Ostatnio - na portalu WP SportoweFakty - pisaliśmy o wielkim powrocie Kamila Łączyńskiego do składu Anwilu Włocławek. Doświadczony rozgrywający wrócił po kontuzji i od razu zaprowadził porządek w drużynie. Ta wygrała trzy mecze z rzędu (dwa w FIBA Europe Cup - zapewniony awans do kolejnej fazy i prestiżowy ze Śląskiem Wrocław) i wróciła na ścieżkę zwycięstw.
Ogromna w tym zasługa kapitana Łączyńskiego, który jest też bardzo ważnym ogniwem w szatni. To mentalny lider i generał tego zespołu. Gdy on jest na boisku, to Przemysław Frasunkiewicz może być pewien, że będą realizowane zagrywki, a gra będzie poukładana.
Rewelacyjnie 33-letni rozgrywający wypadł w zwycięskim meczu ze Śląskiem Wrocław (91:82). W nim zanotował rekordowe w swojej karierze 15 asyst! Łączyński (4. najlepszy podający ligi - średnio 6,5 asyst na mecz) był mózgiem całej operacji, każda akcja przechodziła przez jego ręce. Ustawiał kolegów, instruował ich, w którym miejscu miał stać i czekać na podanie. Raz po raz obsługiwał ich kapitalnymi podaniami. Na to patrzyło się z ogromną przyjemnością.
ZOBACZ WIDEO: Był w szoku. Trener Realu spełnił abstrakcyjną prośbę kibica
Zaskakująca absencja
Kibice we Włocławku liczyli, że podobnie będzie w niedzielnym meczu z Legią Warszawą. Tłumnie pojawili się w Hali Mistrzów. Musieli się mocno rozczarować, gdy nie zobaczyli Łączyńskiego w składzie. Nie było go nawet w hali. A wszystko z powodu... choroby. Klub skrywał tę informację do samego końca, wcześniej nie pojawiały się żadne sygnały na temat ewentualnej absencji 33-letniego rozgrywającego. Nawet rywale z Warszawy byli tym faktem zaskoczeni.
- Mieliśmy nadzieję, że Kamil będzie mógł z nami zagrać, ale rano dostaliśmy informację, że jego występ nie będzie możliwy - mówi trener Frasunkiewicz.
- O absencji Kamila dowiedzieliśmy się przed samym meczem - komentuje trener Wojciech Kamiński.
- To jak ważnym dla Anwilu zawodnikiem jest Kamil Łączyński, wszyscy wiemy. Bardzo dobrze o tym wiem, bo wielokrotnie - na przestrzeni ostatnich lat - spotykałem się z Kamilem. On jest prawdziwym generałem, rozgrywającym, który dyryguje zespołem - dodaje szkoleniowiec Legii Warszawa.
Brak Łączyńskiego był bardzo widoczny. Nie było odpowiedniego balansu - po obu stronach parkietu - w grze Anwilu Włocławek. Fachowcy nazywają go "sercem tego zespołu", zwracając uwagę nie tylko na jego dużą inteligencję boiskową, ale też cechy wolicjonalne.
33-latek jest tak naprawdę jedynym nominalnym rozgrywającym w tym zespole, który dobrze zarządzą grą i kolegami. Wprowadza dużo spokoju do gry drużyny, umiejętnie otwiera kolejnych zawodników.
Lee Moore czy Phil Greene oczywiście tę rolę też mogą pełnić, ale nie ma co ukrywać: nie są prawdziwymi playmakerami, a raczej graczami, którzy szukają możliwości do zdobycia punktów. To im wychodzi najlepiej.
- W pierwszej kwarcie Green dobrze rozrzucał naszą obronę, a Victor Sanders trafiał za 3 pkt. Jednak zajmując się rozgrywaniem, miał trochę mniej możliwości w zdobywaniu punktów przez trzy kwarty. Nasza obrona była skoncentrowana, aby nie dać mu tego zrobić - nie ukrywa Wojciech Kamiński.
"Mam obawy"
Gdy Łączyńskiego nie było na początku stycznia, Moore był mocno eksploatowany i nie był już tak efektywny jak na początku swojej przygody we Włocławku, co też miało przełożenie na wyniki (cztery porażki z rzędu). Amerykanin na dodatek nabawił się kontuzji i wypadł z gry na dwa spotkania. Na mecz z Legią wrócił, choć plan był nieco inny: jego powrót miał nastąpić w starciu z Bambergiem.
- Kamil potrafi bardzo dobrze uruchomić Petraska i Sobina i tego w tym meczu na pewno mocno brakowało. Lee miał w tym meczu nie grać, ale z racji tego, że Kamila nie było, to podjął się wyzwania. Ale nadal nie może grać na 100 procent swoich możliwości. Nie wyglądało to najlepiej, nie miał tego odejścia po pierwszym kroku - komentuje Przemysław Frasunkiewicz.
Warto odnotować, że Anwil Włocławek ma w tym sezonie bilans 0:5 (w PLK i w FIBA Europe Cup), gdy nie ma w składzie wspomnianego Łączyńskiego (z nim 9:6 w PLK i 8:2 w FEC). Brązowi medaliści z poprzedniego sezonu przegrali w polskiej lidze ze Stalą, Zastalem, Sokołem i teraz z Legią. Do tego doszła też porażka w europejskich pucharach z Bambergiem.
O ile sytuacja w FEC jest świetna (Anwil ma już pewny awans do kolejnej fazy), to w PLK tak różowo - mówiąc delikatnie - nie jest. Włocławianie mają bilans 9:10 i zajmują dopiero 9. miejsce w lidze. Trener Frasunkiewicz nie ukrywa, że ewentualny brak Łączyńskiego w kolejnych meczach będzie sporym problemem dla jego zespołu.
- Mam obawy. Kamil zagrał ostatnio dwa dobre mecze i niestety teraz się rozchorował. Wiadomo, że to nie jest tak, iż tylko Kamil potrafi grać, ale chodzi o odpowiedni balans w zespole. To jest kluczowy aspekt dla dobrego funkcjonowania i wygrywania meczów - twierdzi Przemysław Frasunkiewicz.
Legia we Włocławku zdobyła aż 97 punktów, co jest jej trzecim najlepszym wynikiem w tym sezonie. Wcześniej wicemistrzowie Polski przekraczali granicę 100 punktów w meczach w Lublinie i Zielonej Górze. Anwil z kolei po raz pierwszy w tym sezonie stracił tak dużą liczbę punktów.
- Legia rzucała ponad 40 rzutów wolnych. Trafialiśmy dzisiaj z gry lepiej od Legii, wygraliśmy tablice, ale Legia miała ponad 40 rzutów wolnych, a to ponad 1 rzut wolny na minutę. Tak broniąc nie da się wygrać - nie ukrywa Frasunkiewicz.
Polski szkoleniowiec liczy na poprawę jakości jego zespołu w defensywie i powrót generała-Łączyńskiego. W środę włocławianie zagrają z Bambergiem. Stawką będzie I miejsce w tabeli FIBA Europe Cup.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Beniaminek szokuje Polskę. Za tym stoi hojny sponsor
Już krzyczą na niego "MVP". Kluby chciały go podkupić!
Licencje w polskiej lidze: kto wydał najwięcej? Śląsk... ani złotówki!
Legia nie chciała, Anwil go wziął. Ważne zapisy w umowie