57) na 6 minut przed końcem meczu. W szeregi "biało-czerwonych" wkradła się nerwowość, którą tylko na chwilę pożegnała "trójka" Koszarka (68:63). Wydawałoby się, że na 2 minuty przed końcową syreną Bułgarzy stracili swój największy atut w postaci wspomnianego Widenowa, który popełnił 5 przewinienie. - Łukasz Majewski wykonał niesamowitą pracę, najpierw trafiając bardzo ważne rzuty, a później w pojedynkę dosłownie eliminując Widenowa z gry - komplementował kolegę z zespołu Thomas Kelati. Ale wchodzący za Widenowa Kostow pół minuty później trafił zza linii 6,25 i było tylko 70:68. Na szczęście tylko jeden rzut osobisty trafił Kalojan Iwanow, a zimnej krwi pod koszem nie stracił Lampe. "Kropkę nad i" postawił Thomas Kelati, trafiając "trójkę" na 13 sekund przed końcem.
Niestety, sędziowie nie zaliczyli wsadu Macieja Lampe równo z końcową syreną. Jest to na tyle ważne, że pierwszy mecz z Bułgarią Polska przegrała taką samą ilością punktów. O końcowej kolejności w tabeli grupy C mogą więc decydować regulaminowe niuanse. Była to czwarta wygrana podopiecznych trenera Igora Griszczuka we własnej hali. - Dziękuję kibicom, którzy mimo naszej porażki w Portugalii potrafili przyjść dzisiaj i dodać nam otuchy - mówił szkoleniowiec Polski. Ostatni mecz "biało-czerwoni" rozegrają w niedzielę w Antwerpii z Belgią. - Muszę podkreślić, że jesteśmy wdzięczni PZKoszowi za spełnianie każdych naszych życzeń związanych z przygotowaniami do meczów. Dlatego odpowiedzialność za końcowy wynik należy tylko i wyłącznie do mnie - pokreślił Griszczuk.
Polska - Bułgaria 75:71 (18:16, 20:14, 15:17, 22:24)
Polska: Marcin Gortat 23, Maciej Lampe 15, Łukasz Majewski 11, Thomas Kelati 7, Łukasz Koszarek 7, Dardan Berisha 5, Kamil Chanas 5, Adam Hrycaniuk 2, Filip Dylewicz 0.
Bułgaria: Filip Widenow 21, Chavdar Kostow 14, Dejan Iwanow 11, Earl Calloway 9, Kaloyan Iwanow 6, Nikolaj Warbanow 6, Aleksandar Georgijew 3, Stefan Georgijew 1, Bozidhar Avramov 0, Asen Velikov 0.