Brett Winkelman przyjechał do Włocławka w połowie lutego, tuż przed dniem Walentynek i już w swoim debiutanckim spotkaniu przeciwko Polpharmie Starogard Gdański sprawił, że fanki w Hali Mistrzów zwróciły na niego swoją uwagę. W ciągu kilku minut bardzo ważnego meczu, Amerykanin zdobył dziewięć oczek pozwalając Anwilowi odskoczyć na bezpieczną przewagę, której zresztą zespół z Kujaw nie oddał do samego końca.
Dziś amerykański niski skrzydłowy notuje średnio 9,7 punktu i 6 zbiórek, pokazując, że bardzo dobrze odnalazł się w realiach PLK i ekipie wicelidera tabeli. Rzucony na głęboką wodę, pomiędzy trudne mecze z Polpharmą, Czarnymi czy Turowem a intensywne treningi, przez półtora miesiąca nie miał ani chwili wolnego, ćwicząc w pocie czoła by nadrobić te detale, nad którymi zespół trenera Igora Griszczuka pracuje od początku rozgrywek.
- Przyznam, że momentami było bardzo ciężko. Moje życie we Włocławku ograniczyło się praktycznie do treningów, meczów w domu i wyjazdów. Dobrze, że mieliśmy teraz kilka dni wolnego... - mówi specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl Winkelman, mając na myśli Święta Wielkanocne. Mimo przerwy w kalendarzu PLK, on i jego koledzy z drużyny nie otrzymali możliwości powrotu do swoich rodzin, gdyż przed nimi bardzo ważne spotkanie z Asseco Prokom Gdynia o pierwsze miejsce w tabeli przed fazą play-off. - Oczywistym jest fakt, że nie mogliśmy odpoczywać zbyt długo. Na to przyjdzie czas po sezonie - dodaje koszykarz.
Mimo pierwszej w życiu rozłąki z rodziną, zawodnik jednak nie narzeka. - Ktoś bardzo mi bliski przyjechał do mnie specjalnie ze Stanów Zjednoczonych i spędzaliśmy razem czas - wyjaśnia Winkelman, lecz zapytany o kim mowa, nabiera piany w usta, zmieniając temat. - Może porozmawiajmy jeszcze o koszykówce? W końcu przed nami bardzo istotne dni.
W środę włocławianie zmierzyli się w Stalowej Woli i bez większych problemów wygrali 107:78, a nasz bohater zakończył mecz z dorobkiem 11 punktów i pięciu zbiórek, a że swój mecz zwyciężyli także koszykarze Asseco Prokom Gdynia, oznacza to ni mniej nie więcej, że za nieco ponad tydzień podopieczni trenera Griszczuka podejmą u siebie w Hali Mistrzów uczestnika Eight Eight Euroligi, a stawką pojedynku będzie pozycja lidera przed fazą play-off. - Jak dotąd nie zastanawialiśmy się na tym spotkaniem, gdyż mieliśmy na uwadze to przeciwko Stali. To na nim się koncentrowaliśmy i dlatego cieszę się bardzo, że rozegraliśmy je naprawdę skutecznie. Teraz jednak przychodzi czas na Prokom. Mam nadzieję, że zaprezentujemy się ze swojej najlepszej strony i pokażemy, że jesteśmy w stanie grać z liderem jak równy z równym - opowiada Amerykanin.
Wygrywając z beniaminkiem ligi, Anwil tym samym zadał kłam teoriom, że jakoby kilkutygodniowa przerwa w terminarzu spowodowana świętami oraz przesunięciami, mogłaby wpłynąć na drużynę destrukcyjnie. - Ja od początku uważałem, że te trzy tygodnie nie będą dla nas większym problemem. Przecież to nie było dwadzieścia jeden dni lenistwa, tylko ciężkiej pracy na treningach. Fizycznie i psychicznie pozostawaliśmy w dobrej dyspozycji, co zresztą pokazaliśmy na parkiecie w Stalowej Woli - kończy swoją wypowiedź Winkelman.