NBA: Cavs gromią Celtics w Bostonie

Zwycięstwo Cavaliers było brane pod uwagę, ale mało kto się spodziewał, że zespół z Ohio w tak widowiskowy sposób przerwie serię dziewięciu porażek z rzędu w Bostonie. Do pięciu wzrosła liczba zwycięstw Milwaukee Bucks, czyżby efekt Johna Salmonsa?

W ostatnim czasie Boston nie był ulubionym miejscem Cavaliers. Drużyna prowadzona przez Mike'a Browna przegrała w TD Garden dziewięć spotkań z rzędu. LeBron James wraz z kolegami chcieli zrobić wszystko, aby przerwać czarną serię .

Pierwsza połowa nie nastrajała fanów Cavs optymistycznie. Miejscowi dowodzeni przez Rajona Rondo kontrolowali sytuację. Defensywa gości nie miała żadnej odpowiedzi na penetracje rozgrywającego C's. W trakcie przerwy między drugą i trzecią kwartą defensywa gości znalazła receptę na gospodarzy.

- Po pierwszej połowie przegrywaliśmy, ale nikt nie panikował. Mieliśmy przecież 24 minuty na odrobienie strat. To kawał czasu - powiedział Mike Brown.

Najważniejsza okazała się ostatnia odsłona, w której Kawalerzyści znokautowali Celtics. Miejscowi zupełnie stanęli i w czwartej kwarcie trafili zaledwie trzy rzuty z gry na dwadzieścia prób. Oprócz Jamesa, który uzyskał 36 oczek, świetnie spisał się Mo Williams. Obrońca Cavs w ciągu kluczowych dwunastu minut zaliczył 14 ze swoich 19 punktów. Taki sam dorobek nie licząc rzutów osobistych mieli gospodarze...

Po spotkaniu trener miejscowych Doc Rivers miał sporo pretensji do swoich podopiecznych, o to że nie byli w stanie utrzymać dobrego rytmu gry przez cały mecz.

- Ostatnio w Bostonie wybitnie nam nie szło. Chcieliśmy zrzucić brzemię z naszych pleców. Dobrze, że nam się to udało - stwierdził LBJ.

Cleveland straciło Shaquille'a O'Neala, który po starciu z Glenem Davisem doznał urazu kciuka. Pierwsze pomeczowe doniesienia mówiły o poważniejszej kontuzji.

Piąty mecz z rzędu wygrali Milwaukee Bucks. Dla zespołu Scotta Skilesa jest to najdłuższa seria w tym sezonie. Tym razem wyższość Kozłów musieli uznać Indiana Pacers.

Świetnie w szeregach przyjezdnych spisał się John Salmons, który był solą w oku gospodarzy i ich trenera Jima O'Briena. Rzucił 20 punktów i zaliczył najbardziej udany występ w trykocie Bucks. Od momentu jego przyjścia do Milwaukee, Kozły nie zaznały jeszcze goryczy porażki. - Walczyliśmy do samego końca, ale udane akcje Salmonsa wylewały na nas kubeł zimnej wody - stwierdził coach Pacers.

Jego zespół grał bardzo ambitnie. Kiedy w trzeciej kwarcie przegrywał różnicą szesnastu punktów, zdołał odrobić większość strat i doprowadzić do emocjonującej końcówki. Spora w tym zasługa między innymi Danny'ego Grangera i Troy'a Murphy'ego.

Przy stanie 112-108 dla Kozłów T.J. Ford na 1,5 sekundy przed końcem został sfaulowany przy próbie rzutu za trzy punkty. Obrońca Pacers wykorzystał dwa osobiste, a później celowo spudłował z nadzieją na dobitkę, któregoś z jego kolegów. Ku rozpaczy miejscowych piłka trafiła w ręce Luke'a Ridnoura.

Boston Celtics - Cleveland Cavaliers 88-108 (31-21, 25-27, 18-25, 14-35)

(Allen 21, Rondo 19 (11as), Garnett 10 (10zb) - James 36 (9as, 7zb), Williams 19, Varejao 14 (10zb))

Indiana Pacers - Milwaukee Bucks 110-112 (31-30, 25-31, 21-28, 33-23)

(Granger 21, Ford 17, Murphy 16 - Salmons 20, Jennings 18 (7as), Ilyasova 17)

Golden State Warriors - Denver Nuggets 112-127 (21-29, 35-36, 31-33, 25-29)

(Curry 30 (13as), Ellis 22, Morrow 20 - Billups 37 (9as), Anthony 27, Smith 25)

Komentarze (0)