Łączyński: Szewczyk jak starszy brat. Brakuje mi go [WYWIAD]

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Szewczyk i Łączyński
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Szewczyk i Łączyński

Wiem, że ludzie teraz patrzą na Szewczyka przez pryzmat tego, że nie nadążał za rywalami, rzucał tylko "trójki", ale niektórzy nie chcą pamiętać o tym, co robił w przeszłości. To był kawał gracza, należy mu się szacunek - mówi Kamil Łączyński.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty: Brakuje panu Szymona Szewczyka (w połowie grudnia dobiegła końca jego przygoda w Anwilu Włocławek, rozegrał pięć sezonów w tym klubie, zdobył m.in. dwa mistrzostwa Polski) w zespole?

Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek: Tak. Nie ukrywam, że przyzwyczaiłem się do jego obecności w szatni. Zawsze bardzo dobrze dogadywaliśmy się na i poza boiskiem. Może w tym sezonie nie odgrywał już tak ważnej roli na boisku, ale w szatni był ważną postacią. Wszyscy wiedzą, jakim jest on człowiekiem pod względem budowania relacji między zawodnikami w zespole. Jest kreatywną postacią, w jego przypadku wiek to tylko liczba. Swoim zachowaniem nie pokazywał, że był najstarszym i najbardziej doświadczonym graczem. Nazwałbym go "nastolatkiem". Wiedział, w którym momencie ten zespół zebrać i go rozweselić.

Lubił robić kolegom żarty i dowcipkować?

Tak, dobrze się w tym odnajdywał, ale sam miał też do siebie ogromny dystans. Był wiodącą postacią na zespołowych chatach czy spotkaniach. Zawsze wysyłał śmieszne filmiki, potrafił stworzyć dobrą atmosferę w drużynę. Wiedział, jak zadziałać w trudnych momentach. To przez ogromne doświadczenie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

Dalej odgrywał rolę DJ-a w szatni Anwilu Włocławek?

A jak! Nie zawsze ta muzyka, którą proponował Szymon, wszystkim się podobała, ale... nikt nie oponował. Najstarszemu przecież nie można zwrócić uwagi. Na jego playliście było wszystko. Od Rammsteina, hip-hop amerykański po disco-polo. Były też elementy chorwackich piosenek ze względu na obecność Josipa Sobina. Multi-kulti. Szymon potrafił sprawić, by każdy czuł się dobrze w zespole. Brakuje mi go, ale taki jest los.

Nie jest tajemnicą, że na wyjazdach zawsze byliśmy w jednym pokoju. Dużo rozmawialiśmy na wiele różnych tematów, sporo o sobie wiedzieliśmy, także o kwestiach rodzinnych i prywatnych. Często też dzwoniliśmy do siebie między sezonami. Byliśmy w stałym kontakcie.

Dalej do siebie dzwonicie?

Oczywiście, i to niemal codziennie. Proszę mi wierzyć, ale Szymon dalej żyje naszym zespołem. Jest dalej zaangażowany w to, co dzieje się w Anwilu Włocławek. Pyta o różne sprawy, kibicuje, wspiera, wysyła wiadomości na grupowym czacie.

W Gliwicach nakleił pan tejpa z napisem #33 na rękę. Dla mnie to był bardzo wymowny znak, że Szewczyk jest niezwykle ważną postacią w panu koszykarskim życiu.

Bo taka jest prawda. To był pierwszy mecz już bez udziału Szymona w barwach Anwilu Włocławek. W Rumunii też nakleiłem takiego tejpa, a to był dzień... jego urodzin. To był taki gest w podziękowaniu za to wszystko, co razem przeżyliśmy. Przez lata tworzyliśmy szatnię w Anwilu Włocławek. Było wiele wspaniałych momentów. Naprawdę doceniam to, co on mi doradził i pomógł podczas tych wszystkich wspólnych lat. Był jak starszy brat. Choć na boisku... był posłuszny. Miał do mnie ogromny szacunek za to, że potrafię kierować zespołem. Często mnie pytał o różne sytuacje boiskowe i o to, w jaki sposób może się zachować w konkretnych akcjach. Był pokorny, mimo ogromnego doświadczenia. To był kawał gracza! Wiem, że ludzie teraz na niego patrzą przez pryzmat tego, że nie nadążał za rywalami, rzucał tylko "trójki", ale niektórzy chyba nie chcą pamiętać o tym, co robił w przeszłości. Przypomnę: Szymon Szewczyk był graczem dominującym m.in. w lidze włoskiej.

Jego CV jest imponujące. Myślę, że niemal każdy polski koszykarz chciałby grać w takich klubach.

Pełna zgoda! Szymon był wybrany w drafcie NBA, później pełnił wiodącą rolę w najmocniejszych ligach w Europie. Nie jesteśmy aż tak mocarną populacją koszykarską w Europie, żeby zapominać o tym, co robili Gortat, Lampe, Ignerski, Wójcik czy Szewczyk. Uważam, że Szymon jest jedną z ostatnich legend polskiej koszykówki. Czy ty wiesz, że Szymon przeskakiwał kilka maskotek podczas konkursu wsadów w Bundeslidze? On potrafił wykręcić też eval na poziomie "40" w najlepszych ligach w Europie. Dlatego trzeba go szanować i czerpać z jego wiedzy i doświadczenia. Zagadką jest dla mnie, w którą stronę pójdzie. Widzę, że dobrze czuje się w komentowaniu meczów. Żyje tym, zawsze jest przygotowany.

Łączyński: Bronię trenera, bo wiem, jaki ma warsztat
Łączyński: Bronię trenera, bo wiem, jaki ma warsztat

To ciekawy wątek. W jaki sposób się przygotowywał, gdy był jeszcze czynnym koszykarzem?

Gdy wiedział, że zbliża się jego mecz w Canal+Sport, to przeglądał różne statystyki, robił notatki, podglądał różne zagrania poszczególnych zespołów i zawodników. Widać było, że tym żyje i to mu sprawia wielką frajdę. Koszykówka w ogóle go nie nudzi. Czuł tę presję i adrenalinę przed każdym spotkaniem.

Pan też ma za sobą debiut w roli komentatora. I to w jakim gronie!

To prawda. Wspólnie z tatą Jackiem - na łamach Sportklubu - skomentowaliśmy jeden z meczów finałowych ligi francuskiej: Asvel - Monaco. Fajne doświadczenie. Miałem z tego dużo frajdy. Starałem się przekazać kibicom swoją wiedzę i doświadczenie. Kto wie, może kiedyś będę pełnił tę funkcję częściej?

O Kamilu Łączyńskim mówi się, że jest pan bardzo analityczny.

Zgodzę się. Koszykówka jest jednak tak szybką i dynamiczną grą, że nie można za bardzo rozwijać swoich myśli, bo po jednej akcji następuje druga. Szybka analiza jest tutaj wskazana. Trzeba wychwycić te najważniejsze elementy. Wydaje mi się, że dobrze się w tym odnalazłem, choć trema była ogromna. Nie ukrywam, że lepiej czuję się z piłką w rękach na boisku niż za mikrofonem.

Pan też skręci w stronę komentatora po karierze czy to za szybko na takie wskazania? Może trenerka?

Za szybko by o tym mówić. Jeszcze nie czuję tego, że mógłbym zostać trenerem. Ja nadal chcę grać i wygrywać kolejne mecze i trofea. Fizycznie czuję się w porządku. Jeśli Szymon grał do "czterdziestki", Łukasz Koszarek ma 38 lat, to czemu mam rezygnować? Ja kocham koszykówkę i nie zamierzam odpuszczać.

Nie przeszkadza panu rola rezerwowego w tym sezonie?

Nie. Rozmawiałem z trenerem Frasunkiewiczem na ten temat. To jest też związane z tym doświadczeniem, które nabyłem podczas kariery. On wiele razy mówił o tym, że w jego taktyce nie ma czegoś takiego jak: "żelazna piątka". U niego w systemie wartość zmienników jest tak samo ważna jak wartość pierwszej piątki. Każdy w naszym zespole ma swoją rolę do odegrania. Wiem, że trener chciał, żebym ja z Josipem Sobinem wchodził wspólnie na boisko.

Wspomniał pan trenera Frasunkiewicza. Chciałbym wrócić do konferencji prasowej po meczu z PGE Spójnią Stargard, gdzie wziął pan w obronę trenera, mówiąc, że wszystko co złe to wasza wina, a nie sztabu szkoleniowego. To były wymowne słowa.

Pamiętam tę konferencję. Nie ma co ukrywać, że na początku sezonu nie grzeszyliśmy formą. Niestety w sporcie zawodowym jest tak, że wygrywa zespół, a przegrywa trenera. Ja stanąłem w obronie trenera, bo wiem, jaki ma warsztat, i wiem, jakich ma asystentów. Są to ludzie dedykowani do pracy w koszykówce. Oddani tej dyscypliny w 100 procentach. Oni wciąż się rozwijają. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich zaangażowania. Trener Frasunkiewicz ze swoimi ludźmi - Piotrem Blechaczem i Grzegorzem Kożanem - cały czas dodają coś do naszego systemu. Jest ciągła analiza, próba postępu i doskonałości.

Jak zmienił się Anwil po dojściu Lee Moore'a?

Dojście Lee Moore'a zwiększyło naszą rotację. To też wpłynęło na naszą intensywność. Od meczu z Kingiem Szczecin graliśmy dużo bardziej agresywnie, każdy z nas miał więcej sił do gry w obronie i w ataku. Lee to klasowy gracz. Nie jest jednostronny. Potrafi rzucić z dystansu po koźle, spenetrować w obie strony i wykończyć akcję, jak również dobrze obsłużyć kolegów. Od kiedy przyszedł zaczęliśmy przede wszystkim wygrywać i to jest największa zmiana. Poza boiskiem nie sprawia wrażenia gwiazdy, a na nim z kolei potrafi złapać świetną chemię z pozostałą częścią ekipy.
__________________

Przedstawiciele Anwilu Włocławek - za pośrednictwem kkwloclawek.pl - informują, że Kamil Łączyński podczas spotkania z Suzuki Arką Gdynia doznał kontuzji. Kompleksowe badania lekarskie, m.in. rezonansem magnetycznym wykazały uraz stawu biodrowego, który wymaga przerwy od treningów i meczów. Urazy tego typu oznaczają najczęściej od dwóch do czterech tygodni przerwy, wszystko zależy od procesu rehabilitacji, który zawodnik już rozpoczął.



Zobacz także:
Tak uhonorują legendę klubu. Griszczuk poparł pomysł
Marek Łukomski: Stargard? Specyficzne środowisko
Gwiazdor odchodzi z Polski! Zaskakujące kulisy
Kolejny trener zwolniony! Prezes wyjaśnia i... szuka następcy

Źródło artykułu: WP SportoweFakty