Marek Bobakowski: My, Polacy - jesteśmy mistrzami w hejcie. Nie oszczędziliśmy nawet zmarłego sportowca (komentarz)

Instagram / Michael Goolaerts przed wyścigiem Paryż-Roubaix (2018).
Instagram / Michael Goolaerts przed wyścigiem Paryż-Roubaix (2018).

Sekundy po śmierci Michaela Goolaertsa pojawiły się komentarze internautów, z których określenie "koksiarz" było najdelikatniejszym. Hejt to polska specjalność. Nasza, bo Belgowie i Francuzi potrafili zachować w tej sytuacji odpowiednią powagę.

W tym artykule dowiesz się o:

"Zdążyli mu pobrać próbkę moczu?", "Lekarze nie dali rady nadmiarowi dopingu", "W kolarstwie pakują, pakują i ciągle pakują", "Koks zbiera żniwo" - my, Polacy, już wydaliśmy wyrok. 23-letni kolarz, który podczas wyścigu Paryż-Roubaix doznał ataku serca (tutaj przeczytasz więcej >>), z pewnością stosował niedozwolone środki. I właśnie przez nie zmarł. W sumie, to dobrze mu tak! Nam nie jest potrzebna analiza jego przeszłości medycznej, nie interesuje nas, że był badany (również na obecność niedozwolonych środków) częściej niż większość sportowców, w końcu nie musimy czekać na wyniki sekcji zwłok.

W sumie można by powołać komisję śledczą. Temat jeszcze przez kilka miesięcy napędzałby idiotyczne komentarze. Podzieliłby też społeczeństwo na pół, byłaby możliwość do internetowej "naparzanki", w komentarzach wylewalibyśmy żółć, która gromadzi się w nas - takie mam wrażenie - każdego dnia. Smoleńsk, Tomasz Mackiewicz, PiS-PO, Mandaryna, a nawet Robert Lewandowski - Polak hejtuje, Polak czuje, że żyje.

Gdzie w tym wszystkim jest człowiek? Zastanowiłeś się Janie Kowalski i Piotrze Nowaku, co poczują najbliżsi zmarłego Michaela Goolaertsa, kiedy przeczytają twój jakże żenujący wpis (mam nadzieję, że jednak nie przeczytają)? Co byś poczuł, gdyby zmarł ktoś z twoich bliskich, zapalony sportowiec, człowiek pełen pasji, kochający życie, zawsze uśmiechnięty, a pod informacją o jego tragicznym wypadku, co drugi wpis brzmiałby: "KOKSIARZ". Zastanowiłeś się...? No właśnie.

Przejrzałem belgijskie i francuskie media. Przeczytałem dziesiątki artykułów na temat nieoczekiwanej śmierci Goolaertsa. Dziennikarze informują, że będzie sekcja zwłok, która wyjaśni, czy najpierw miał zawał, a dopiero potem wpadł w nasyp, czy może było odwrotnie. 23-latek był regularnie badany (ostatni raz w listopadzie 2017). Lekarze wyjaśniają, że nauka nie jest w stanie - mimo zaawansowanych urządzeń pomiarowych - wykryć wszystkich wad serca, które mogą być przyczyną zgonu podczas wysiłku. Podają przykłady sportowców, którzy tak właśnie zmarli, a o dopingu słyszeli jedynie z gazet.

Obserwowałem też komentarze pod tymi artykułami. Nie znalazłem żadnego wpisu, który poddawałby w wątpliwość czystość Belga. Żadnego! Nie sądzę, że internetowi moderatorzy w Belgii są skuteczniejsi niż ci w Polsce. Po prostu tam społeczeństwo szanuje ból rodziny, wyraża współczucie, nie doszukuje się podwójnego dna, zna granicę przyzwoitości. Co by się działo w polskim internecie, gdyby taka sytuacja dotknęła naszego sportowca? Pewnie większość dużych portali musiałaby po prostu wyłączyć możliwość komentowania. Niejednokrotnie się tak zdarzało.

Mam apel do twórców stron internetowych. Stwórzcie system, który będzie wyświetlał użytkownikowi - po wpisaniu komentarza - alarm napisany wielkimi literami: "Czy na pewno chcesz zamieścić taki wpis? Przemyśl to jeszcze raz". I dopiero po przeczytaniu tego zdania i kliknięciu drugi raz na "wyślij" słowa internauty pojawiałyby się na stronie.

Dopóki jednak nie ma takiego rozwiązania, proponuję wszystkim zastępnik. Napiszcie sobie taki alarm na małej karteczce i przylepcie ją obok monitora, by go cały czas widzieć kątem oka. Może w ten sposób ograniczymy wspólnymi siłami choć trochę hejt. Każdy idiotyczny wpis mniej będzie naszym sukcesem!



ZOBACZ WIDEO Co za uderzenie z woleja Grealisha! Przepiękny gol na Villa Park [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 1]

Źródło artykułu: