Wojciech Pszczolarski lecąc na Puchar Świata w Milton nie spodziewał się tego, co go tam spotkało. - Już w Milton zaatakowała mnie grypa. Trzy dni wycięte z życia. Gdy w niedzielę chciałem stanąć na starcie wyścigu madison, poszedłem jeszcze kontrolnie do lekarza, bo się już naprawdę dobrze czułem - opowiadał w rozmowie z Polsatem Sport.
Badający Polaka lekarz zapytał go, gdzie ostatnio był zagranicą. Kolarz odparł, że w Chinach, a konkretniej w Wuhan.
Po krótkiej chwili i konsultacji, Pszczolarski razem z profesorem Leszkiem Sibilskim zostali przewiezieni do szpitala, a towarzyszyła im eskorta policyjna. Zamknięto nawet ulice. - W samym szpitalu zostałem odseparowany od innych chorych. Przeszedłem testy. Skończyło się na dziewięciu godzinach spędzonych na izbie przyjęć. To nie był koronawirus, ale zwykła grypa - tłumaczył kolarz.
ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze
Ponieważ była to dopiero końcówka stycznia, problem koronawirusa nie był jeszcze tak duży. Możliwe, że Pszczolarski był pierwszym sportowcem przebadanym na obecność choroby. - O ile nie pierwszym Polakiem. Nie mówiło się jeszcze wtedy o Polakach podejrzanych o obecność koronawirusa. Nie będę sobie przypisywał tego tytułu. Nie ma się czym szczycić. To jest naprawdę duży problem - podkreślił.
W Wuhan kolarz był na Igrzyskach Wojskowych, ale miało to miejsce w połowie października, a wszystko zaczęło się dopiero w grudniu. Na tej imprezie było ponad 200 polskich zawodników, a w sumie blisko 10 tysięcy sportowców.
Czytaj też:
-> Kolarze odizolowani w hotelu w Abu Zabi: czekają na certyfikaty, przekładają loty
-> Kolarstwo. Bez nowych przypadków koronawirusa. Departament Zdrowia podał wyniki 167 badanych