NBA: Orlando górą w meczu otwarcia, 20 minut Gortata

Kapitalna postawa Jameera Nelsona pozwoliła Orlando Magic odnieść premierowe zwycięstwo w play off. Zespół z Florydy pokonał u siebie Charlotte Bobcats 98:89, a 20 minut na parkiecie spędził Marcin Gortat. Tymczasem niespodziewanej porażki doznały Słońca z Phoenix, które jako jedyne w pierwszej serii gier przegrały we własnej hali.

Orlando wygrało 11 z ostatnich 13 meczów przeciwko Charlotte Bobcats, więc przed pierwszym meczem w play off byli zdecydowanymi faworytami. Pierwsze, historyczne punkty w play off zdobył dla Rysiów Boris Diaw, lecz później inicjatywa należała do gospodarzy. Pierwsze skrzypce tego dnia grał Jameer Nelson, który w inauguracyjnej odsłonie miał 14 oczek, a do przerwy aż 24. W sumie zakończył mecz z 32.

- W finałach przed rokiem nie byłem sobą. Powinienem wówczas bardziej pomóc kolegom. Teraz czuję się jednak dobrze i mogę pomóc drużynie, a nie tylko kibicować im w garniturze - mówił bohater niedzielnej potyczki, który w zeszłorocznych play off najpierw pauzował z powodu kontuzji, a później nie najlepiej prezentował się w decydujących meczach.

Pierwsza połowa i początek trzeciej kwarty należał do Magików. Dwight Howard miał problemy z faulami, ale w defensywie był klasą sam dla siebie. Zanotował dziewięć bloków, w tym sześć w pierwszej kwarcie. Zbyt dużo przewinień miał również Vince Carter, który nie dotrwał do końcowej syreny. Tym samym 22-punktowe prowadzenie szybko zaczęło topnieć.

- Byliśmy zdenerwowani na początku meczu. Oni o tym dobrze wiedzieli i to wykorzystali. Dostaliśmy cios w twarz, oni trafiali, a my nie. Wyszli na prowadzenie w swojej hali, teraz my musimy poszukać odpowiedniej drogi, żeby wrócić do rywalizacji - powiedział Gerald Wallace, autor 25 punktów i 17 zbiórek. Rysie w drugiej połowie grały o niebo lepiej i zdołały nawet zbliżyć się na pięć punktów. Ostatecznie jednak to Magia sięgnęła po pierwsze zwycięstwo.

W związku z faulami Supermana, więcej czasu dostał Marcin Gortat. Pola w 20 minut zdobył dwa punkty, miał pięć zbiórek i asystę. Kolejny mecz w środę, ponownie na Florydzie.

Orlando Magic - Charlotte Bobcats 98:89 (31:20, 28:23, 17:23, 22:23)

Orlando: Jameer Nelson 32, Rashard Lewis 19, Mickael Pietrus 14, Vince Carter 12, J.J. Redick 10, Dwight Howard 5 (9 blk), Marcin Gortat 2, Jason Williams 2, Ryan Anderson 0.

Charlotte: Gerald Wallace 25 (17 zb), Raymond Felton 19, Stephen Jackson 18, Boris Diaw 6, Larry Hughes 6, Theo Ratliff 5, Tyrus Thomas 5, D.J. Augustin 2, Tyson Chandler 2, Nazr Mohammed 2.

Stan rywalizacji: 1:0 dla Orlando

- Czasami zdarzają się takie mecze, że kosz jest większy - mówił z uśmiechem Dirk Nowitzki, którego koncertowa gra okazała się kluczowa w teksańskich derbach. Lider Dallas wykorzystał 12 z 14 rzutów gry oraz wszystkie 12 prób na linii rzutów wolnych, co dało w sumie 36 punktów! Niemiecki skrzydłowy nic sobie nie robił w obecności jednego, a nawet dwóch obrońców, którzy bezskutecznie próbowali go zatrzymać.

Przez ponad dwie kwarty spotkanie było bardzo wyrównane, z niewielką przewagą Mavs. Kiedy Nowitzki znów zaczął trafiać, trener Gregg Popovich wpadł na pomysł, aby zacząć.. faulować Ericka Dampiera. Center Mavs nie jest najlepszym wykonawcą rzutów wolnych, lecz pomysł ten ostatecznie spalił na panewce. - Mieliśmy nadzieję, że będzie pudłował rzuty wolne. Wolelibyśmy to, niż kapitalną grę Dirka - przyznał trener Spurs.

Oprócz Nowitzkiego dobrze spisali się gracze pozyskani w lutym z Washington Wizards, czyli Caron Butler i Brendan Haywood. Ważnymi ogniwami byli również Jason Kidd oraz Dampier. Wśród pokonanych oprócz trzech muszkieterów Duncan-Ginobili-Parker, zabrakło odpowiedniego wsparcia. - Nie byliśmy dostatecznie skoncentrowani. Po prostu nie było nas tam przez cały wieczór - stwierdził Tim Duncan, zdobywca 27 punktów i ośmiu zbiórek.

Dallas Mavericks - San Antonio Spurs 100:94 (23:18, 27:27, 26:24, 24:25)

Dallas: Dirk Nowitzki 36, Caron Butler 22, Jason Kidd 13 (11 as, 8 zb), Brendan Haywood 10, Shawn Marion 9, Erick Dampier 5 (12 zb), Jason Terry 5, Jose Barea 0, DeShawn Stevenson 0.

San Antonio: Tim Duncan 27, Manu Ginobili 26, Tony Parker 18, Antonio McDyess 10, Matt Bonner 5, Richard Jefferson 4, DeJuan Blair 4, George Hill 0, Keith Bogans 0, Roger Mason 0.

Stan rywalizacji: 1:0 dla Dallas

Portland to pierwsza, a zarazem jedyna drużyna, która w pierwszej serii gier zdołała wygrać na parkiecie rywala. Zwycięstwo jest tym cenniejsze, że odniesione bez kontuzjowanego lidera Brandona Roy’a. Smugi do wygranej poprowadził niesamowity Andre Miller, autor 31 punktów. To jeden z jego najlepszych występów w karierze, jeśli chodzi o mecze play off.

Końcówka meczu w US Airways Center była niezwykle dramatyczna. Przy stanie 103:100 dla gości Jerryd Bayless przestrzelił oba rzuty wolne, w związku z czym Słońca miały jeszcze szansę na doprowadzenie do dogrywki. Niestety Steve Nash chybił próbę zza łuku i marzenia o dobrym rozpoczęciu play off prysły jak mydlana bańka.

Gospodarzom zabrakło wykończenia w czwartej kwarcie. Trafili wówczas tylko 9 z 24 rzutów z gry, w tym 3/13 zza linii 7,24m. Nash z 25 punktami i dziewięcioma asystami był najlepszym zawodnikiem wśród pokonanych. Kolejny mecz we wtorek w Phoenix.

Phoenix Suns - Portland Trail Blazers 100:105 (24:25, 19:19, 29:26, 28:35)

Phoenix: Steve Nash 25, Amare Stoudemire 18, Jason Richardson 14 (10 zb), Leandro Barbosa 13, Channing Frye 12, Goran Dragic 6, Grant Hill 4, Jared Dudley 4, Louis Amundson 4, Jarron Collins 0.

Portland: Andre Miller 31, LaMarcus Aldridge 22, Nicolas Batum 18, Jerryd Bayless 18, Rudy Fernandez 5, Martell Webster 5, Marcus Camby 4 (17 zb), Juwan Howard 2, Dante Cunningham 0.

Stan rywalizacji: 1:0 dla Portland

->Czytaj więcej o meczu Lakers - Thunder<-

->Terminarz play off<-

Komentarze (0)