Było pasmo czterech porażek, ale Cleveland Cavaliers wrócili na właściwe tory i wygrali już trzeci mecz z rzędu, tym razem po wyrównanym meczu pokonując na własnym parkiecie San Antonio Spurs 124:116.
Kluczowe rzeczy dla Kawalerzystów robił podkoszowy Jarrett Allen, który rzucił najlepsze dla siebie w tym sezonie 29 punktów. Środkowy wykorzystał brak wyłączonego z gry już do końca tego sezonu Victora Wembanyamy.
ZOBACZ WIDEO: Fani w zachwycie. Najpiękniejsza piłkarka na świecie w nowej roli
Gwiazdor Cavaliers, Donovan Mitchell, był blisko pierwszego w swojej karierze triple-double. Zdobył 25 punktów, do których dodał osiem zbiórek i 14 asyst (najlepszy wynik w karierze).
Dla Spurs po 22 oczka zdobyli Stephon Castle oraz Devin Vassell. Ten pierwszy, debiutujący w tym sezonie w NBA, miał ponadto 11 zbiórek i osiem asyst, ale to nie uchroniło Teksańczyków od 41. porażki w kampanii 2024/2025.
Jeremy Sochan tym razem spędził na parkiecie 23 minuty. Polak zdobył w tym czasie 13 punktów, trafiając 5 na 12 oddanych rzutów z gry (1/3 za trzy) i 2 na 3 wolne. Miał też pięć zbiórek, dwie asysty, blok, stratę i trzy faule.
- Jestem niesamowicie dumny z tej drużyny i z tego, jak odbili się po meczu z Detroit (porażka 96:122 przyp. red). Mieliśmy naprawdę dobre momenty w realizacji założeń taktycznych. Rywale trafiali rzuty, to świetny zespół, a ich bilans mówi sam za siebie, ale my wykonaliśmy dziś kawał dobrej roboty i pokazaliśmy odporność - mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Mitch Johnson.
Cavaliers mają bilans 59-14 i po czwartkowym sukcesie umocnili się na szczycie Konferencji Wschodniej.
Wynik:
Cleveland Cavaliers - San Antonio Spurs 124:116 (30:24, 24:25, 32:34, 38:33)
(Allen 29, Mitchell 25, Strus 18 - Vassell 22, Castle 22, Johnson 17)