Simeoni oddał koszulkę mistrza Włoch

Zapowiedź nie była słowem rzucanym na wiatr. Protestujący przeciw niezaproszeniu na Giro d'Italia jego ekipy, Filippo Simeoni w poniedziałek złożył w siedzibie federacji swoją koszulkę mistrza Włoch.

W tym artykule dowiesz się o:

Zawodnik pojawił się na stadionie Olimpijskim w Rzymie, w siedzibie Włoskiej Federacji Kolarskiej, by rozmawiać z prezydentem Renato Di Rocco, którego jednak nie zastał. Spotkał się z sekretarzem generalnym Marią Cristiną Gabriotti, której przekazał wywalczoną w ubiegłym roku w Bergamo trójkolorową koszulkę mistrza kraju.

- To mocny gest z mojej strony - powiedział Simeoni portalowi tuttobiciweb.it. - To również rewolta wobec federacji, która nie zrobiła nic w sprawie braku zaproszenia dla zespołu Flaminia Bossini na Giro d’Italia, który jest znany na granicą jako broniący wartości narodowych - wyjaśnił.

- Jasne, że możemy dyskutować o kryteriach selekcji przyjętych przez RCS Sport [organizator Giro]. Oni mówią, że inspirują się takimi wartościami jak: historia, walory sportowe, etyka, ale ja się pytam jak to możliwe, że została zaproszona ekipa ISD, która nie ma historii, a jedynie zaraz po powstaniu dołączyła do projektu biologicznego paszportu - denerwował się.

Zarejestrowana w Irlandii włoska Flaminia (kategoria ProContinental) nie została zaproszona na Giro na stulecie, mimo spełnienia wszystkich do tego warunków, czyli przede wszystkich przystąpienia do paszportu biologicznego. - Jakie walory sportowe reprezentuje zespół Xacobeo? A z punktu widzenia etycznego, jak można było po 2008 roku zaprosić Barloworld? - pytał Simeoni.

- Powiedziałbym, że te wybory zostały dokonane z racji komercyjnych. Ale bardziej niż do RCS, który tak jak w swoim domu robi co chce, muszę wskazać palcem na federację, która nie zrobiła nic, by bronić trójkolorowej koszulki i takich ważnych sponsorów jak Ceramica Flaminia i Bossini Docce, które inwestują w kolarstwo i robią dla niego o wiele więcej - przyznał.

Co się stanie teraz? Zobaczymy, gdy na starcie kolejnego wyścigu pojawię się bez mojej trójkolorowej koszulki - powiedział.

Miłość do kolarstwa

Jeszcze w niedzielę Simeoni, którego niesamowity finisz (wygrany z Giovannim Viscontim i Filippem Pozzato) na trasie krajowego czempionatu jest największym sukcesem w karierze, przyznawał, że jest zdemoralizowany. - To nie do zaakceptowania, żeby mistrz Włoch nie brał udziału w największym wydarzeniu w swoim kraju. Ta koszulka nie nosi chyba w sobie żadnej wartości. Oddam ją, bo nie chcę jej już nosić. To jest prowokacja: przeciw nieprawości, akt miłości do kolarstwa, na przekór hipokryzji, w której się znaleźliśmy. - grzmiał.

Simeoni jest najbardziej znanym zawodnikiem Flaminii, gdzie jeździ jeszcze m.in. Enrico Rossi. W tym sezonie, również za sprawą Maurizio Biondo, wygrali dwa wyścigi. Niżej notowane od tej ekipy w Europie są dwie inne, o których mówił Simeoni: zasilany ukraińskimi pieniędzmi ISD i galicyjski Xacobeo.

W trakcie pięciu lat istnienia dysponująca wciąż wzrastającym budżetem 3 mln euro Flaminia nie została zaproszona na Giro ani razu.

Nieprzyjemnego tematu nie podejmował na razie dziennik "La Gazzetta dello Sport", należący do tego samego koncernu, co spółka organizująca narodowy wyścig Włochów.

Zatarg z Armstrongiem

Simeoni bardziej niż z powodu wyników jest znany w świecie kolarstwa z konfliktu z Lancem Armstrongiem. Na początku lat 90-tych mianowicie obaj korzystali z usług dr. Michele Ferrariego. Gdy na jaw, na początku tego wieku, wyszedł doping Włocha, przyznał on, ów lekarz przepisywał mu środki dopingujące (m.in. Epo i hormon wzrostu), mówiąc jednocześnie, jak je stosować.

Czujący, że naruszono również jego dobre imię Armstrong nazwał Simeoniego "kłamcą". Ten w odwecie pozwał Amerykanina do sądu, żądając zadośćuczynienia w wysokości 100 tys. euro, które zobowiązał się przekazać na cele charytatywne.

Kulminacją sporu dwóch równolatków (rocznika 1971) jest 18. etap Tour de France edycji 2004. Na czele wyścigu znajdowało się kilku zawodników, do których ruszył z peletonu Simeoni. Za nim podążył Armstrong, chociaż nie miał żadnego interesu w wygraniu etapu, bo jego pozycja lidera była niezagrożona. Jednak wyjście do przodu zawodnika w żółtej koszulce uruchomiło działania ekipy T-Mobile, bo o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej wciąż walczyli jej zawodnicy: Andreas Klöden i Jan Ullrich.

Armstrong nie wrócił do peletonu, dopóki nie zrobił tego Simeoni. Efektem było dopadnięcie przez główną grupę całej ucieczki i pozbawienie jej szans na rozegranie między sobą finiszu. Teksańczyk powiedział potem, że Włoch nie zasłużył na zwycięstwo etapowe.

Rewanż nastąpił dwa dni potem, na finałowym etapie na Polach Elizejskich, kiedy Simeoni próbował zepsuć Armstrongowi święto próbami odjazdów, za każdym razem będąc jednak neutralizowanym przez zespół US Postal.

Po kilku przesłuchaniach cała sprawa z dr. Ferrarim zakończyła się niczym w kwietniu 2006 roku.

Komentarze (0)