Koszykarska Legia Warszawa na fali. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego, wicemistrzowie Polski z minionego roku, wygrali siedem meczów z rzędu w Energa Basket Lidze i są na dobrej drodze do tego, by zająć miejsce w pierwszej czwórce przed fazą play-off, co byłoby sporą niespodzianką, biorąc pod uwagę sytuację klubu po Pucharze Polski.
Teraz Legia - pod dowództwem świetnego rozgrywającego Kyle'a Vinalesa (pozyskany w trakcie rozgrywek) - prezentuje się znacznie lepiej, warszawianie wskoczyli na odpowiednie tory i są groźni dla każdego.
- Cieszę się, że Kyle jest w ten sposób odbierany. Na pewno fajnie ogląda się jego popisy. Nie ukrywam, że Kyle wszystkich nas nieco zaskoczył. Wiedzieliśmy, że jest łowcą punktów, potrafi zmienić oblicze drużyny, ale nie spodziewałem się, że to przychodzi mu z taką łatwością. Ale przestrzegałbym przez popadaniem w hurraoptymizm. Wygraliśmy kilka ważnych meczów z rzędu, ale to nie jest tak, że jesteśmy superbohaterami - mówi nam Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: słynna narciarka wzięła piłkę do kosza. A potem taka mina!
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Wygraliście siódmy mecz z rzędu na parkietach Energa Basket Ligi, ale po starciu z Treflem Sopot (80:70) najwięcej jest pytań o tego gracza, którego w tym spotkaniu zabrakło, czyli Billy'ego Garretta. Co mu dolega i kiedy będzie mógł wrócić?
Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa: Billy Garrett zmaga się z urazem pleców, którego nabawił się w tracie spotkania z GTK Gliwice. Na ten moment trudno dokładnie powiedzieć, jak długa będzie jego przerwa. Jesteśmy na etapie badań, ale nie wydaje mi się, żeby wrócił do gry jeszcze w sezonie zasadniczym. Myślę, że jego powrót planowany jest na początek maja.
Legia - nawet bez Garretta w składzie - wygrywa pewnie i to na terenie zespołu, który jest jednym z kandydatów do zdobycia medalu w Energa Basket Lidze. Ostatnio widzimy dużo jakości w grze warszawskiego zespołu.
Nie przesadzałbym z tą dużą jakością i pewnym wygrywaniem, bo dobrze wiemy, że w meczu z GTK Gliwice wszystko było możliwe i ten wynik mógł pójść w drugą stronę. Na pewno w ostatnich tygodniach pokazujemy, że potrafimy grać na dobrym poziomie. Nie zawsze oczywiście gramy w najlepszy możliwy sposób, ale sztuką jest wygrywać wtedy, gdy nie gra się najlepszej koszykówki. Staramy się oczywiście poprawiać poziom naszej gry, ale w tym momencie najważniejsze są zwycięstwa. Budujemy swoją pozycję w lidze. Mamy pewny play-off, a nadal liczymy się w walce o miejsce w pierwszej "czwórce".
Gdybyśmy mówili o pierwszej "czwórce" w kontekście Legii kilka tygodni temu, to pewnie by pan nie uwierzył.
Zgadza się. To było w sferze marzeń. I to takich utopijnych.
Co się w takim razie zmieniło w grze Legii Warszawa?
Przestrzegałbym przez popadaniem w hurraoptymizm. Wygraliśmy kilka ważnych meczów z rzędu, ale to nie jest tak, że jesteśmy superbohaterami. Twardo stąpamy po ziemi. Mamy swoje problemy. Gdy analizujemy mecze, to dostrzegamy nasze błędy, widzimy, co musimy koniecznie poprawić przed fazą play-off. Czasu nie jest dużo, więc bardziej maskujemy pewne kwestie.
Kyle Vinales zachwyca, to kapitalny strzał transferowy Legii Warszawa. Mam wrażenie, że gdyby był w Legii od początku sezonu, to byłby murowanym kandydatem do tytułu MVP. Jak pan go ocenia?
Cieszę się, że Kyle jest w ten sposób odbierany. Na pewno fajnie ogląda się jego popisy. Nie ukrywam, że Kyle wszystkich nas nieco zaskoczył. Wiedzieliśmy, że jest łowcą punktów, potrafi zmienić oblicze drużyny, ale nie spodziewałem się, że to przychodzi mu z taką łatwością.
Przed niedzielnym meczem mieliśmy okazję porozmawiać i wtedy zapytałem trenera o spokój, który bije od pana w trakcie spotkań. Mówiłem, że dawno nie widziałem tak wyciszonego Wojciecha Kamińskiego na ławce rezerwowych. Tymczasem w starciu z Treflem Sopot "zarobił" pan przewinienie techniczne. Jak do tego doszło?
Czasami tak jest, że człowiek chce być spokojny, a coś źle oceni, zinterpretuje i nagle pod wpływem emocji impulsywnie reaguje. Ale generalnie, można powiedzieć, że byłem grzeczny w trakcie meczu. Sędziowie nie mieli ze mną większych problemów.
Mam wrażenie, że tak jest przez cały sezon. Nie zmieniam swojego stanowiska, nawet mimo tej sytuacji.
Powiem tak: to co było kiedyś, nie do końca jest teraz akceptowalne. Czasy się mocno zmieniły. Do zawodników trzeba podchodzić w inny sposób. Czasami chciałbym mocniej wyskoczyć i przekazać swoje uwagi do jednego czy drugiego gracza, ale często się hamuje i powstrzymuje od tego typu sytuacji, które miały miejsce jeszcze 3-4 lata temu.
Czy jest pan zdania, że koszykarscy furiaci nie mają już racji bytu?
Myślę, że tak. Powtórzę jeszcze raz to co mówiłem: czasy się mocno zmieniły. Kiedyś, tak z 20 lat temu takie zachowania, gdy trener szalał przy ławce, łapał się za głowę, klękał, były akceptowalne, na porządku dziennym. Muszę też dodać, że byliśmy w tamtych czasach mocno prowokowani przez kibiców. Nie chcę mówić, w których halach miały miejsce tego typu sytuacje. Pamiętamy, że niektórzy trenerzy nie wytrzymywali i dochodziły do spięć z fanami.
Brakuje panu tego?
Nie. Ta droga, którą teraz idzie koszykówka, czyli kibice zachowujący się w sposób kulturalny, jest dobra i mam nadzieję, że ten trend zostanie utrzymany. Jeśli widowisko będzie bardziej przyjazne dla rodzin, to na trybunach będzie jeszcze więcej kibiców. Proszę mi wierzyć, że taka agresywna postawa raczej do niczego dobrego nie prowadzi.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Andrzej Pluta, syn legendy: Zabrać od taty rzut
Polak liderem, zespół robi furorę. Żołnierewicz: Pytania o finanse irytują
Adrian Bogucki: Odrzuciłem ofertę Stali
Takiej umowy z Polsatem jeszcze nie było. Kluby na tym zarobią!