Nie żyje Earl Cureton. Miał 66 lat

Getty Images / Monica Morgan/WireImage / Na zdjęciu Earl Cureton
Getty Images / Monica Morgan/WireImage / Na zdjęciu Earl Cureton

Smutne wieści płyną ze Stanów Zjednoczonych. W wieku 66 lat zmarł dwukrotny mistrz NBA Earl Cureton. Informacje o jego śmierci potwierdził klub Detroit Pistons, w którym pracował jako ambasador społeczny.

W tym artykule dowiesz się o:

Earl Cureton na parkietach NBA spędził łącznie 12 sezonów, w trakcie których rozegrał 674 mecze. Podczas swojej kariery występował w takich zespołach jak: Philadelphia 76ers, Detroit Pistons, Chicago Bulls czy Houston Rockets. Dwukrotnie sięgał po mistrzostwo najlepszej koszykarskiej ligi świata - w sezonie 1982/1983 z Philadelphia 76ers, a w rozgrywkach 93/94 z Houston Rockets.

Po zakończeniu kariery sportowej pozostał przy koszykówce, pracując m.in. jako trener. Przez ostatnie 10 lat pełnił rolę ambasadora Detroit Pistons wśród lokalnej społeczności. To właśnie jego były klub przekazał informacje o śmierci Curetona. 66-latek zmarł nagle we własnym domu, jednak dokładne informacje na temat przyczyn zgonu nie zostały jak dotąd przekazane amerykańskim mediom.

"Społeczność Detroit Pistons jest głęboko zasmucona odejściem Earla Curetona, osoby, która znaczyła tak wiele dla organizacji, jako kolega, były zawodnik, społeczny ambasador i przyjaciel. Równie twardy co na boisku, był życzliwy, towarzyski i wpływowy poza parkietem. Reprezentował naszą franczyzę z wielką pasją i naprawdę cieszył się z pracy na rzecz poprawy życia mieszkańców Detroit, jego ukochanego miasta. W tym trudnym czasie składamy szczere kondolencje rodzinie Earla, a także jego przyjaciołom i kolegom z boiska" - napisano w komunikacie opublikowanym w mediach społecznościowych klubu.

Wiadomości o śmierci Curetona przyjęto ze smutkiem w całym środowisku NBA. Zmarłego wspomniał m.in. trener Portland Trail Blazers Chauncey Billups, który spotkał się z nim w trakcie swojego pobytu w drużynie z Detroit.

- Był po prostu pięknym facetem. Oczywiście spędziłem z nim dużo czasu w Detroit. Po prostu wielki miś. Zawsze taki zabawny. Miał jeden z tych zaraźliwych śmiechów, kiedy się śmiał, rozśmieszał wszystkich. Nigdy nie miał złego dnia. Podziwiam takich facetów, takich ludzi. Świat może być naprawdę szorstki i twardy, a oni nigdy nie postrzegają go w ten sposób. Uwielbiałem to w nim - mówił cytowany przez ESPN.

Czytaj też:
Nie żyje Kurt Hamrin. "Zawsze będzie legendą"
Nie żyje Grzegorz Ibron. Pożegnał go Zbigniew Boniek

Źródło artykułu: WP SportoweFakty