- Absolutnie nie mam żadnych pretensji do organizatorów. Przede mną upadł Belg i czekałam aż zejdzie z trasy. Gdy ruszyłam, miałam zablokowany amortyzator. Zawsze odblokowuję go odruchowo przed zjazdem. Teraz w połowie zjazdu zorientowałam się, że tego nie zrobiłam, zerknęłam w dół i odblokowałam. Ale już inaczej niż zwykle podjechałam do największej skały, przez co na dole moje przednie koło wjechało w wyrobiony przez kolarzy dołek. Nie zdążyłam nic zrobić, wyleciałam przez kierownicę i uderzyłam brodą i czubkiem kasku prosto w ostrą skałę - opisała wypadek dla Przeglądu Sportowego Maja Włoszczowska.
Polska srebrna medalistka olimpijska w kolarstwie górskim dodała, że póki co chodzenie sprawia jej ból i nie wie, kiedy wsiądzie ponownie na rower.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.